W Ameryce pokolenia naznaczonego światopoglądowym izolacjonizmem Michaela Jordana, który w rodzinnej Alabamie nie chciał poprzeć czarnoskórego kandydata do Senatu w starciu z rasistą („Republikanie też kupują buty"), już nie ma. Sport, traktowany przez wielu jak apolityczna enklawa, skończył się, odszczepieńców zaczynają przypominać nie ci, którzy zabierają głos, tylko siedzący cicho.
Wystarczył jeden wpis Lewisa Hamiltona o „obojętnych w obliczu niesprawiedliwości" kolegach po fachu, żeby kierowcy Formuły 1 włączyli się do akcji „Black Lives Matter" po śmierci George'a Floyda. Podczas kampanii przed wyborami w USA można było odnieść wrażenie, że składanie politycznych deklaracji przez sportowców jest po prostu w dobrym tonie.
Osaka dała przykład
Twitterowy wpis Naomi Osaki: „Kończę z byciem nieśmiałą" – choć osadzony w innym kontekście – stał się głosem pokolenia. „Vogue" kilka miesięcy później zaprosił ją na okładkę i nazwał „trybunem ludu".
Japonka marsz po zwycięstwo w tegorocznym US Open wzbogaciła festiwalem masek, którymi przypominała o kolejnych ciemnoskórych ofiarach przemocy. Wcześniej razem z chłopakiem, raperem Cordae, poleciała do Minneapolis i wzięła udział w protestach po zabójstwie Floyda.
Jej działalność medialna to dziś skomplikowany mariaż zobowiązań marketingowych z walką o przekonania. Między czerwcem 2019 a czerwcem 2020 na korcie oraz dzięki sponsorom, takim jak Nike, Louis Vuitton, Mastercard, Osaka zarobiła według „Forbesa" 37,4 mln dol. Wszystkie te zobowiązania nie przeszkodziły jej w tym, żeby po śmierci Jacoba Blake'a (dostał od policjantów siedem strzałów w plecy) wycofać się z turnieju Western & Southern Open.