Przepisy BHP nie regulują tych kwestii szczegółowo, a prawo cywilne i sądy na razie przynajmniej angażowane są rzadko.
Ta walka w wielu biurach zaczyna się od rana, kiedy pierwszy zimnolubny przekręca klimatyzację na minus albo otwiera okno, licząc, że zanim ciepłolubni zorientują się i zaryzykują kolejną sprzeczkę, do pomieszczenia naleci zapas zimna. Ciepłolubni też nie są bez winy, tylko że zwykle nie siedzą przy oknie.
Nie chodzi zresztą tylko o temperaturę. Otwieranie okien przez kilka minut zalecają nawet specjaliści. Poza tym chodzi o to, aby inni o tym wiedzieli, mogli opuścić rękawy czy wyjść do baru. Męczące, a czasem prowadzące do przeziębienia, są natomiast przeciągi.
Prawo i obyczaje
Ramy prawne wydają się jasne: za bezpieczeństwo i higienę w zakładzie czy biurze odpowiada pracodawca, właściciel obiektu. Jego odpowiedzialności nie zmniejsza powierzenie obowiązków BHP firmie zewnętrznej. Ma on reagować na zmieniające się warunki i tu moglibyśmy wskazać np. skrajną pogodę: mrozy czy upały. Rzecz w tym, że skrajną pogodę wszyscy zauważają, a „terroryści" z open space'u działają także wiosną i jesienią, kiedy też jest dużo przeziębień. Prawo określa jednak tylko minimalną temperaturę, która w pomieszczeniu biurowym nie może spaść poniżej 18 stopni. I to jest konkret. Nic dziwnego, że główny inspektor pracy dostał w ciągu niecałych dwóch miesięcy tego roku ponad 100 skarg.
– Pracownicy skarżyli się, że pracodawca nie zapewnia im tego standardu, że jest im zimno w pracy – mówi „Rz" Danuta Rutkowska, jego rzecznik. – Nie otrzymujemy natomiast skarg na otwieranie okien podczas mrozu. Nie jest to zresztą powód do przeprowadzenia kontroli, a bardziej do reakcji ze strony firm, jeśli osoby przebywające w jednym pokoju nie potrafią się ze sobą porozumieć. Z całą pewnością natomiast inspektorzy zareagują, gdy zbyt niska temperatura w pomieszczeniu wynika np. z nieszczelności okien, a firma bagatelizuje ten fakt.