Przez lata był w cieniu Pawła Fajdka. Nawet gdy w Rio sięgnął po brąz, więcej mówiło się o rozczarowaniu Fajdka, który znów nie przebrnął eliminacji. W środę Wojciech Nowicki zagrał pierwszoplanową rolę, najważniejszą w swojej karierze. Zrobił to z właściwym sobie olimpijskim spokojem.
- Szedłem jak na trening - opowiadał w rozmowie z TVP Sport. - Warunki były idealne, konkurs kosmiczny. Najbardziej cieszę się z życiówki, może za miesiąc do mnie dotrze, że jestem mistrzem olimpijskim.
Ta życiówka to 82,52 - pobił ją w trzeciej próbie, ale od początku rzucał daleko i równo. Ani na moment nie oddał prowadzenia.
Fajdek miał problemy z przekroczeniem granicy 80 m, ale gdy wreszcie w piątej kolejce posłał młot na 81,53, wydawało się, że Polacy wezmą złoto i srebro. Tylko przez chwilę, bo pięć centymetrów dalej rzucił Norweg Eivind Henriksen. - Sezon w moim wykonaniu był średni. Czuję ogromną ulgę. Plus jest taki, że za rok wygram wszystkie konkursy i zdobędę piąty tytuł mistrza świata. Jestem gotowy na 84 m - zapowiedział Fajdek przed kamerami TVP.
Potęgą w młocie jesteśmy od dawna, olimpijskiego medalu na 800 m nie zdobyliśmy nigdy. Historię zmienił Patryk Dobek, startujący w tej konkurencji dopiero od kilku miesięcy.