Obecnie kodeks wskazuje na kryteria dyskryminacji: wiek, płeć, przekonania religijne, przynależność związkowa. Czy to się zmieni?
Proponowany katalog jest z niewielkimi korektami ten sam, ale w odróżnieniu od obecnych przepisów będzie zamknięty.
Do uzyskania rekompensaty wystarczy więc uprawdopodobnienie przez pracownika dyskryminacji. W pozostałych przypadkach dyskryminacja będzie oczywiście także zabroniona, tyle że ochrona opierać się powinna na zasadach ogólnych charakterystycznych dla prawa cywilnego, czyli trzeba ją będzie udowodnić. To będzie kolosalna zmiana, gdyż pracodawca nie zawsze będzie stawał pod pręgierzem domniemanej odpowiedzialności za dyskryminację. To domniemanie będzie zachowane dla kryteriów wprost w kodeksie wymienionych.
Obecnie sądy wymagają wskazania przyczyny dyskryminacji, bez czego oddalają powództwa pracowników. Trzeba więc wskazać wiek czy płeć lub inne kryterium. W praktyce okazuje się jednak, że przyczyna dyskryminacji leży gdzie indziej, bo wynika ze zwykłej i nieuzasadnionej niechęci przełożonego. Jak to będzie wyglądało po zmianach?
Sama niechęć przełożonego nie jest jeszcze dyskryminacją ani naruszeniem prawa. Prawo nie może zmuszać ludzi do tego, aby się lubili. Działania lub zaniechania wynikające z niechęci mogą naruszać zasadę równości lub dobra osobiste, jednak naruszenie zasady równości samo w sobie nie narusza dóbr osobistych. Tym samym efektem niechęci może być naruszenie prawa. Nie uzasadnia to jednak tego, żeby pracodawca musiał być od razu postawiony w trudnej sytuacji procesowej. Katalog przypadków skutkujących faktycznym domniemaniem odpowiedzialności powinien być precyzyjny. Po za tym należy, w przekonaniu zespołu, stosować ogólne reguły dowodowe, co ma uzasadnienie konstytucyjne.
To dobra wiadomość dla pracodawców. A czy zyskają na tym pracownicy?
Zespół proponuje wprowadzenie rozwiązań poprawiających ochronę przed dyskryminacją z powodów wprost wskazanych w kodeksie. Proponujemy, aby w przypadkach, gdy pracodawca nie przeciwdziała dyskryminacji, ponosił on wyższą odpowiedzialność. Jeśli do dyskryminacji dojdzie pomimo podejmowania akcji prewencyjnych, odpowiedzialność pracodawcy będzie mniejsza. Nie chodzi więc tylko o zadośćuczynienie za krzywdę osoby dyskryminowanej, ale także o sankcję za nieprzeciwdziałanie takiej dyskryminacji. To ma być sygnał dla pracodawców, aby aktywnie dbali o należyte traktowanie pracowników. Chodzi także o to, by do polskiego porządku prawnego prawidłowo wdrożyć dyrektywę UE zakazującą dyskryminacji pracowników. W poprzednich latach nie zauważono, że rekompensata dla dyskryminowanego pracownika powinna zawierać element prewencyjny, aby zmotywować pracodawców do realnego przeciwdziałania dyskryminacji. Obowiązujące teraz przepisy mówią jedynie o należnym pracownikowi odszkodowaniu. Sugeruje to, że skutkiem dyskryminacji jest szkoda majątkowa, co może, ale wcale nie musi, nastąpić. Tymczasem najbardziej naturalną konsekwencją dyskryminacji jest krzywda czy – jak kto woli – szkoda niemajątkowa. Z tego zresztą powodu zespół rekomenduje wprowadzenie zapisu o minimalnym zadośćuczynieniu, a nie odszkodowaniu.
Czy ta prewencja ma polegać na nakładaniu srogich kar na pracodawców jako rekompensatę za dyskryminację?
Zadośćuczynienia mają uwzględniać nie tylko krzywdę pracownika, ale także potencjał ekonomiczny pracodawcy. Teraz naruszanie praw pracownika jest tanie. Nowe sankcje powinny być bardziej dolegliwe, uwzględniając sytuację materialną i potencjał organizacyjny pracodawcy.
Czy to znaczy że komisja otwiera drogę do milionowych odszkodowań płaconych dyskryminowanym pracownikom przez wielkie międzynarodowe korporacje?
To nie my o tym zadecydujemy ale polskie sądy. Niewykluczone, ze wielka amerykańska kompania zapłaci milionowe zadośćuczynienie za dyskryminowanie pracowników. Nie sądzę aby to faktycznie nastąpiło. Wystarczy popatrzeć na rekompensaty jakie otrzymują ofiary błędów medycznych. Co prawda zdarzają się tam milionowe rekompensaty, ale dotyczy najcięższych przypadków i stanowi raczej wyjątek niż regułę. Zadośćuczynienia przyznawane przez polskie sądy są raczej niskie. Nie ma tu jednak górnego limitu do rekompensat za krzywdę, bo to pojęcie względne.