Snooker, kiedyś zabawa brytyjskich oficerów stacjonujących w Indiach, dziś kolorowy sport, chętnie uprawiany w wielu miejscach świata, podbijający zwłaszcza Azję, przetrwał pandemię w niezłej formie.
Obecne mistrzostwa świata w Sheffield (tradycyjnie w Crucible Theatre) odbywają się już z kibicami (w liczbie ograniczonej do 1/3 pojemności widowni), mają pulę nagród w wysokości 2,395 mln funtów (mistrz weźmie 0,5 mln, finalista 200 tysięcy) i po staremu budzą niemałe emocje, także w sporym gronie miłośników telewizyjnych (transmisje są w Eurosporcie).
Choć w ćwierćfinałach nie zagrali wielokrotni mistrzowie świata Ronnie O'Sullivan (bronił tytułu z 2020 roku) i John Higgins, to wielkich niespodzianek nie oglądano. Najszybciej awans do półfinału wywalczył 37-letni Mark Selby (mistrz z 2014, 2016 i 2017 roku), który bardzo wysoko pokonał Marka Williamsa 13:3. Był czas, gdy zawodnik z Leicester stracił pewność siebie, ale z pomocą psychologa Chrisa Henry'ego odbudował się mentalnie, udoskonalił technikę i ponownie jest mocnym kandydatem do zwycięstwa.
W półfinale zagra z 44-letnim Stuartem Binghamem (mistrzem z 2015 roku), który 13:12 zwyciężył Anthony'ego McGilla. McGill grał świetnie, zaczynał rywalizację jako ten, ktory wyeliminował w 1/8 finału samego O'Sullivana, ale w decydującej rozgrywce nie mógł nic poradzić na partię życia rywala. Bingham zdobył w porywający sposób 125 punktów i z przytupem wywalczył zasłużony awans.
Zwycięstwo ubiegłorocznego finalisty, 29-letniego Kyrena Wilsona nad Neilem Robertsonem (mistrzem świata z 2010 roku) 13:8 też mogło się podobać. Anglik przegrywał już 2:5, ale konsekwentnie odrabiał straty i po meczu stwierdził, że jest gotów, by wreszcie zdobyć tytuł. Łatwo nie będzie, bo 39-letni Shaun Murphy (mistrz świata 2005), który wygrał 13:11 z numerem 1 rankingu światowego Juddem Trumpem, też ma powody, by być pewnym siebie.