Nazywali go „Kieszonkowym Herkulesem", bo mierzył zaledwie 147 cm, ale na pomoście nie było na niego silnych. Trzykrotny złoty medalista olimpijski, siedmiokrotny mistrz świata i Europy, 46-krotny rekordzista świata urodził się w Bułgarii, w małej miejscowości Mołcziłgrad, gdzie zamieszkiwała mniejszość turecka, i dla Bułgarii zdobywał medale najpierw jako Naim Sulejmanow, a później Naum Szałamanow. To był okres, kiedy takim jak on zmieniano nazwiska, by brzmiały jak bułgarskie.
Dla Bułgarii Naim wywalczył tytuł wicemistrza i dwukrotnie mistrza świata oraz wygrał w Warnie legendarny turniej Przyjaźń-84, który sztangistom z krajów socjalistycznych zastąpił igrzyska olimpijskie. Ustanowiono wtedy 33 rekordy świata, wiele z nich było na kosmicznym poziomie. Wśród tych, którzy stali na najwyższym stopniu podium, był 17-letni Szałamanow.
Dwa lata później o jego ucieczce do Turcji pisały wszystkie gazety. Zdobył w Melbourne Puchar Świata i zniknął. Później się okazało, że operacja była ściśle zaplanowana przez tajne służby, jak w dobrym kryminalnym filmie. Bułgarskich kolegów i trenerów zostawił w restauracji, po prostu wyszedł do toalety, i tylnym wyjściem opuścił lokal.
Przewieziono go żółtym datsunem w ustronne miejsce, następnie do meczetu, gdzie modlili się Turcy. Kolejnych kilka dni spędził w tureckiej ambasadzie, by w końcu polecieć do Londynu, a stamtąd już prywatnym odrzutowcem premiera Turguta Ozala do Ankary. Aż dziw, że nikt nie nakręcił jeszcze o tym filmu.
Turcy zapłacili Bułgarom 1,2 mln dolarów odszkodowania po kilkunastu miesiącach negocjacji, by ci wyrazili zgodę na międzynarodowe starty Naima Suleymanoglu (to jego trzecie, ostatnie nazwisko) w nowych barwach. Gdy się w końcu pojawił na pomoście, wygrywając mistrzostwa Europy w Cardiff, jego niedawni bułgarscy koledzy trzymali się od niego z daleka. Kilka miesięcy później słuchał tureckiego hymnu na igrzyskach w Seulu.