Ulysses Grant: Generał, który wygrał wojnę secesyjną.

Wielu amerykańskich prezydentów pochodziło z biednych rodzin, ale żaden z nich nie odszedł z Białego Domu jako bankrut. Wyjątkiem był Grant, który przez całe życie cierpiał na brak pieniędzy. Jego nieporadność w interesach znalazła odbicie w dziwnej karierze politycznej i wojskowej, pełnej wzlotów i upadków.

Aktualizacja: 09.12.2018 13:32 Publikacja: 08.12.2018 23:01

W bitwie pod Chattanoogą wojska gen. Granta rozgromiły armię Konfederacji dowodzoną przez gen. Bragg

W bitwie pod Chattanoogą wojska gen. Granta rozgromiły armię Konfederacji dowodzoną przez gen. Bragga

Foto: Wikipedia

Amerykański historyk Geoffrey Perret tak scharakteryzował 18. prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Wiele osób, które go spotkały, miało dziwne wrażenie, że zostały oszukane. Nie wyglądał bowiem jak wielki generał, nie ubierał się jak wielki generał, nie mówił jak wielki generał i wszystko wskazywało, że nawet sam siebie nie uważał za wielkiego generała. Być może po prostu nigdy nie był wielkim generałem, choć tak go chciano postrzegać".

Faktycznie Ulysses Grant nie był typem schludnego oficera, który kieruje się w życiu ładem i dyscypliną. Ludzie, którzy poznawali go na różnych etapach jego życia, mówili, że jest zazwyczaj niechlujnym, chadzającym swoimi drogami indywidualistą, który nie znosi wojskowego rygoru i charakteryzuje się skłonnością do niesubordynacji wobec przełożonych. A jednak to właśnie on poprowadził wojska Unii do ostatecznego zwycięstwa nad Skonfederowanymi Stanami Ameryki i to on stworzył nowe pojęcie w dziejach wojskowości – bezwarunkowej kapitulacji.

Ulysses Simpson Grant urodził się 27 kwietnia 1822 r. w Point Pleasant w stanie Ohio. Kto był w tym miejscu, wie, że nie ma tam nic szczególnego. Płaski, monotonny krajobraz Ohio wyraża osobowość jego mieszkańców. Ohio jest dzisiaj typowo rolno-przemysłowym stanem USA, w którym życie płynie jednostajnie. Podobnie było w czasach młodego Ulyssesa Granta. Stojący na skarpie nad rzeką dom jego rodziców składał się tylko z jednej izby o powierzchni niespełna 25 mkw. Ojciec przyszłego prezydenta, Jesse Root Grant, był farmerem i garbarzem. Do domu przylegał jego niewielki warsztat, w którym były namaczane lub suszone skóry. Odór musiał więc być straszny. Generał Grant wspominał czasami, że dzieciństwo kojarzy mu się z zapachem skór. Rodzina Granta pochodziła z angielskiego miasta Plymouth. Jego przodek Matthew Grant przypłynął z żoną Priscillą i 140 innymi imigrantami do amerykańskiego portu Nantasket 30 maja 1630 r., a więc zaledwie dwa lata po wydaniu przez króla Anglii Jakuba I zgody na założenie Kolonii Zatoki Massachusetts. Grantowie mogli się więc szczycić, że ich przodkowie należeli do grupy pierwszych purytańskich pielgrzymów, którzy położyli podwaliny cywilizacji europejskiej w Ameryce Północnej. Matthew i Priscilla Grantowie nie zamierzali jednak mieszkać w Massachusetts. Wkrótce po przybyciu do Ameryki przenieśli się do miejscowości Windsor w Connecticut, gdzie Matthew stał się szanowanym członkiem rady miejskiej.

Przez następne sto lat kolejne pokolenia Grantów przeniosiły się coraz dalej na zachód – do Pensylwanii, Ohio i Kentucky. Pradziadek 18. prezydenta USA, Noah Grant, i jego brat Salomon walczyli w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. W zamian za szczególne zasługi w bitwie pod Bunker Hill Noah został mianowany kapitanem Armii Kontynentalnej. 23 stycznia 1794 r. Rachelle Kelly, jego druga żona, urodziła syna, któremu nadano imię Jesse na cześć przyjaciela rodziny, prezesa Sądu Najwyższego stanu Connecticut Jessego Roota.

