Igrzyska, pierwotnie zaplanowane na lato 2020, zostały przesunięte o rok z powodu pandemii. Jednak Tokio i inne duże miasta nadal znajdują się w stanie zagrożenia. Wraz z wlokącą się akcją szczepień pojawiły się wezwania do dalszego odroczenia lub nawet całkowitego odwołania igrzysk. Ostatnie badania opinii publicznej wskazują, że 60-80 proc.  mieszkańców kraju opowiada się za odwołaniem. Jednak japońscy politycy i urzędnicy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) pamiętają o miliardach dolarów, które przyniosą igrzyska i ani myślą o odwołaniu imprezy, nawet jeśli w Tokio ogłoszono by stan wyjątkowy.

Szczęśliwie dla organizatorów w Japonii dzienna liczba nowych przypadków COVID-19 spadła z ponad 7000 w dniu 12 maja do poziomu poniżej 2000 w dniu 13 czerwca. Japonia zakazała turystom wjazdu do Japonii. Oznacza to, że zagraniczni kibice nie będą mogli osobiście obejrzeć igrzysk. Jednak miliony ludzi w Japonii mogą uczestniczyć w zawodach na ponad 40 obiektach w Tokio i okolicach.

„To zły pomysł”, mówi nieformalna grupa dwudziestu ekspertów zdrowia publicznego, w tym jedni z najwyższych rangą doradców ds. pandemii COVID-19, którzy od zeszłego roku spotykają się wirtualnie, aby dyskutować o pandemii. Obawiają się jednak, że ich ostrzeżenia nie zostaną wysłuchane. Większość członków grupy opowiada się za odwołaniem igrzysk, mówi anonimowo jeden z jej uczestników. Ale biorąc pod uwagę obecne stanowisko rządu Japonii i MKOl, „dyskusja przesunęła się w kierunku tego, czy powinniśmy powitać krajową publiczność, czy nie”. Ale może być już za późno, „aby rozważyć jakiekolwiek drastyczne zmiany w sposobie organizacji Igrzysk Olimpijskich w Tokio”, mówi Hiroshi Nishiura, epidemiolog z Uniwersytetu w Kioto, kolejny członek grupy. Dodaje, że „rządowa centrala kontroli koronawirusów, która podlega Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, nigdy publicznie nie dyskutowała na temat ryzyka związanego z organizacją igrzysk”. Naukowcy rekomendują, aby zmagania olimpijczyków i paraolimpijczyków odbyły się bez widzów, a przynajmniej z ich ograniczoną liczbą. Uważają oni, że dopuszczenie widzów na Olimpiadę i Paraolimpiadę w Tokio pomoże wirusowi rozprzestrzenić się w kraju i za granicą. Chociaż wezwania japońskich naukowców są coraz głośniejsze, rząd i MKOl pozostają nieugięte.

Między ekspertami a japońskimi politykami i urzędnikami MKOl stosunki pozostają cierpkie. Kiedy Shigeru Omi, przewodniczący rządowego panelu doradczego COVID-19, pojawił się przed dwoma komitetami ustawodawczymi, powiedział, że przeprowadzenie Igrzysk Olimpijskich „nie jest normalne w obecnych okolicznościach”. Stwierdził też, że organizatorzy olimpiady powinni narzucić „rygorystyczne przygotowania”, aby zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się infekcji. Dodał, że wydawanie opinii opartych na nauce jest bez znaczenia, „chyba że dotrą one do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego". Norihisa Tamura, japoński minister zdrowia, pracy i opieki społecznej, odrzucił uwagi Omiego, nazywając je lekceważąco „dobrowolnym raportem z wyników badań”.

Według Nishiura, Japonia, jak dotąd, nie ma planów awaryjnych dotyczących obsługi przypadków, które mogłyby przeciążyć placówki opieki zdrowotnej. „Trzeba pamiętać, że z powodu braku łóżek szpitalnych i zapasów tlenu podczas ostatniej, czwartej fali infekcji, znaczna liczba ludzi zmarła w swoich własnych domach”. W tle pozostają jednak miliardy dolarów.