Najbardziej rozpoznawalny golfista świata ostatnich lat miesiącami leczył powracające kontuzje. Zapowiadał powroty kilka razy, lecz z przyczyn medycznych je odwoływał, wreszcie pojawił się w niedużym, lecz bogatym (18 uczestników, pula 3,5 mln, 1 mln dla zwycięzcy) grudniowym turnieju Hero World Challenge w luksusowym ośrodku Albany na Bahamach.
Woods od lat jest gospodarzem tego turnieju, nagrody oddaje na rzecz swej fundacji. Hero World Challenge z zasady gromadzi śmietankę światowego golfa, także w tym roku przyjechało wielu mistrzów wielkoszlemowych i zwycięzców w cyklu PGA Tour. W tych warunkach ocena formy byłego lidera rankingu światowego była rzetelna.
Tiger zagrał, wedle obserwatorów, dość dobrze, jak na rekonwalescenta. Był wprawdzie dopiero 15., widać było rdzę, wyprzedził tylko trzech rywali, w tym kontuzjowanego po pierwszej rudzie mistrza olimpijskiego Anglika Justine'a Rose'a.
Wynik -4 (rundy 73+65+70+76) chwały mu nie przynosi (mistrz – Hideki Matsuyama z Japonii miał -18), lecz chwilami golfista przypominał widzom dawną wielkość zdobywcy 14 tytułów Wielkiego Szlema. Został nawet liderem zawodów pod względem liczby dołków zagranych na birdie (jedno uderzenie poniżej normy) – aż 24 w całym turnieju, lecz miał także liczne wpadki, wśród nich dwa dołki po siedem uderzeń.
30 grudnia Tiger Woods skończy 41 lat. Wznowił karierę dokładnie po 466 dniach przerwy, w tym czasie przeszedł dwie operacje. Jest dziś 650. golfistą w rankingu światowym (OWGR).