Jak w banku
Polaków nikt nie podejrzewał o talent do takiej koszykówki i na razie czerpiemy zyski z młodości konkurencji, w której koszykarskie potęgi nie zdążyły się jeszcze wyspecjalizować. Wysłaliśmy do Tokio kompanię weteranów, średnia wieku naszych graczy to 36 lat.
Polaków trudno nazwać kumplami spod bloku, każdy z nich to mężczyzna z przeszłością. Lider drużyny, Michael Hicks, był kiedyś na obozie treningowym Boston Celtics, ale wielka koszykówka go wypluła i w 2008 roku trafił do Polski. Ma pseudonim „Money in the bank", bo kiedy dostaje piłkę, to podobno drużyna zdobycie punktu ma jak w banku.
Najbardziej znanym zawodnikiem jest Zamojski. Były reprezentant kraju w tradycyjnej koszykówce był trzy razy na mistrzostwach Europy, 10-krotnie zdobywał tytuł mistrza kraju. Szymon Rduch nie zrobił kariery w Tauron Basket Lidze, więcej czasu spędził na jej zapleczu.
Pierwszej ligi nie przeskoczył Pawłowski, w koszykówkę 3x3 gra od lat. Kiedyś za wygrany turniej dostał mikser, zdarzały się też bilety do kina czy prezerwatywy. Teraz jest olimpijczykiem, walczy o medal.
Igrzyska w Tokio to także debiut dla surfingu – jego przedstawiciele wciąż wypatrują właściwej pogody i wysokich fal – wspinaczki sportowej i deskorolki. Ruch olimpijski szuka sportów, które uprawia młodzież. Wszczepienie deskorolki do programu imprezy promował i nadzorował sam Tony Hawk, czyli legenda dyscypliny. – Nasz sport ma rzesze fanów na całym świecie, uważam, że dziś to przede wszystkim igrzyska potrzebują nas, a nie my igrzysk – wyjaśnia i trudno się z nim nie zgodzić.
Niechciani mistrzowie
Podobno żaden sport na tych igrzyskach nie przyniósł tylu reakcji w social mediach co rywalizacja na deskorolce. Pierwsze złoto zdobył syn tokijskiego taksówkarza Yuto Horigome, a drugie 13-letnia Momiji Nishiya, która została czwartą najmłodszą mistrzynią olimpijską w dziejach igrzysk.