To nie afera o książkę Zychowicza, ale o wolność słowa

Jeśli Jacek Kurski ma honor, poda się do dymisji - mówi historyk Piotr Zychowicz, którego książka „Wołyń zdradzony” została wycofana z konkursu Książka Historyczna Roku.

Publikacja: 28.10.2019 18:42

To nie afera o książkę Zychowicza, ale o wolność słowa

Foto: tv.rp.pl

Jaki cel przyświecał panu, kiedy pisał pan książkę „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA"?

Napisałem tę książkę, żeby opisać prawdę i dać głos ofiarom ludobójstwa na Wołyniu, które konały w samotności, nie doczekawszy się ratunku ze strony polskiego państwa podziemnego.

Czytaj także: Konkurs "Książka Historyczna Roku" odwołany. Zychowicz: Cenzorzy ponieśli klęskę

Pisze pan, że żołnierze AK wiedzieli doskonale, co się dzieje na terenach, gdzie dochodziło do plądrowania polskich wsi i mordowania w sposób bestialski Polaków, jednak nie podjęli żadnej akcji. Dlaczego?

Ta książka jest hołdem złożonym żołnierzom AK, problem stanowi komenda główna AK, czyli dowództwo tej formacji wojskowej. Żołnierze rwali się do walki, żołnierze kiedy wreszcie, niestety za późno, przystąpili do walki z UPA, spisali się fenomenalnie. Problem jest z dowództwem, rzeczywiście w archiwalnych dokumentach znajdują się informację o tym, że mniej więcej od końca 1942 roku do Warszawy, do kierownictwa polskiego podziemia napływały raporty alarmujące, że nad Polakami mieszkającymi na Wołyniu zbierają się burzowe chmury. Że ukraińscy nacjonaliści szykują się do jakiejś krwawej rozprawy, doszło nawet do tego, że jeden z pozytywnych bohaterów tej książki, fenomenalny oficer, o pseudonimie „Żagiew”, na nazwisko miał Łada, przekazał do Warszawy raport, w którym zacytował jednego z przywódców UPA, który powiedział: „Wiosną 1943 roku przystępujemy do powstania i mamy problem z polską mniejszością, ale to jest problem mniejszościowy, a nie wojskowy i załatwimy Polaków tak, jak Hitler załatwił Żydów”. Wszystko to niestety zignorowano i trafiło do kosza. W efekcie nie przygotowano się na starcie zbrojne z UPA i przez wiele miesięcy banderowskie grupy, uzbrojone często w bardzo prymitywny sposób, kompletnie bezkarnie wyżynały Polaków, przy biernej postawie AK, która wkroczyła dopiero do akcji, gdy zdecydowana część ofiar Wołynia skonała i nie doczekała się pomocy. To wielka katastrofa i problem.

Jeżeli chodzi o oddziały AK, to na tamtych terenach nie było zbyt wielu żołnierzy AK, ani zbyt wielu Polaków, którzy mogli być w AK, może stąd ten problem, że nie mogli ruszyć z pomocą. To jest jeden z zarzutów, które padają wobec pana książki.

