Roman Giedrojć, szef Państwowej Inspekcji Pracy, przedstawił we wtorek wyniki kontroli w sieci sklepów budowlanych Praktiker. Inspektorom udało się już wyegzekwować 109 tys. zł zaległych wynagrodzeń. Sieć ma jednak jeszcze przeszło 1,5 mln zł zaległości za kwiecień wobec przeszło 500 pracowników.
Wysoka kara za spóźnienie
– Wypłata wynagrodzeń to rzecz święta – mówi Roman Giedrojć, główny inspektor pracy. – Dlatego oferujemy wszechstronną pomoc pracownikom, którzy nie otrzymali ich na czas. Oferujemy pomoc w pisaniu ewentualnych pozwów do sądu pracy, ale ze swej strony deklarujemy, że użyjemy wszystkich dostępnych nam narzędzi, aby zmusić niesumiennego pracodawcę do zapłaty zaległości. Inspekcja może bowiem nałożyć na firmę, która nie realizuje nakazu zapłaty, karę do 200 tys. zł. Jeśli będzie taka potrzeba, nie zawahamy się nałożyć takiej kary.
Szef PIP podkreślił jednak, że powstawanie zaległości w wypłacie wynagrodzeń wynika z luk w obecnej regulacji. PIP postuluje, aby za długi przedsiębiorstwa odpowiadał nie tylko obecny zarząd spółki, ale także poprzedni, który poprzez zmiany we władzach spółki chce uniknąć odpowiedzialności za zaległości.
Szef PIP ma też postulat stworzenia szybkiej ścieżki rozpatrywania roszczeń pracowniczych wobec upadających spółek. W takich sytuacjach czas działa bowiem na niekorzyść zatrudnionych.
Z podobnym do Praktikera przypadkiem inspektorzy spotkali się w zeszłym roku, gdy spółka Bezpieczny List w krótkim czasie kilkakrotnie zmieniła właściciela i w finale została przeniesiona na Cypr. Skutecznie utrudniło to dochodzenie zaległości dla zatrudnionych w spółce listonoszy, którzy z dnia na dzień zostali pozbawieni środków do życia.