Nazwy są zaskakująco podobne, zaangażowanie dużego międzynarodowego kapitału także, choć sporty tak różne. Podobnie jak w futbolu, pomysł nowej struktury rozgrywek golfowych dojrzewał od lat, cicho kiełkował oczekując na stosowny czas, aż wypłynął po raz pierwszy ponad rok temu, najpierw pod nazwą Premier Golf League (PGL).

Pomysł był taki, żeby 48 najlepszych golfistów świata rywalizowało o tytuł mistrza świata, łącząc wysiłek indywidualny z grą w czteroosobowych drużynach. Taka liga miała grać przez osiem miesięcy, plan przewidywał 18 turniejów, 10 w USA.

PGL miała ruszyć w styczniu 2022 roku, oferując zainteresowanym golfistom nagrody w wysokości 240 mln dolarów tylko w roku inauguracji. W każdym turnieju pula nagród miała wynosić co najmniej 10 mln dol., 5 mln miał odebrać zwycięzca. Wszystko pod znanymi hasłami „rewolucji w sporcie”, „spojrzenia w przyszłość” i „dostarczania najlepszego produktu tydzień po tygodniu” oraz oczywiście „dla dobra golfa”.

Chwilę trzymano w tajemnicy, kto finansowo wspiera ten pomysł, okazało się, że za PGL stoją przede wszystkim dolary Arabii Saudyjskiej, konkretnie Saudyjskiej Federacji Golfowej, którą reprezentowały nowojorska firma inwestycyjna The Raine Group i Barclays Capital.

Największe ligi golfowe: PGA Tour i European Tour odpowiedziały tak samo jak działacze UEFA: zdecydowanie dały odpór. Podobnie jak w piłce pomysł oznaczał oczywistą wojnę, przewrót golfowego porządku, osłabienie obecnych struktur rozgrywek, wzbogacenie wyłącznie grupy najbogatszych, jeszcze bardziej wyraźny podział na elitę i resztę, 

Wyłączywszy kilka przypadków (Phil Mickelson, Gary Player, Charley Hoffman), alternatywna liga nie znalazła poparcia wielu golfistów. Pierwszy powiedział głośno „nie” Rory McIlroy (ujawniając, że był pytany o chęć dołączenia do podobnej struktury już w 2014 roku), potem Brooks Koepka, dołączył także sir Nick Faldo, mówiąc o radykalnym zerwaniu z tradycją.

Głównym powodem osłabienia perspektyw stworzenia PGL było źródło finansowania. Saudyjskie dolary, ze znanych przyczyn znacznie straciły dla wielu moc przyciągania. Łączyć wizerunek z krajem, który nie przestrzega wielu praw człowieka, wydawało się nieopłacalne. Pandemia koronawirusa i wynikające z niej ograniczenia w podróżach również były ciosem dla ligi.

Plan nowych rozgrywek jednak wrócił. Wedle portalu golf.com powołującego się na dobrze poinformowane źródła, a także wedle informacji brytyjskich gazet, nie będzie PGL, będzie Super Golf League (SGL). Na razie skromniejsza: 16 wybitnych golfistów zgrupowanych w czterech drużynach zagra w pięciu turniejach w 2022 r. Liderami każdej z drużyn mają być sławy ze szczytu oficjalnego rankingu światowego. Ci najwięksi za samo uczestnictwo mają dostać wedle szacunków od 20 do 30 mln dolarów.

Zaproszenia dostali wedle golf.com m. in. Dustin Johnson (nr 1 na świecie), Justin Thomas (nr 2), Brooks Koepka (10), Jordan Spieth (31), Justin Rose (41) i mistrz Masters’21 Hideki Matsuyama (14). Nie dostał Rory McIlroy. Na razie nie ma potwierdzenia, że ktoś przyjął ofertę.

Już w styczniu 2020 roku komisarz PGA Tour Jay Monahan jasno dał do zrozumienia, że golfiści muszą wybierać: albo PGA Tour, albo PGL. Nawet gdy pomysł zamarł, przez kolejne miesiące amerykańscy działacze podjęli kroki, by zabezpieczyć się przed ewentualną konkurencją. W marcu ubiegłego roku podpisali długoterminowe kontrakty telewizyjne, w listopadzie ogłosili strategiczne partnerstwo z European Tour (wkupując też część udziałów w cyklu), co przyjęto za oczywistą strategię wspólnej ochrony przed niebezpieczeństwem.

W ostatnich miesiącach PGA Tour podała, że lojalni gracze (zwłaszcza ci najbardziej popularni), mogą liczyć na dodatkowe 40 mln dolarów premii po sezonie, rozdzielanych wedle zasług sportowych oraz promocyjnych, także w mediach społecznościowych. Kryteriami będą m. in. końcowy ranking PGA Tour (FedEx Cup), popularność w wyszukiwarce Google i ekspozycja marki wedle badania firmy Nielsen. Premie otrzyma najwyżej oceniona dziesiątka, lider tej szczególnej klasyfikacji zarobi 8 mln dolarów.

Wedle wielu ocen pomysł Superligi golfowej podzieli los Superligi piłkarskiej, choć pewności w tej sprawie mieć nie można. Jeden argument przeciwników nowych rozgrywek ponoć zniknął: z finansowania SGL wycofano saudyjskie pieniądze, stąd zmniejszenie skali przedsięwzięcia, ale nie jest to całkiem pewne. Inne argumenty na nie pozostają: pokazowy format gier, zerwanie z dumną tradycją i kulturą golfa, kształtowaną od dziesiątek lat przez turnieje Wielkiego Szlema, Puchar Rydera, Puchar Prezydentów i hierarchiczne rozgrywki ligowe.

Walka trwa. Dyrektor generalny European Tour, Keith Pelley wydał oświadczenie ujawniające, że  główni inwestorzy SGL złożyli również „bardzo atrakcyjną ofertę” przejęcia cyklu. Nieoficjalnie potwierdzono, że zgoda na grę w SGL oznacza natychmiastowe wyrzucenie z rozgrywek PGA Tour i European Tour. Jeśli SGL jednak wystartuje, będzie to oczywiste zwycięstwo siły pieniędzy. Rory McIlroy głośno powtarza: – Bądźmy wdzięczni za to, co mamy.