Względnie dobra sytuacja na rynku pracy w naturalny sposób zmniejsza zainteresowanie kwestiami zwolnień. Doświadczenie podpowiada jednak, że to tylko kwestia czasu.
Czytaj także: Programy dobrowolnych odejść mniej atrakcyjne
Temat już przerobiony
Za sprawą powszechnie obserwowanych zmian w organizacji pracy, „internetyzacji" handlu i usług, automatyzacji produkcji, a także wynikającego z różnych przyczyn naturalnego zanikania niektórych zawodów i specjalności, problem sprawnej restrukturyzacji zatrudnienia niechybnie wróci. Czy potrafimy wykorzystać doświadczenia, jakie wynieśliśmy z okresów, gdy urzędy pracy były zasypywane informacjami o zwolnieniach, czy też na nowo będziemy wymyślać to, co już zostało wymyślone i sprawdzone w praktyce?
Weźmy dla przykładu programy dobrowolnych odejść (PDO). Ich historia nie jest wprawdzie zbyt długa, ale za to bardzo ciekawa.
Profit za rezygnację z etatu
Instytucja ta pojawiła się w firmach, które poszukiwały alternatywnych rozwiązań w stosunku do tradycyjnych procedur unormowanych w ustawie z 13 marca 2003 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników. Pozwalała oszczędzić czas i – mimo zwiększonych przysporzeń na rzecz odchodzących pracowników – zawierała jedną niewątpliwą zaletę. Mianowicie była rozwiązaniem mniej konfliktowym i w efekcie nie skutkowała zalewem odwołań do sądów pracy, których rozstrzygnięcia mogły przysparzać pracodawcom wielu kłopotów i nieplanowanych kosztów.