Wikipedia

W 1804 r. Noah Grant wyjechał z rodziną do miejscowości Deerfield w Ohio. W 1821 r. jego 27-letni syn Jesse poślubił Hannę Simpson. Młode małżeństwo kupiło mały dom w Point Pleasant, gdzie 27 kwietnia 1822 r. przyszedł na świat ich pierwszy syn, któremu rodzice nadali imiona Hiram Ulysses Grant. Chłopiec nie lubił tych imion, ponieważ jego inicjały układały się w słowo HUG, co oznaczało „uścisk", ale miało także nieco wulgarny wydźwięk. Dlatego kiedy kilkanaście lat później został przyjęty do Akademii Wojskowej w West Point, przedstawił się jako Ulysses Simpson Grant. Drugie imię zapożyczył od nazwiska rodowego matki i pod takimi imionami szedł przez resztę życia.

Urodzony kawalerzysta

Jak już wspomniano, ojciec przyszłego prezydenta był z zawodu garbarzem. Był to wówczas zawód niezwykle ceniony, wymagał bowiem dużego doświadczenia rzemieślniczego. Jesse Grant był więc cenionym członkiem niewielkiej społeczności Point Pleasant i brał aktywny udział w życiu politycznym miasteczka. Jako metodysta i jednocześnie mason bezwarunkowo potępiał niewolnictwo. Zawsze powtarzał, że kiedy mieszkał jeszcze w Kentucky, które opuścił dopiero w wieku 21 lat, widział rzeczy tak okropne, że nie sposób było to zaaprobować moralnie.

Kiedy jego syn Ulysses miał 10 miesięcy, Jesse Grant postanowił przenieść rodzinę do Georgetown w Ohio. Tu przyszły prezydent spędził dzieciństwo, które zawsze wspominał ze wzruszeniem jako najwspanialszy okres beztroski. Już wtedy zaczęły być widoczne niektóre charakterystyczne cechy jego osobowości. Był chłopcem posłusznym, ale bardzo niezależnym. Nie znosił przyjmować rozkazów i nie przepadał za pracą fizyczną. Uwielbiał za to jazdę konną. Zakład ojca prosperował na tyle dobrze, że Grantowie nie mogli narzekać na złe warunki życia. Jako najstarszy z sześciorga dzieci Ulysses był najważniejszym pomocnikiem w warsztacie ojca i na farmie. W tamtych czasach niemal wszyscy uprawiali ziemię na własne potrzeby. Farma miała przede wszystkim wyżywić rodzinę, zakład przynosił dodatkowe dochody, które można było przeznaczyć na inne potrzeby.

Do szkoły Ulysses chodził jedynie w miesiącach zimowych, ponieważ przez resztę roku pomagał w polu i zakładzie garbarskim ojca. Nie martwił się tym jednak. W przeciwieństwie do większości amerykańskich prezydentów Ulysses Grant nie przepadał za szkołą, co jednak nie przeszkadzało mu w pochłanianiu dużej ilości książek. Pytany, kim chciałby być, odpowiadał, że farmerem, kupcem lub tak jak ojciec – rzemieślnikiem. Jednym słowem, sam nie wiedział, jaką drogę ma wybrać w życiu. Jego ojciec, widząc, że chłopiec uwielbia jazdę konną i zabawę w żołnierza, postanowił wysłać go na studia do Akademii Wojskowej w West Point. I to właśnie ta mistrzowska jazda na ukochanym koniu Yorku najbardziej zaimponowała komisji egzaminacyjnej. Koń Granta ustanowił rekord skoku wzwyż, który nie został pobity przez kolejne ćwierć wieku.

