rp.pl: Dzięki wyczynowi w kamieniołomie niedaleko niemieckiego Bike Parku Idarkopf wpisał się pan właśnie do historii freestyle’owego kolarstwa górskiego. Czy poczwórny tailwhip to najtrudniejsza ewolucja w pana życiu?
Dawid Godziek: Może nie jest to najbardziej skomplikowana ewolucja, ale wymaga odpowiednio dużej skoczni za czym idzie niebezpieczeństwo. Wysokość, która była potrzebna do wykonania czterech obrotów, to około osiem metrów nad ziemią.
Tuż po skoku narzekał pan na to, że odcierpiał go pan fizycznie. Co konkretnie panu dolega?
Impakt podczas lądowania był tak duży, że każde niedokładne ustawienie na przykład stóp na pedałach wiązało się z ogromnym bólem. Aby wylądować ten trik potrzebowałem czterech prób, więc trzy nieudane skoki wystarczająco dały mi w kość. Konkretnie ucierpiała moja prawa kostka, na szczęście to nic poważnego.