Taka koncepcja upadła jednak ostatecznie z początkiem października tego roku, kiedy Bundestag zadecydował o budowie miejsca pamięci o ofiarach niemieckiej wojny eksterminacyjnej w całej Europie, od Narwiku po północną Afrykę. Będzie to de facto niemieckie muzeum drugiej wojny światowej, w którego powstaniu uczestniczyć mają eksperci nie tylko niemieccy, ale też z krajów dotkniętych wojną. Powinno się tam znaleźć miejsce na upamiętnienie wydarzeń w Polsce. Konkretny projekt rząd ma przedstawić do końca tego roku. Wiadomo, że muzeum to powstać ma na placu Askańskim w okolicy ruin dworca Anhalter Bahnhof.
Niemiecka decyzja
Koncepcja polskiego miejsca pamięci ma zostać opracowana przez niemieckich ekspertów przy współpracy z zasłużonym dla rozwoju polsko-niemieckich relacji Niemieckim Instytutem Spraw Polskich w Darmstadt. Jego do niedawna długoletni szef prof. Dieter Bingen zgłosił propozycję centrum pamięci, które umożliwi pokłonienie się ofiarom w połączeniu z edukacją historyczną i wymianą polsko-niemiecką. – Musi to być koncepcja zrozumiała dla młodszego pokolenia. Jego powstanie nie jest wynikiem zagranicznych interwencji czy nacisków. To niezależna inicjatywa niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego, która rodziła się w dialogu z Polską. Ważne, że powstaje osobne miejsce poświęcone Polsce – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą".
W sprawie osobnego upamiętnienia polskich doświadczeń w czasach okupacji niemieckiej od samego początku pojawiały się w Niemczech poważne zastrzeżenia. Mowa była o grożącym niemieckiej stolicy niebezpieczeństwie swego rodzaju inflacji pamięci w sytuacji, gdy narodowych miejsc pamięci domagać się będą Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini czy także Grecy oraz inne narody. Miałoby temu zapobiec ustanowienie jednego miejsca pamięci dla wszystkich wschodnioeuropejskich ofiar polityki Hitlera. Przeciwnicy takiego rozwiązania argumentowali, że problematyczne byłoby już umieszczenie w jednym miejscu Polaków i Rosjan, biorąc pod uwagę to, że Rosjanie dopuszczali się zbrodni w Polsce w czasie drugiej wojny. W takiej sytuacji przeważyła koncepcja szczególnego uhonorowania polskich ofiar jako narodu, który jako pierwszy doświadczył eksterminacyjnej polityki Trzeciej Rzeszy.
Wyścig z czasem
– Jest to być może ostatnia szansa na dyskusje i decyzje w tej sprawie, kiedy żyją jeszcze ofiary Trzeciej Rzeszy – podkreśla Dieter Bingen. Stąd pośpiech obecnego Bundestagu, którego kadencja kończy się za rok, aby podjąć ostateczne decyzje. Nikt nie ma pewności, w jaki sposób ukształtują pamięć historyczną przyszłe pokolenia Niemców. Powiedzenia w rodzaju: „otwieram lodówkę i wypada z niej Holokaust" nie są już dzisiaj rzadkością. Jak wynika z tegorocznych badań instytutu Civey, jedna trzecia obywateli RFN jest zdania, że pamięć o zbrodniach nazistowskich jest traktowana przesadnie. Niemal dwie trzecie Niemców (62 proc.) były w roku ubiegłym zdania, że cierpienia i ofiary Polaków, jakich doświadczyli w swej historii, zostały wystarczająco uznane. Rok wcześniej, jak wynika z badań Instytutu Spraw Publicznych, było to 52 proc.
W takich warunkach w centrum Berlina, w okolicach byłego dworca Anhalter Bahnhof, kształtuje się nowy obszar niemieckiej pamięci historycznej. Prócz polskiego miejsca i muzeum ofiar ludobójczej drugiej wojny powstanie tam muzeum uchodźstwa, upamiętniające pół miliona osób, którym udało się uciec przez nazistami. Nieopodal jest już niemal gotowy potężny gmach muzeum ucieczek i wypędzeń ponad 12 mln Niemców po wojnie, w tym z Polski. Stąd krok do Topografii Terroru – muzeum w miejscu, gdzie znajdowały się główne siedziby Gestapo i SS, narzędzi nazistowskiej represji. To z kolei w pobliżu muzeum Holokaustu przy Bramie Brandenburskiej, miejsca pamięci homoseksualistów mordowanych przez nazistów, a także pomnika na cześć pomordowanych Sinti i Romów. Wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie zasypanych ruin bunkra Hitlera.
– Czy nie jest to wszystko dowodem na kultywowanie pamięci historycznej i zaprzeczeniem nierzadko obecnej w polskiej publicystyce panującej rzekomo w Niemczech idei zapomnienia i grubej kreski? – pyta pragnący zachować anonimowość rozmówca „Rzeczpospolitej" z kręgów zbliżonych do niemieckiego MSZ. Przypomina, że na kształt pamięci historycznej w Niemczech nie wpływają ani przygotowywany w Polsce raport w sprawie żądań świadczeń reparacyjnych od Niemiec, ani też wroga postawa części polskiej elity wobec polityki europejskiej Berlina.