Z początku Ulysses ucieszył się z wyboru ojca. Kiedy przyjechał z nudnego, płaskiego Ohio do położonego nad przełomem rzeki Hudson górzystego West Point, zachwycił się pięknem tego miejsca. Rzeczywiście, trudno nie podzielać jego podziwu dla urody fortu i akademii założonej przez Tadeusza Kościuszkę. Byłem w West Point kilka razy i za każdym razem malownicze położenie akademii robiło na mnie wrażenie. Kiedy jednak młody Grant usłyszał od swoich nowych kolegów, że od kadetów wymaga się żelaznej dyscypliny, szybko zmienił zdanie na temat uczelni i postanowił zrobić wszystko, aby zostać z niej wyrzucony. Z nieukrywaną złośliwością rozpowszechniał zasłyszane gdzieś plotki, że Kongres USA zamierza zamknąć uczelnię, ponieważ są na niej rzekomo łamane prawa obywatelskie. Dopiero po pewnym czasie oswoił się z rygorem szkoły wojskowej i nawet dał się polubić nauczycielom, kiedy został przewodniczącym kółka literackiego kadetów o nazwie The Dialectic. Nadal jednak chodził niedbale ubrany, ignorował musztrę, nie lubił wczesnych pobudek, omijał bale i przyjęcia lokalnej socjety, za to nie unikał wizyt w knajpach. Alkohol miał zresztą za kilka lat stać się jednym z jego największych życiowych wrogów.

Niezdyscyplinowany żołnierz

Ulysses Grant zakończył naukę w Akademii Wojskowej w West Point z bardzo przeciętnymi wynikami. Na 39 studentów swojego roku zajął pod względem ocen dopiero 21. miejsce. Na trzecim roku został mianowany sierżantem, ale nie przepadał za nowymi obowiązkami podoficerskimi. Zawsze twierdził, że najlepiej czuje się jako szeregowiec, a dowodzenie chętnie odda komuś innemu. Zadaniem sierżanta było pilnowanie porządku w podległym mu oddziale kadetów. Grant jednak sam miał duże kłopoty z utrzymaniem wojskowego rygoru i czystości. Nosił się niechlujnie, nieustannie palił tytoń, coraz częściej zaglądał do kieliszka i, nie znosił porannych apeli i musztry, jako że często był na kacu po całonocnych libacjach. Wykładowcy akademiccy mieli z nim nie lada problem. Z jednej strony był człowiekiem odważnym i znakomitym kawalerzystą, z drugiej nie potrafił utrzymać jakiejkolwiek dyscypliny.

Po ukończeniu akademii w West Point w 1843 r. został przydzielony do oddziału piechoty stacjonującego w Jefferson Barracks, w okolicach miasta Saint Louis w stanie Missouri. Tam poznał swoją przyszłą żonę, 17-letnią Julię Boggs Dent, córkę pułkownika Fredericka Denta i siostrę kolegi Granta z uczelni, z którym dzielił pokój w akademiku. Dziewczyna uwielbiała jazdę konną i miała męski charakter. Ulysses oszalał na jej punkcie. Niestety, w 1845 r. jego jednostka została przydzielona pod rozkazy generała Zachary'ego Taylora, stacjonującego w Corpus Christi w Teksasie.

Był to okres rosnącego napięcia między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem w związku z amerykańską aneksją Teksasu. Żeby uniknąć wojny, prezydent James K. Polk nakazał Taylorowi wycofać swoje oddziały do odległego o 150 mil nabrzeża rzeki Rio Grande. Generał Taylor złamał jednak rozkaz zwierzchnika i poprowadził 2300 żołnierzy do Fortu Texas. 8 maja 1846 r. pod Palo Alto natrafił na 3500 meksykańskich żołnierzy dowodzonych przez José Mariano de Aristę Nueza. W ten oto sposób w bitwie pod Palo Alto wzięło udział trzech przyszłych prezydentów: Zachary Taylor i Ulysses Grant po stronie amerykańskiej i José Mariano de Arista Nuez, przyszły 19. prezydent Meksykańskich Stanów Zjednoczonych.

Grant nie był zachwycony wojną. Coraz częściej odkrywał u siebie ducha pacyfisty. Wojnę z Meksykiem uważał za pozbawioną jakichkolwiek szczytnych celów. „Nigdy nie brałem udziału w bitwie z własnej woli – wspominał po latach – ani też nie entuzjazmowałem się bitwami". To, co ujrzał w czasie wojny amerykańsko-meksykańskiej, całkowicie obrzydziło mu zawód żołnierza. Dlatego wielokrotnie próbował się wyrwać z koszarowego życia.

