Warunkowa zdolność do pracy na ryzyko pracodawcy

Paradoks z częściową utratą możliwości wykonywania dotychczasowej pracy polega na tym, że najlepiej takiego pracownika zwolnić. Brak stanowiska w firmie, które byłoby dla niego odpowiednie, nie zwalnia bowiem z obowiązku wypłacania mu pensji za czas bezczynności.

Publikacja: 24.03.2016 01:00

Warunkowa zdolność do pracy na ryzyko pracodawcy

Foto: 123RF

Pokora wobec poglądów Sądu Najwyższego nie zawsze jest sprawą łatwą. A jednak trzeba się jej nauczyć i jest to niewątpliwie dobre ćwiczenie dla każdego prawnika, który lubi bronić własnych poglądów.

Piszę te słowa, mając na myśli wyrok Sądu Najwyższego z 7 stycznia 2014 r. (I PK 150/13), którym wyrzeczono, że w przypadku stwierdzenia częściowej niezdolności do pracy pracownik zachowuje prawo do wynagrodzenia jak za gotowość do pracy, chociaż nie może być do pracy dopuszczony z powodu przeciwwskazań na podstawie art. 229 § 4 k.p.

Warto o tym wyroku pamiętać, ponieważ przypadków, w których lekarze medycyny pracy stwierdzają częściowe jedynie przeciwwskazania do pracy, jest coraz więcej. Powiedziałbym nawet, że ich przybywa. Najczęściej polegają one na stwierdzeniu, że pracownik wprawdzie może pracować, ale już nie na wysokości lub nie porze nocnej albo nie w tych warunkach, w jakich do tej pory wykonywał obowiązki. Innymi słowy, może on pracować tylko pod pewnymi warunkami. Do tego opisu należy dodać uwagę, że ta częściowa niezdolność nie jest pochodną wypadku przy pracy lub choroby zawodowej.

Gwarantowana pensja...

Sąd Najwyższy powiada, że w takim przypadku należy pracownikowi powierzyć taką pracę, którą może wykonywać. A narzędziem to umożliwiającym jest art. 42 § 4 k.p. Zaraz jednak przypomina, że ten przepis dotyczy szczególnych potrzeb pracodawcy, co wykładnię nieco utrudnia, wskazując i reinterpretując swoje własne wcześniejsze orzeczenie.

Gdyby jednak pracodawca takiej pracy nie powierzył, albowiem żadnej odpowiedniej pracy nie ma, to wciąż musi płacić wynagrodzenie na podstawie art. 81 k.p. Sąd Najwyższy twierdzi bowiem, że pracownik jest wciąż w „obiektywnej" gotowości do wykonywania pracy. A skoro tak, to przyczyną niewykonywania pracy nie jest częściowa niezdolność do pracy, ale jej niedostarczenie przez pracodawcę. To, że wina zaistniałej sytuacji nie obciąża pracodawcy, nie ma znaczenia. W prawie pracy bowiem mamy do czynienia – jak powiada za doktryną prawa pracy Sąd Najwyższy – z ryzykiem pracodawcy, w tym z tzw. ryzykiem socjalnym.

...ale już nie etat

Dodać trzeba od razu, że tak jak SN zachowuje społeczną wrażliwość, nakazując płacić osobie niepracującej, tak zarazem wykazuje się kategoryzmem wobec pracownika, pozwalając go zwolnić. Niech bowiem pocieszy zmartwionych powyższym wywodem pracodawców inny fragment uzasadnienia. Otóż powołując się na wyrok SN z 16 grudnia 1999 r. (I PKN 469/99), stwierdzono, że przeciwwskazanie lekarskie do wykonywania choćby jednego obowiązku należącego do zakresu czynności na zajmowanym stanowisku pracy uzasadnia wypowiedzenie umowy o pracę.

Tyle o poglądach Sądu Najwyższego. Trzeba się ich trzymać, ponieważ autorytet tego organu jest ogromny i zasłużony. Każdym też słowem tego tekstu zachęcam do szacunku dla powyższego judykatu. A tylko prywatnie wyrażam nadzieję, że SN zechce kiedyś zmienić zdanie w tej sprawie i orzec dokładnie odwrotnie.

Błędne założenia

Koncepcja „obiektywnej" zdolności do pracy może bowiem budzić wątpliwości. Żeby być zdolnym do jakiejś pracy, to praca w ogóle musi być. Jeśli zatrudniam jednego pracownika, to twierdzenie, że jest on zdolny do pracy – ale innej niż go zatrudniłem, i to takiej, której nie mam – nie przekonuje.