No tak, ale to jest zarzut ludzi, którzy nie bardzo znają te realia wołyńskie. Powód dla którego nie udzielili pomocy, to nie był brak kadr, choć oczywiście zostały bardzo uszczuplone podczas okupacji sowieckiej, kiedy wywieziono sporą część Polaków z Wołynia. Natomiast dalszy rozwój wypadków pokazuje, że jednak ludzie i broń byli, i mogli się znaleźć. Dlatego, że w styczniu 1944 roku dowódca wołyńskiej AK, pułkownik Bąbiński ps. Luboń, wreszcie wydał upragniony rozkaz, czyli mobilizacja wołyńskich sił. Mimo tego, że Armia Czerwona zajęła już w styczniu 1944 roku wschodnią część województwa wołyńskiego, to tylko z tej zachodniej części, udało się zmobilizować 6,5 tysiąca żołnierzy, nieźle uzbrojonych, jak na partyzantów. Oni utworzyli legendarną 27 wołyńska dywizję AK, która została użyta do akcji „Burza”. Teza mojej książki jest taka i takie analizy były wówczas, bo przecież zadawano sobie sprawę w AK, że ta struktura zawiodła na Wołyniu, że po prostu trzeba było się zmobilizować pół roku wcześniej. Trzeba było tych wszystkich ludzi ściągnąć do lasu i utworzyć oddziały w połowie 1943 roku i wówczas kiedy w krwawą niedzielę wołyńską 11 lipca 1943 roku, banderowcy by przystąpili do wielkiej rzezi Polaków, napotkaliby na twardy opór polskich oddziałów partyzanckich, które już by tam były. Niestety rzeczywistość była taka, że nigdzie siły UPA w krwawą niedziele nie napotkały oporu zorganizowanych oddziałów AK. Zwlekano za długo, najpierw ignorowano raporty, które nadchodziły z Wołynia. Gdyby ludobójstwo na Wołyniu było krótkotrwałą erupcją przemocy i trwało tydzień-dwa-trzy, to ta książka nigdy by nie powstała, ponieważ wtedy można by powiedzieć, że to się stało tak błyskawicznie, że nikt nie mógł się na to przygotować. Niestety te raporty zmaterializowały się już w lutym 1943 roku, kiedy w miejscowości Parośl, oddział UPA, wymordował 155 polskich cywili, ułożono ich na podłogach chałup i jednego po drugim zamordowano ciosami siekier w głowę. To jest luty, w marcu zostały spacyfikowane Lipniki kilkaset ofiar, w kwietniu Janowa Dolina i fala tych mordów narastała. Luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec, 11 lipca krwawa wołyńska niedziela, AK miała pół roku, żeby zareagować i nie zareagowała.

Na ile to jest książka historyczna, a na ile to jest dziennikarstwo historyczne?

 To jest książka napisana przez historyka, skończyłem wydział historyczny na UW. Natomiast jest ona wyposażona w aparat naukowy niepełny, to znaczy nie ma przypisów, ponieważ jest to książka popularno-naukowa i w takiej kategorii też startowała w tym nieszczęsnym konkursie: „Książka historyczna roku”. Nie jest to nudziarska rozprawa przeznaczona tylko i wyłącznie dla grupy specjalistów, tylko jest to rzeczywiście książka, która jest przeznaczona dla szerokiej rzeszy czytelniczej. Dlatego, że zależy mi na tym, żeby te informacje i zawarte w niej dokumenty, dotarły do jak największej części opinii publicznej, żeby mogły stać się częścią debaty publicznej, a nie tak jak chcieliby niektórzy moi adwersarze, żeby gdzieś tam dyskutowano o tym w zakurzonych gabinetach na wydziałach historii. Uważam, że wszyscy Polacy powinni dyskutować o swojej historii i o jej trudnych kartach. Jest to książka napisana na podstawie dokumentów, zrobiłem sporą kwerendę w archiwach, także wydaje mi się, że wnosi to sporo nowego do naszej wiedzy, na temat tego co się wtedy stało.

 

Czy ta książka powinna zostać dopuszczona do konkursu? Okazuje się, że ci którzy głosowali, nie przeczytali pańskiej książki.

 

Nie przeczytali ci, którzy głosowali przeciw. Proszę pamiętać o tym, że trzy osoby - Piotr Semka, Piotr Gursztyn, Romuald Szeremietiew – są mi bardzo mi nieprzychylnea, od wielu lat ci ludzie zwalczają moje książki i moje poglądy historyczne. Dlatego, że one nie pasują do linii partii, czyli są sprzeczne z politycznie poprawną wykładnią lukrowanej historii, którą się podaje.

 

Polityki historycznej PiS-u?

 

Powiedzmy, można tak to ująć, ale przecież to jest sprawa znacznie starsza niż PiS. Oni po prostu są ludźmi, którzy nie potrafią stanąć z otwartą przyłbicą do debaty publicznej, ponieważ wiedzą, że są na straconej pozycji, bo nie mają żadnych argumentów. W związku z tym stosują tego typu zagrania.

 

Przepraszam, ale to są słynne nazwiska, które maja też swoją renomę i wiele prac na koncie.

 

Jeżeli chodzi o Piotra Gursztyna, to wydaje mi się, że po tej aferze on już nie ma żadnej renomy, że całkowicie się skompromitował zakulisowymi działaniami. Czy też oskarżeniami o to, że napisałem książkę antypolską, przecież to jest skandal.

 

Hejt na AK.

