Ma 69 lat, jak sam twierdzi – krzepkie zdrowie oraz wciąż niezachwianą pewność siebie arcymistrza w starym stylu. Największą sławę przyniosły mu głośne mecze o mistrzostwo świata z Wiktorem Korcznojem i Garrim Kasparowem, także ten, w którym tytuł zdobył bez walki z Bobbym Fischerem. Wszystkie postrzegano wtedy jako symboliczne starcia dwóch przeciwnych systemów politycznych.
Po latach ta etykieta nieco wyblakła, także dlatego, że kiedyś radziecki, dziś rosyjski arcymistrz świetnie odnalazł się w nowych warunkach ustrojowych i z talentem przystosował do zmian w świecie. W nowej Polsce bywał już kilka razy, w roli szachowego promotora, mentora lub VIP-a, którego osiągnięcia zasługują na odpowiedni szacunek.
Tym razem przyjechał najpierw na trzy dni do Ustronia, by tam, jako gość specjalny, uroczyście otworzyć festiwal „Szachy łączą pokolenia”, spotkać się z polskimi szachistami w każdym wieku, zagrać symultanę i promować dyscyplinę. Potem spotkał się z dziennikarzami w Warszawie.
Nietrudno było zauważyć, że jest w formie. Ze swadą i rutyną odpowiadał na pytania o wzorce szachowe (José Raúl Capablanca i Michaił Botwinnik), sporty uzupełniające (pływanie, tenis i gimnastyka), metody przygotowania do symultan („jest doświadczenie…”), początki kariery i największe sukcesy, także o pierwszy wyjazd zagraniczny (do Trzyńca w Czechach, przez pomyłkę sekretarza federacji 15-latek znalazł się tam w turnieju dla dorosłych).
Z tej ostatniej okazji po 54 latach organizatorzy festiwalu w Ustroniu zorganizowali Anatolijowi Jewgienijewiczowi krótką wyprawę do Trzyńca.
Pytany o bieżące aktywności arcymistrz rzekł, że przede wszystkim zajmuje go edukacja szachowa w szkołach. – W świecie są 32 szkoły szachowe mego imienia. Gdyby nie koronawirus, byłoby ich już 36, bo miałem ostatnio otworzyć cztery kolejne: w Grecji, Tunezji, Bośni i Chorwacji. Gdy tylko wirus minie, otworzę. W Rosji zaś mam swoje szkoły od Kamczatki do Smoleńska i od bieguna północnego do południa Dagestanu – mówił bez fałszywej skromności.