W sezonie jesienno-zimowym jeszcze wyraźniej widać dwie niepokojące tendencje w zakresie korzystania ze zwolnień lekarskich wśród zatrudnionych.
Z jednej strony mamy do czynienia z tzw. prezenteizmem. Nazwa pochodzi od angielskiego słowa „present", czyli obecny, i dobrze oddaje naturę tego zjawiska – to przychodzenie do pracy, mimo złego samopoczucia i wyraźnych symptomów choroby. Nierzadko zdarza się, że w obawie przed rozwiązaniem umowy pracownik ukrywa przed przełożonym fakt posiadania zwolnienia, decydując się na skorzystanie z możliwości wzięcia wolnego dopiero, gdy schorzenie uniemożliwia mu jakąkolwiek pracę.
Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że pracodawca właściwie nie dysponuje środkami, aby wysłać nawet ewidentnie chorego pracownika na badania lekarskie, poza przypadkami obowiązkowych badań profilaktycznych medycyny pracy. Takie stanowisko prezentuje również Główny Inspektor Pracy (pismo nr GPP-249-4560-10-1/11/PE/RP). W praktyce oznacza to, że jeżeli przełożony nie wie o posiadanym przez podwładnego zaświadczeniu lekarskim, nie ma możliwości zwolnić go z obowiązków służbowych i wysłać do domu z powodu choroby.
Z drugiej strony powszechnym zjawiskiem są fikcyjne zwolnienia lekarskie lub wykorzystywanie ich w innym celu niż rekonwalescencja. Często wynika to z odmowy udzielenia pracownikowi urlopu wypoczynkowego w pożądanym terminie lub próby uniknięcia otrzymania wypowiedzenia.
Remedium na obydwa zjawiska miały być wprowadzone 1 stycznia 2016 r. elektroniczne zwolnienia lekarskie (e-zwolnienia).