22 sierpnia 1848 r. odbył się ślub Ulyssesa i Julii. On miał 26 lata, ona była od niego młodsza o cztery lata. Z całego serca pragnął zostać przy rodzinie, tym bardziej że dwa lata po ślubie urodził się ich pierwszy syn Frederick Dent, a w 1852 r. Ulysses Simpson junior. Wojsko stawiało jednak swoje warunki. Grant został wysłany do odległej Kalifornii, a Julia wraz z synami powróciła do domu swoich rodziców w Saint Louis. Podróż z Missouri do Kalifornii w niczym nie przypominała współczesnej wycieczki. Żeby ominąć wojska meksykańskie i wrogie plemiona indiańskie, żołnierze Granta musieli popłynąć do Panamy i przejść pieszo wzdłuż Przesmyku Panamskiego. Brud i tropikalny klimat zebrały straszne żniwo. Dwie trzecie żołnierzy Granta zmarło na cholerę. Ta wyprawa pozostawiła trwały ślad w psychice przyszłego prezydenta. Wojaczka stała się koszmarem. Dodatkowo rozłąka z rodziną spowodowała u Granta głęboką depresję, której nie była w stanie zmienić nawet nominacja na kapitana i znaczna podwyżka żołdu. Przyszły prezydent coraz częściej zapijał frustrację mocną whisky. Alkohol wyzwalał u niego agresję i liczne konflikty z przełożonymi. Jego towarzysze broni odnosili wrażenie, że jest nieustannie pijany i nie panuje nad emocjami. Latem 1853 r. otrzymał rozkaz objęcia dowództwa kompanii w kalifornijskim Forcie Humboldta. Pech chciał, że dowódcą tej twierdzy był pułkownik Robert C. Buchanan, nazywany przez żołnierzy „Old Buck". Człowiek ten miał się jeszcze kilka razy spotkać z Grantem podczas wojny secesyjnej.

Buchanan nienawidził Granta od czasu ich kłótni w Saint Louis. Szukał pretekstu, żeby się go pozbyć z fortu. Kiedy więc zastał Granta kompletnie pijanego w knajpie, natychmiast wykorzystał okazję i postawił podwładnemu warunek: albo odejdzie z armii dobrowolnie, albo zostanie postawiony przed sądem wojskowym. Każdy inny żołnierz załamałby się całkowicie, ale nie Grant. Ta sytuacja była dla niego nawet korzystna. Nareszcie znalazł powód, by wrócić do żony i synów, za którymi szalenie tęsknił. 1 maja 1845 r. został zwolniony z wojska. Na spotkaniu pożegnalnym ze swoimi żołnierzami oświadczył bez żalu: „Jeżeli kiedykolwiek jeszcze usłyszycie o mnie, prawdopodobnie będę dobrze prosperującym farmerem".

Od bankruta do bohatera narodowego

Mylił się jednak. Życie w cywilu okazało się jeszcze gorsze od trudów wojny. Przez kolejne osiem lat ponosił same porażki. Nie znosił ciężkiej pracy na farmie, nie nadawał się na handlarza nieruchomości, zbankrutował jako sklepikarz – jednym słowem nie miał najmniejszego talentu do prowadzenia działalności gospodarczej.

Wreszcie zdecydował się na krok, którego nigdy wcześniej nie chciał zrobić: zwrócił się o pomoc finansową do ojca. Jesse Grant nie był już wówczas właścicielem garbarni. Swój zakład przekazał dwóm synom: Simpsonowi i Orvillowi. Ulysses musiał się więc zwrócić o pomoc do młodszych braci. Ci jednak nie chcieli go uczynić wspólnikiem. Zaoferowali mu posadę urzędnika z uposażeniem 800 dolarów rocznie. Ulysses nie nadawał się jednak na buchaltera. Księgi, kwity, dokumenty strasznie go nudziły. W tym czasie nie miał także wykrystalizowanych poglądów politycznych. Skłaniał się ku programowi demokratów. Nie był zwolennikiem niewolnictwa, ale w okresie, kiedy prowadził farmę, miał trzech niewolników. Jego bracia byli zdeklarowanymi abolicjonistami i republikanami opowiadającymi się za kandydaturą Abrahama Lincolna na prezydenta. Ulysses nie miał pojęcia, że wybór Lincolna na prezydenta zmieni życie jego samego i całego narodu.

