Siedzimy w ołpenspejsach, wykonujemy esajmenty, często na stendbaju i tylko weekendowe resety umożliwiają nam chwilę oddechu i ewentualne skołczowanie naszego dziecka (np. nauczenie go gry w szachy). W poniedziałek ponownie wracamy do łorku, badżem otwieramy drzwi do biura i podejmujemy nowe esajmenty. I tak bez końca. Żeby nie powiedzieć – bez endu. To opis zawodowej codzienności wielu polskich pracowników, a słownictwo (z oryginalną pisownią) zaczerpnąłem ze „Słownika gwary biurowej" opracowanego przez serwis pracy Praca.pl.
Głębokie przenikanie
To korporacyjna nowomowa, codzienny język komunikowania się dziesiątek (jeżeli nie setek) tysięcy pracowników. Korporacyjna, bo przyniesiona do nas przez międzynarodowe koncerny, korporacje, jedne z najważniejszych instytucjonalnych przejawów postępującej globalizacji.
Nowomowa to nie tylko język bieżącej komunikacji, ale również język, który coraz częściej przenika do umów o pracę i przede wszystkim do innych dokumentów związanych z zatrudnieniem, nie wyłączając tak ważnych jak np. regulaminy płacowe.
Nie wnikam i nie oceniam powodów takiego procesu. Nie będę analizował, czy to jeszcze język polski czy już nie. Niech zajmą się tym językoznawcy.
Jasne warunki
Chodzi mi jedynie o to, aby pracodawcy korporacyjni ustanawiający wewnętrzne przepisy płacowe mieli na uwadze również i to, że powinny być one klarowne i zrozumiałe. Zarówno dla nich, jak również dla innych podmiotów, na ogół niewładających nowomową, takich jak inspektorzy pracy czy sędziowie sądów pracy.