Pracownicy skuszeni wyższymi zarobkami, ale bywa, że po prostu niezadowoleni z dotychczasowych warunków panujących w miejscu pracy, nauczyli się porzucać dotychczasowego chlebodawcę. Bez formalnego rozwiązania umowy. Przeskakują z firmy do firmy bez oglądania się za siebie.
Robią tak, bo pozwala na to sytuacja na rynku, gdzie brakuje rąk do pracy i zdesperowani przedsiębiorcy chętnie podbierają sobie pracowników. Potrzebnych tu i teraz. Nikt nie chce więc czekać na zakończenie okresu wypowiedzenia umowy w dotychczasowej firmie.
Porzucony pracodawca ma co prawda możliwość zwolnienia dyscyplinarnego zbiega. Co z tego, jeśli ten nie chce współpracować i nie odbiera korespondencji w tej sprawie od listonosza. Wyciąganie konsekwencji z porzucenia pracy staje się wtedy udręką dla przedsiębiorcy i zamiast dać uciekinierowi nauczkę, sam przedsiębiorca wpędza się w czasochłonne i – wydaje się, że zbędne – procedury.
Więcej o rozwiązaniu umowy o pracę
Dyscyplinarka rzucona w ślad za nielojalnym pracownikiem nie zniechęci jego nowego pracodawcy do zatrudnienia zbiega. Poza tym ryzykuje się, że zwolniony dyscyplinarnie odwoła się do sądu pracy i jeszcze wygra odszkodowanie za błąd formalny w zwolnieniu. Właściciele firm wybierają więc żmudną drogę poszukiwania zbiega i namawiania go do rozstania za porozumieniem stron. Tylko wtedy mogą wyprostować sytuację w urzędzie skarbowymi i ZUS, dla których pracownik nadal jest zatrudniony w tej firmie i od jego pensji należą się podatki i składki.