W kwietniu 1861 r., kiedy wybuchła wojna domowa, prezydent Abraham Lincoln zaapelował o wstępowanie w szeregi armii Unii. Docelowo prezydent chciał stworzyć 75-tysięczną armię. Grant, chociaż był żołnierzem zawodowym, wstąpił do kompanii ochotniczej. O tej decyzji dowiedział się kongresmen Elihu B. Washburne z okręgu, w którym mieszkał Grant. Parlamentarzysta uznał, że ten zawodowy oficer jest zbyt cenny, żeby się marnować wśród ochotników. Zaprosił Granta na spotkanie z gubernatorem stanu Illinois Richardem Yatesem. Gubernator był zdziwiony, że żołnierz z tak wielkim doświadczeniem wojennym jak Grant nie ubiega się o żadne stanowisko dowódcze. Uznał to za przejaw jego skromności i profesjonalizmu. Kiedy zapytał Granta: „Co to za człowiek, co chce służyć ojczyźnie w wojsku, ale nie zabiega o żadne stanowisko w armii?", ten mu odpowiedział: „Jest to człowiek, który umie wykonywać rozkazy".

Gubernator długo się nie zastanawiał. Natychmiast mianował Granta dowódcą pułku w Decatur. Latem 1861 r. kongresmen Washburne wystąpił do Kongresu o mianowanie pułkownika Granta generałem brygady. Jakże dziwnie zakręciło się koło fortuny Ulyssesa Granta. Człowiek, który zaledwie osiem lat wcześniej został wyrzucony z armii za pijaństwo, powrócił do niej jako pułkownik i niemal natychmiast awansował na generała z nominacji całego Kongresu.

Decyzja gubernatora Yatesa była strzałem w dziesiątkę. Ulysses Grant okazał się genialnym strategiem, który po raz pierwszy w historii użył w lutym 1862 r. pojęcia „bezwarunkowa kapitulacja" w ultimatum przesłanym do dowódcy wojsk unijnych w Forcie Donelson nad rzeką Cumberland. To oświadczenie wywarło niesamowite wrażenie na opinii publicznej Północy. Grant stał się bohaterem narodowym. Jego zdjęcie w mundurze trzygwiazdkowego generała stojącego przed namiotem sztabowym obiegło wszystkie tytuły prasowe. Każdy chłopiec chciał być generałem Grantem, a każda dziewczynka marzyła o ślubie z tak dzielnym żołnierzem. Ten człowiek stał się symbolem męskiej siły i nieugiętości. Amerykanie już wiedzieli, kto zostanie ich prezydentem po Lincolnie.

Naczelny dowódca wojsk Unii

Nie wszyscy jednak byli zachwyceni stylem prowadzenia działań wojennych przez Granta. Jego bezpośredni przełożony gen. Henry Halleck, szef sztabu i naczelny dowódca armii Unii, wielokrotnie krytykował Granta za brak koordynacji działań z dowództwem wojsk Unii oraz za „bezmyślne szafowanie życiem żołnierzy" w spontanicznych atakach, które w jego opinii nie miały uzasadnienia strategicznego. Dodatkowo Grantowi nieustannie wypominano pijaństwo i styl życia daleki od wojskowej dyscypliny i porządku. Jednak 24–25 listopada 1863 r. to właśnie Grant udowodnił, że jego strategia jest o wiele bardziej skuteczna niż sztywne zasady starych generałów. W bitwie pod Chattanoogą 50 tys. żołnierzy pod dowództwem Granta rozgromiło 40-tysięczną armię Konfederacji dowodzoną przez gen. Braxtona Bragga.

Północ znowu świętowała wielkie zwycięstwo, a Ulysses Grant urósł do rangi męża opatrznościowego. Nikt nie przejmował się teraz plotkami o jego pijaństwie. Grant był skuteczny do bólu i to się liczyło najbardziej. W dowód uznania 17 grudnia 1863 r. Kongres przyznał mu złoty medal, a 9 marca 1864 r. wdzięczny prezydent Lincoln mianował go naczelnym dowódcą wojsk Unii. Teraz wojna domowa zamieniła się w osobistą konfrontację dwóch ludzi: Ulyssesa Granta z Północy i generała Roberta Edwarda Lee, głównodowodzącego wojsk Południa.

Amerykański historyk Geoffrey Perret tak scharakteryzował 18. prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Wiele osób, które go spotkały, miało dziwne wrażenie, że zostały oszukane. Nie wyglądał bowiem jak wielki generał, nie ubierał się jak wielki generał, nie mówił jak wielki generał i wszystko wskazywało, że nawet sam siebie nie uważał za wielkiego generała. Być może po prostu nigdy nie był wielkim generałem, choć tak go chciano postrzegać".

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie