Rzeczpospolita: W sobotę przypadła 95. rocznica wybrania Gabriela Narutowicza na pierwszego prezydenta II RP. Urząd ten sprawował tylko kilka dni, 16 grudnia został zastrzelony przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego. Jakie były losy Narutowicza, zanim został prezydentem?
Prof. Włodzimierz Suleja: Reprezentował on tzw. pokolenie niepokornych, do którego zaliczali się zresztą w tamtym czasie przywódcy praktycznie wszystkich ruchów politycznych. Narutowicz, który pochodził z odległych Kresów, w młodości angażował się w niepodległościową konspirację, działalność, która zazwyczaj skutkowała zesłaniem albo koniecznością ucieczki z kraju. Tym sposobem Narutowicz znalazł się w Szwajcarii, gdzie wkroczył na ścieżkę kariery naukowej – specjalizował się w budowie elektrowni wodnych.
Narutowiczowi nie dawano większych szans na sukces wyborczy. Jak to się zatem stało, że został prezydentem?
Było pięciu kandydatów: Narutowicz, popierany przez PSL „Wyzwolenie", Stanisław Wojciechowski (PSL „Piast"), Maurycy hr. Zamoyski (endecja), Ignacy Daszyński (PPS) i zgłoszony przez mniejszości narodowe Jan Baudouin de Courtenay. Liczyło się dwóch: Wojciechowski i Zamoyski; endecja „zagrała" na wyeliminowanie najgroźniejszego kontrkandydata – w rezultacie, w przedostatnim głosowaniu, Wojciechowski miał mniej głosów niż Narutowicz. Endecy jednak się przeliczyli, albowiem ludowcy, w tym ich sojusznik, PSL „Piast", nie mogli w decydującej turze zagłosować na największego posiadacza ziemskiego tamtych czasów, jakim był Zamoyski.
Wygrana Narutowicza wywołała falę powszechnej nagonki na jego osobę.