Obaj zawodnicy o tytuł rywalizowali od 9 listopada w amfiteatralnej sali londyńskiego gmachu The College przy Southampton Row w dzielnicy Holborn.

W 12 partiach padło 12 remisów. Partie były różne: krótkie, agresywne, ale też siedmiogodzinne, pozycyjne, z szansami i nadziejami na wygrane z obu stron, ale tylko ostatnia, w poniedziałek, wzbudziła ekstremalne emocje: norweski mistrz miał wyraźną przewagę, lecz po 31 posunięciach zaproponował remis.

To pierwszy mecz w 132-letniej historii walki o mistrzostwo świata, który nie dał rozstrzygnięcia w głównej części rywalizacji. Dla kibiców to dodatkowa frajda, dla organizatorów i szachów – także. O tytuł grają bowiem dwaj ludzie, którzy już udowodnili, że stare szachy pozostają młodym sportem, bywają fantastyczną rozrywką medialną, inaczej mówiąc, wciąż są sexy - pisał w "Rzeczpospolitej" Krzysztof Rawa.

W dogrywce Norweg i Amerykanin mieli najpierw zagrać 4-partiowy minimecz tempem 25'+10". Jeśli to nie przyniosłoby rozstrzygnięcia, zagraliby dwupartiowy minimecz tempem 5'+3". Druga część nie była jednak potrzebna, ponieważ już pierwszy etap dogrywki Carlsen wygrał 3:0.

Carlsen jest nieprzerwanie mistrzem świata od 2013 roku, gdy pokonał w Chennai Viswanathana Ananda. Potem raz jeszcze zwyciężył z hinduskim arcymistrzem w 2014 roku i obronił tytuł dwa lata później w starciu z Siergiejem Karjakinem – Ukraińcem reprezentującym Rosję.