 

Co za bzdura, jest to kompletna nieprawda. Proszę pamiętać, że kulisy tego skandalu, doskonale pokazują to, jaka wartość jest tej książki, ponieważ przez jury w której zasiadają historycy, została oceniona bardzo pozytywnie, jako wnosząca sporo nowego do naszej wiedzy na temat tego, co się wtedy stało. W zeszły wtorek ten sąd kapturowy, który moją książkę wyeliminował jako ta niepasującą do obecnie lansowanej wersji historii, próbował też przeprowadzić zamach na „Wołyń Zdradzony” w jury. Ta próba została odparta i spowodowała olbrzymie oburzenie, zawodowych badaczy, którzy zasiadają tam, książka została obroniona i wydawało się, że to właśnie oni ponieśli klęskę. Dopiero następnego dnia, kiedy nie udało się tej książki obalić w jury, zastosowali taki, a nie inny sposób, czyli wycofali to za plecami jury, co jest bezprecedensowym skandalem. Jest to cenzura, która doprowadziła do tego, że członkowie jury, profesor Cenckiewicz, Dudek, Bruski - z oburzeniem podali się do dymisji i skandal był tak straszny w środowisku historycznym, że doprowadził do odwołania tegorocznej nagrody. Prawdopodobnie po tym, ta nagroda się już nie podniesie, a miarą tego czy ta książka jest wartościowa, czy nie, nie są zdania propagandystów, takich jak Piotr Gursztyn, którzy nie mają bladego pojęcia o Wołyniu, nigdy się tym nie zajmowali i tego nie badali. Tylko chociażby profesora Grzegorza Motyki, który jest najwybitniejszym znawcą dziejów relacji polsko-ukraińskich w Polsce. Tydzień temu spotkałem się z nim na debacie w Warszawie, mamy różnice co do interpretacji pewnych wydarzeń, natomiast on ocenia tą książkę pozytywnie. Uważa, że jest ona oparta na dużym materiale źródłowym. Wydaje mi się, że to jest cenniejsza opinia niż ludzi, którzy zajmują się propagandą i cenzurą, a nie historią. Otrzymać nagrodę im. Oskara Haleckiego, a teraz przez tą akcję ludzi, którzy nie byli w stanie przewidzieć konsekwencji swoich czynów, dowiedzieć się, że była skandaliczna ingerencja w konkurs, czyli wycofanie na ostatniej prostej książki, która prowadziła.

 

Na tydzień przed konkursem.

 

Dlatego, że prowadziła w głosowaniu internautów, oni mieli wgląd w liczbę głosów. Zorientowali się na tydzień przed konkursem, że jeżeli natychmiast nie wycofają mojej książki, to ja wygram i odbiorę tą nagrodę.

 

Ale w regulaminie jest napisane, że fundator ma prawo wycofać się z nagrody i TVP, Polskie Radio i Narodowe Centrum Kultury się wycofało, zgodnie z regulaminem.

 

Trwało głosowanie, setki ludzi głosowało, tysiące głosów na mnie padło, 3108 głosów, w momencie kiedy przerwano głosowanie, byłem zwycięzcą tej nagrody i dopiero to ich tak przestraszyło i doprowadziło do szału, że zamykając oczy na konsekwencje, zrobili coś takiego. To jest cenzura, naruszenie wszystkich cywilizowanych zasad. Tu już nie chodzi o mnie ani o nagrodę, po pierwsze zniszczyli prestiżowy konkurs, 12 lat budowano ten konkurs, jego renomę. Jury było bardzo prestiżowe, wspaniała gala, ludzie się cieszyli… To zostało rozwalone, pół jury podało się już do dymisji. W tym roku został ten konkurs odwołany, nie wyobrażam sobie, żeby on był zorganizowany w przyszłym roku, nie wykluczam, że on się po prostu teraz zakończył przez głupotę tych ludzi. Było nominowanych kilkadziesiąt książek w czterech czy pięciu kategoriach, dla wszystkich tych autorów, którzy zostali zaszczyceni tym wyróżnieniem, to była wspaniała promocja ich twórczości i nagroda dla nich. A co z tysiącami ludzi którzy głosowali? Wczoraj, byłem na tragach książki historycznej, jedna pani która przeżyła rzeź banderowską na terenie województwa Lwowskiego, przyszła z rodziną i mówili, że codziennie nastawiali sobie budzik i głosowali na moją książkę w tym konkursie i cieszyli się, że ich głos został dostrzeżony w tak prestiżowym konkursie. Oni zostali wszyscy oszukani, ci ludzie nie usłyszeli nawet słowa przepraszam, autorzy, wydawnictwa, internauci, twórcy tego konkursu. Konsekwencje działań tych ludzi, chyba znacznie przewyższyły ich wyobraźnie, doszło do bardzo poważnego kryzysu i na pewno nie wolno tego tak zostawić. Muszą zostać wyciągnięte konsekwencje wobec tych, którzy swoją nieodpowiedzialną decyzją zniszczyli tak wspaniały konkurs.