Nie bardzo można się zgodzić z poglądem, że prawo pracy cechuje zasada ryzyka socjalnego. To koncepcja doktrynalna, a nie prawo. Prawdą jest, że istnieją konkretne przepisy, które nakładają obowiązki socjalne. I nie jest to kwestia ryzyka, ale polityki społecznej. Pracodawca płaci np. wynagrodzenie chorobowe nie dlatego, że ponosi jakieś ryzyko, ale dlatego, że państwo, opierając się na zasadzie solidaryzmu społecznego, tak nakazuje. Ryzyko ponosi nie pracodawca, ale pracownik. Jest to ryzyko utraty przychodów z uwagi na utratę zdrowia, które częściowo kompensuje publiczny system ubezpieczeń (ZUS), a częściowo płaci pracodawca w formie quasi-daniny publicznej (tzw. wynagrodzenie chorobowe).

Dlatego tzw. ryzyk socjalnych pracodawcy – o ile taki język analizy w ogóle pozostawić – nie można domniemywać. Jak każda ingerencja w prawo własności musi być jednoznaczna. A tu w moim przekonaniu takiej nie ma. Nie można także twierdzić, że przypadłość pracownika jest przyczyną leżącą po stronie pracodawcy w rozumieniu art. 81 k.p. To przewrotna interpretacja. Nie można wreszcie w moim przekonaniu interpretować rozszerzająco art. 42 k.p.

Relacje stron

Mój sprzeciw budzi również twierdzenie, że jakakolwiek dysfunkcjonalność pracownika w sferze zdolności do pracy uzasadnia wypowiedzenie mu umowy. Oczywiste jest, że w pierwszej kolejności należy szukać dla niego pracy, która jest u pracodawcy dostępna i którą może on wykonywać. Dopiero brak takiej możliwości powinien uzasadniać wypowiedzenie umowy. Pominąwszy argumentację prawną, którą można wywieść z prawa do pracy, to przecież przemawia za tym zupełnie naturalne poczucie sprawiedliwości. Zatrudnienie nie sprowadza się do samej tylko pracy, ale wiąże choćby z obowiązkiem lojalności czy obowiązkiem dostosowania prywatnego czasu pracy do potrzeb zakładu. Za realizację tych i wielu innych obowiązków pracownik nie otrzymuje wynagrodzenia. Wynagrodzenie przysługuje tylko (i słusznie) za pracę. Z kolei pracodawca ma jeszcze więcej niewzajemnych obowiązków wobec zatrudnionego. Tym samym więc pomiędzy nim a pracownikiem relacja nie jest wyłącznie komercyjna. Jest to relacja społeczna.

Tymczasem SN de facto powiada, że mając możliwość zatrudnienia na innym stanowisku tudzież mogąc przez niewielkie nakłady lub akceptowalne zmiany organizacyjne umożliwić wykonywanie pracy, można zwolnić pracownika. Wydaje się, że to dalece niespójne z obowiązkiem kształtowania zasad współżycia społecznego, co przecież musi oznaczać tyle, że także pracodawca tych zasad przestrzega. O społecznej nauce kościoła – do której tak chętnie się odnosimy – już nawet nie wspominam.

Jednak poglądy prawników nie są sobie równe. Ranga poglądu mojego nawet nie przybliża się do rangi poglądów Sądu Najwyższego. Co nie znaczy, że nie warto własnych poglądów głosić. A czas pokaże, które ostatecznie się utrwalą.

Zdaniem autora

Arkadiusz Sobczyk, radca prawny, partner zarządzający Sobczyk & Współpracownicy

Doskonale rozumiem podłoże analizowanego tu wyroku. Rzeczywiście jest tak, że nieracjonalne jest prawo, które osobie całkowicie niezdolnej do pracy zapewnia zabezpieczenie socjalne w postaci wynagrodzenia chorobowego lub zasiłku, a częściowo niezdolnej – która faktycznie nie może jednak wykonywać pracy – już nie. Tyle tylko, że powyższej luki nie można łatać w ten sposób, że za przeoczenie ustawodawcy ma odpowiadać pracodawca. Zabezpieczenie społeczne jest wszak przede wszystkim obowiązkiem państwa, na co pracodawca łoży podatki oraz inne liczne daniny publiczne. Pracownik zresztą też.

Pokora wobec poglądów Sądu Najwyższego nie zawsze jest sprawą łatwą. A jednak trzeba się jej nauczyć i jest to niewątpliwie dobre ćwiczenie dla każdego prawnika, który lubi bronić własnych poglądów.

Piszę te słowa, mając na myśli wyrok Sądu Najwyższego z 7 stycznia 2014 r. (I PK 150/13), którym wyrzeczono, że w przypadku stwierdzenia częściowej niezdolności do pracy pracownik zachowuje prawo do wynagrodzenia jak za gotowość do pracy, chociaż nie może być do pracy dopuszczony z powodu przeciwwskazań na podstawie art. 229 § 4 k.p.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów