W handlu powszechną praktyką jest obciążanie pracowników odpowiedzialnością za straty. Sądy stają jednak po stronie zatrudnionych. Przykładem jest wyrok łódzkiego Sądu Okręgowego.
Pracownica jednego ze sklepów spożywczych szybko awansowała z kasjerki na kierowniczkę. Po dwóch latach pracy zrezygnowała z posady, gdy pracodawca zaczął potrącać z jej pensji ponad 30 tys. zł manka, jakie wykazała inwentaryzacja towarów. Po całej operacji z kierowniczej pensji zostawało jej tylko minimalne wynagrodzenie. Gdy obejmowała stanowisko, podpisała bowiem umowę na odpowiedzialność za mienie powierzone. Wtedy zgodnie z art. 125 kodeksu pracy bierze na siebie pełną odpowiedzialność za majątek pracodawcy.
Kontrola nastąpiła tuż po tym, jak kierowniczka zaczęła wpisywać do grafiku nadgodziny wypracowane w poszczególnych miesiącach. Ze względu na nieobecności chorobowe zastępowała osoby na różnych stanowiskach, spędzała w pracy ponad 70 ekstragodzin miesięcznie.
Jaka odpowiedzialność
Gdy odwołała się do sądu pracy, okazało się, że sklep nie może sobie, ot tak, potrącać strat z jej wynagrodzenia. Tym bardziej że system ochrony sklepu ulegał licznym awariom. Sędziowie stwierdzili, że przyjęcie przez pracownika na siebie odpowiedzialności za towary nie oznacza zgody ani możliwości automatycznego obciążenia go kosztami niedoborów. Sądy przyznały jej więc zwrot potrąconych kwot, a nawet więcej, bo nakazały wypłatę ponad 8 tys. zł wynagrodzenia za godziny nadliczbowe.
Nie wszyscy zapłacą
– Pracodawca nie może samodzielnie pociągać do odpowiedzialności zatrudnionego – tłumaczy dr Marcin Wujczyk, radca prawny z kancelarii Książek, Bigaj. – Aby nałożyć na niego obowiązek pokrycia strat, potrzebny jest prawomocny wyrok sądu i tytuł egzekucyjny do zapłaty. Nie wiem dlaczego za manko ma odpowiadać wyłącznie kierownik, który nie jest w stanie sam wszystkiego dopilnować.