 

Przypomnę, że wycofała się TVP, Polskie Radio i Narodowe Centrum Kultury.

 

Jest czwarty fundator tej nagrody, IPN, chciałbym bardzo podziękować prezesowi Szarkowi i IPN-owi, zachowali się w sposób godny, przyzwoity, są to przyzwoici ludzie, którzy nie poparli tego i odcięli się w sposób stanowczy od skandalicznego zamachu na wolność słowa. Aż 3 z 4 fundatorów tak postąpiło, ale z tego co wiem, to główna odpowiedzialność spada na TVP.

 

Jak to świadczy o TVP?

 

Ta telewizja jest parodią telewizji publicznej, jest to paździerzowa propaganda. Uważam, że ludzie oglądają to tylko i wyłącznie dla zgrywy. Oglądając te programy informacyjne, trudno uwierzyć, że coś takiego w nowoczesnym państwie w XXI wieku można robić. Ci ludzie nie uznają wolności debaty publicznej, bezstronności mediów publicznych i ta afera, która przecież nie jest aferą o książkę Piotra Zychowicza, tylko o wolność słowa jest dowodem. Łukasz Warzecha świetnie napisał: oczywiście, że jest to forma cenzury. To są firmy utrzymywane z naszych podatków, TVP i Polskie Radio. Ja też płacę podatki i niestety też z moich pieniędzy jest utrzymywany ten koszmar jakim jest TVP obecnie. Gdybym był na miejscu Jacka Kurskiego, to podałbym się do dymisji.

 

Wiadomo, że tego nie zrobi.

 

Jeżeli jest człowiekiem honoru to się poda. Według informacji, które docierają do mnie i które pojawiają się cały czas w przestrzeni publicznej, on jakąś rolę w tej sprawie odegrał. Niezależnie od tego czy to prawda, czy tylko samowola jego podwładnych, doszło do olbrzymiego skandalu. To wielkie medium, którego zadaniem jest stać na straży wolności słowa, wzięło udział w intrydze, która ma za zadanie skrępować wolność słowa. Jest to kompromitacja i wydaje mi się, że Jacek Kurski powinien wziąć za to odpowiedzialność. Gdyby takie rozwiązanie zostało przyjęte, to byłoby to tylko dobre dla Polski i debaty publicznej, bo być może zastąpiłby go ktoś, kto rozumie co to jest wolność słowa, i debata publiczna.

 

Mówi pan o skandalu, a czy sam pan nie jest skandalistą? Pańskie książki zawsze mają mocne, dyskusyjne, tezy: „Obłęd44” rozliczał dowódców Powstania Warszawskiego, „Skazy na Pancerzach” uderzyły w żołnierzy wyklętych, teraz - jak mówi Piotr Gursztyn - pojawia się hejt na AK.

 

Jestem zwolennikiem szkoły tradycyjnej, konserwatywnej, mam poglądy konserwatywne, tradycyjnej szkoły stańczyków, która nakazywała przede wszystkim we wszystkich klęskach i katastrofach, które spadały na Rzeczpospolitą szukać winy nie tylko u sąsiadów i mieć poczucie, że myśmy zawsze mieli racje, tylko również u siebie.          

 

Jacek Nizinkiewicz

 

- współpraca Karol Ikonowicz

 

 

 

 

Jaki cel przyświecał panu, kiedy pisał pan książkę „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA"?

Napisałem tę książkę, żeby opisać prawdę i dać głos ofiarom ludobójstwa na Wołyniu, które konały w samotności, nie doczekawszy się ratunku ze strony polskiego państwa podziemnego.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii