To już w ostatnich latach stała praktyka. Jeśli się okaże, że świeżo upieczona matka założyła firmę na kilka miesięcy przed porodem lub tylko podwyższyła w tym czasie składki płacone z prowadzonej od lat działalności, by dzięki temu zyskać większy zasiłek macierzyński, może być pewna, że przyjdzie do niej pismo z ZUS wzywające do złożenia informacji o przychodach z firmy i jej kontrahentach, mające potwierdzić, że taka działalność była faktycznie prowadzona. ZUS-owi chodzi o to, by należny przez 12 miesięcy po urodzeniu dziecka zasiłek macierzyński nie był wypłacany osobom, które założyły działalność tylko na papierze, chcąc uzyskać ochronę ubezpieczeniową i atrakcyjne świadczenie.
Zarzuty z automatu
ZUS sprawdza więc, ile umów z kontrahentami zawarła w czasie prowadzenia takiej działalności, czy zainwestowała w sprzęt firmowy, by rozwiać podejrzenia o jej fikcyjnym charakterze.
Czytaj także: Fikcyjne zatrudnianie kobiet: pracodawca zwróci wyłudzony zasiłek ZUS
Ostatnio urzędnicy kontrolują też, czy taką bizneswoman stać było na podniesienie płaconych co miesiąc składek. W praktyce z prowadzeniem działalności gospodarczej bywa bowiem różnie. Raz są klienci, innym razem ich nie ma. Jeśli ZUS wyda decyzję wstrzymującą wypłatę macierzyńskiego, taka kobieta musi przed sądem domagać się miesiącami, jeśli nie latami wypłaty należnego jej zasiłku macierzyńskiego.
Co gorsza, ZUS w ostatnich miesiącach sprawdza nie tylko nowo narodzone dzieci, ale zaczyna weryfikować wszystkie takie przypadki pięć lat wstecz. Jeśli urzędnicy uznają, że zasiłek został wypłacony na fikcyjną ich zdaniem firmę, całe świadczenie razem z odsetkami trzeba będzie zwrócić. Coraz częściej Zakład kwestionuje też wysokość zasiłku. W rachubę wchodzą kwoty liczone w dziesiątkach tysięcy złotych.