Prawo do maila i internetu a dyscyplina pracy

Prawo pracy rozwija się w dwóch kierunkach i oba są trudne do przyswojenia.

Aktualizacja: 31.07.2016 13:24 Publikacja: 31.07.2016 10:30

Prawo do maila i internetu a dyscyplina pracy

Foto: 123RF

Część systemu zmierza w stronę bardzo ścisłej regulacji, harmonizacji i detalicznego określenia wszystkiego. Tak jest np. z czasem pracy, delegowaniem, pracą tymczasową. Drugi kierunek jest wprost przeciwny – w wielu dziedzinach prawo pracy z premedytacją odmawia przyjęcia wiążących regulacji, licząc się z ryzykiem, że takich ustaleń nie da się wprowadzić. Do tych miękko regulowanych sfer należy m.in. tak ważna jak prywatność pracownika.

We współczesnych relacjach pracowniczych do najistotniejszych pytań należy prawo pracodawcy do zapoznania się z treścią skrzynki mailowej pracownika, gdy jest ona zarejestrowana w domenie służbowej pracodawcy. Dlatego wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 12 stycznia 2016 r. (skarga nr 61496/08), znany jako sprawa Barbulescu, został raczej powszechnie przyjęty jako rozstrzygnięcie z kręgu soft law, jednoznacznie przesądzające tę kwestię na korzyść pracodawcy. Jednak bardziej wnikliwa lektura tego rozstrzygnięcia, a zwłaszcza zdania odrębnego jednego z sędziów, prowadzi do wniosku, że jest to klasyczne stanowisko prawnicze ironicznie opisywane przez nieprawników jako „tak, ale...".

Sprawę można krótko tak streścić. W Rumunii inżynier Bogdan Mihai Barbulescu na żądanie pracodawcy założył konto w Yahoo Messenger (w 2007 r. była to pionierska i bardzo dobra aplikacja). Inżynier Barbulescu miał zastrzeżone, aby messengera używać wyłącznie w celach zawodowych. Następnie szef zakomunikował mu, że jego messenger jest monitorowany i używa go także do celów prywatnych. Inżynier zaprzeczył. Na co pracodawca wyjął transkrypt z jego korespondencji, z którego wynikało, że stale koresponduje ze służbowej aplikacji.

Wskutek tego Barbulescu został zwolniony z pracy. Przegrał sprawę w dwóch instancjach w sądach rumuńskich, a następnie skierował sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – na mocy art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Trybunał orzekł, że nie doszło do naruszenia art. 8 konwencji, który dotyczy poszanowania życia prywatnego.

W następstwie tego wyroku pojawiły się głosy, że idzie on w odwrotną stronę niż dotychczasowe orzecznictwo i oznacza nieograniczone prawo kontroli pracodawcy w stosunku do elektronicznych narzędzi powierzonych pracownikowi. W pewnym sensie tak właśnie jest. Jednak zarówno zdanie odrębne sędziego Pinto de Albuquerque, jak i dyskusja wokół wyroku każą sądzić, że omnipotencja pracodawcy wobec pracownika w tej sferze należy do zjawisk pozbawionych przyszłości.

W prawie istotne zmiany mają charakter narastający. Najpierw jest jakiś pogląd dominujący, ale jednocześnie powstaje obok niego stopniowo przeciwna masa krytyczna, trochę jak lawina zaczynająca się od paru kamieni. Na końcu często ta lawina zmiata górę dominującego poglądu.

W dyskusji prawniczej, a zwłaszcza w zdaniu odrębnym sędziego Pinto de Albuquerque pojawiły się zarówno wątpliwości o charakterze szczegółowym, jak i te najbardziej ogólne. O tych szczegółowych warto tylko wspomnieć podkreślając, że wnikliwość komentatorów bywa zaiste imponująca. Zwrócono np. uwagę na to, że gdy pracodawca pytał inż. Barbulescu o używanie messengera do celów prywatnych, już miał potwierdzenia, z których wiedział, co on robił. Po ludzku mówiąc, postępował nielojalnie czy też kolokwialnie „wpuszczał" Barbulescu po to oczywiście, żeby go potem zwolnić.

Ciekaw jestem, czy w polskich sądach taka nielojalność w relacjach pracowniczych w ogóle byłaby zauważona jako argument prowadzący do uchylenia odpowiedzialności pracownika, gdy szef tak postępuje. I to nawet wtedy, gdy etatowiec narusza regulamin pracy zabraniający używania messengera do celów prywatnych. Bo strona nielojalna nie może korzystać z efektów swojej nielojalności i oceny tego przesuwają się na właściwy, możliwie ogólny poziom. Ale na tle tej sprawy o wiele ciekawsze jest pytanie, czy pracodawca w ogóle może zakazać pracownikowi używania prywatnej korespondencji i internetu w godzinach pracy z urządzeń i aplikacji pracodawcy. Odpowiedź na nie jest coraz mniej oczywista.

W filozofii unijnej internet (sprawa Barbulescu nie była wprawdzie przedmiotem rozstrzygnięcia przez sąd unijny, bo Trybunał Praw Człowieka jest sądem Rady Europy, ale przepisy unijne są w nim pomocniczo stosowane) jest dobrem cywilizacyjnym o kluczowym znaczeniu dla dobrobytu społeczeństw. Dostęp do internetu czy maila nie ma być przywilejem, źródłem uciechy ani reglamentowanym dobrem, ale fundamentem rozwoju. Oczywiście przyszłym wyrokom należy pozostawić rozwiązanie dylematu, jak prawo do maila i internetu pogodzić z dyscypliną pracy i podporządkowaniem pracownika pracodawcy. W tej kwestii m.in. Komitet Ministrów Rady Europy w rekomendacjach z kwietnia 2015 r. daje wyraźny priorytet wszelkim rozwiązaniom blokującym czy filtrującym dostęp załogi do sieci. Używanie narzędzi dyscyplinarnych wobec pracownika ma być ostatecznością.

Pogląd ten należy rozumieć w ten sposób, że zakazywanie pracownikowi czy komukolwiek dostępu do internetu jest niehumanitarne i antycywilizacyjne. To tak jakby odciąć kogoś od wody i powietrza. Ciekawe, czy zmierzamy w tę właśnie stronę?

Część systemu zmierza w stronę bardzo ścisłej regulacji, harmonizacji i detalicznego określenia wszystkiego. Tak jest np. z czasem pracy, delegowaniem, pracą tymczasową. Drugi kierunek jest wprost przeciwny – w wielu dziedzinach prawo pracy z premedytacją odmawia przyjęcia wiążących regulacji, licząc się z ryzykiem, że takich ustaleń nie da się wprowadzić. Do tych miękko regulowanych sfer należy m.in. tak ważna jak prywatność pracownika.

We współczesnych relacjach pracowniczych do najistotniejszych pytań należy prawo pracodawcy do zapoznania się z treścią skrzynki mailowej pracownika, gdy jest ona zarejestrowana w domenie służbowej pracodawcy. Dlatego wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 12 stycznia 2016 r. (skarga nr 61496/08), znany jako sprawa Barbulescu, został raczej powszechnie przyjęty jako rozstrzygnięcie z kręgu soft law, jednoznacznie przesądzające tę kwestię na korzyść pracodawcy. Jednak bardziej wnikliwa lektura tego rozstrzygnięcia, a zwłaszcza zdania odrębnego jednego z sędziów, prowadzi do wniosku, że jest to klasyczne stanowisko prawnicze ironicznie opisywane przez nieprawników jako „tak, ale...".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona