Nasi lekkoatleci od czterech lat błyszczą na najważniejszych zawodach. Dwa razy wygraliśmy drużynowe mistrzostwa Europy, zdobyliśmy w cyklu olimpijskim 38 medali mistrzostw świata i Europy. Wielu zwycięzców podkreślało jednak, że to tylko środek do celu, bo w królowej sportu wszystko i tak sprowadza się do igrzysk.
Wie o tym młociarz Paweł Fajdek. To czterokrotny mistrz świata, dla którego występy na igrzyskach zawsze kończyły się traumą. Dziewięć lat temu leciał do Londynu jako trzeci zawodnik sezonu i jednocześnie młodzieżowiec, więc porażkę w eliminacjach mogliśmy uznać za cenę za brak doświadczenia. Później, w Rio de Janeiro, nie tłumaczyło go już nic.
Może przegrał z presją, może z programem zawodów skazującym młociarzy na walkę bladym świtem. Najpierw padł i leżał długo twarzą do ziemi, później rzucił dziennikarzom kiepski żart, wreszcie zamknął się w pokoju ze szklaneczką whisky. Chcielibyśmy wierzyć, że tamta klęska stworzyła go na nowo, ale wie o tym tylko on.
Wielką imprezę później przegrał tylko raz, gdy podczas mistrzostw Europy w Berlinie (2018) dalej rzucił Wojciech Nowicki. Dziś Fajdek jest liderem światowych list i największą nadzieją naszej kadry na olimpijskie złoto, choć wątpliwości budzi to, że rzuca nierówno. Zdarzało mu się w tym sezonie przegrywać, miał też konkursy z ledwie jednym zaliczonym rzutem.
Polska szkoła rzutu
Młot od lat jest polską polisą na medale. Kiedy Fajdek zawiódł przed pięcioma laty w Rio, na podium zastąpił go Nowicki. Medale mistrzostw świata zdobywały Malwina Kopron i Joanna Fiodorow, a Anita Włodarczyk przywoziła złoto z dwóch ostatnich igrzysk. Teraz ma pod górkę, bo długo wracała do zdrowia po operacji, a na ostatniej prostej przed igrzyskami zmieniła trenera.