Były premier Japonii Shinzo Abe wymarzył sobie igrzyska odrodzenia, bo Tokio dostało prawo organizacji imprezy kilka miesięcy po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie.
Japończycy potrzebowali entuzjazmu, impulsu do przezwyciężenia recesji i leku na zranioną dumę po tym, jak Chińczycy zabrali im przywilej bycia drugą gospodarką świata.
Pomimo pandemii odłożone o rok igrzyska odbędą się, bo dążył do nich Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). Odwołanie imprezy byłoby dla niego katastrofą, bo mowa o zawodach, w przypadku których większość kosztów ponoszą gospodarze, a zyski – w czteroletnim cyklu olimpijskim to kilka miliardów dolarów – zbiera MKOl.
Igrzyska dzieją się wbrew Japończykom. Emisję reklam związanych z imprezą wstrzymała Toyota, która obawia się wizerunkowych strat. Jej prezes zapowiedział, że nie weźmie udziału w ceremonii otwarcia. Dzień później w jego ślady poszli przedstawiciele Panasonica i Procter & Gamble. Na trybunach usiądzie niespełna 1000 osób.
Sportowcy mogą wziąć udział w tradycyjnej paradzie, ale nie wiadomo, ilu ich będzie. – W przypadku naszych olimpijczyków z okazji skorzysta prawdopodobnie niecałe 100 osób – mówi „Rz" szef polskiej misji olimpijskiej Marcin Nowak. Hasło dzisiejszej uroczystości to „Moving forward", czyli „Idziemy do przodu".