Feliks Dzierżyński: Czerwony mściciel

Twórca sowieckiej bezpieki szczerze nienawidził Rosjan i wielokrotnie okazywał względy Polakom. Gdyby pożył dłużej, mógłby zlikwidować Stalina.

Aktualizacja: 13.10.2018 18:33 Publikacja: 13.10.2018 00:01

Feliks Dzierżyński niosący trumnę ze zwłokami Lenina. Moskwa, 27 stycznia 1924 r.

Feliks Dzierżyński niosący trumnę ze zwłokami Lenina. Moskwa, 27 stycznia 1924 r.

Foto: Wikipedia

Rzadko się zdarza, by Polak w Rosji był otaczany kultem. I to Polak, który szczerze Rosjan nienawidził, wymordował ich miliony, zdziesiątkował rosyjską inteligencję. A jednak w Rosji pomniki tego Polaka wciąż stoją, instytucje państwowe oddają mu cześć, w sklepie z pamiątkami na Kremlu można kupić T-shirty z jego wizerunkiem, a 11 września, czyli dzień urodzin tego polskiego szlachcica, jest świętem rosyjskich cywilnych służb specjalnych.

Feliks Dzierżyński nadal traktowany jest w Rosji jak półbóg. Dla wywodzących się z KGB elit jest „świętym" założycielem sowieckiej bezpieki. Z podobną estymą traktuje się go na Białorusi, gdzie dodatkowo jest swojakiem z Mińszczyzny. Kult „Żelaznego Feliksa" zaszczepiano w całym dawnym bloku sowieckim. Lubiący się płaszczyć przed Moskwą komuniści z NRD nazwali elitarny oddział swojej bezpieki Pułkiem Wartowniczym im. Feliksa Dzierżyńskiego. W PRL czczono „Krwawego Felka" pomnikami, propagandowymi publikacjami i filmami. Z kultu tego na zachód od Bugu nic już nie zostało. Zburzenie warszawskiego pomnika „Czerwonego Kata" w Warszawie w 1989 r. stało się symbolem upadku komunizmu. Co prawda w ostatnich latach nieco ociepliła jego wizerunek książka Sylwii Frołow „Dzierżyński. Miłość i rewolucja", ale Feliks Edmundowicz jest powszechnie uznawany przez Polaków za zdrajcę, mordercę i psychopatę. Niektórzy kwestionują nawet jego polskie pochodzenie etniczne. A mowa przecież cały czas o człowieku, który w gimnazjum miał odwagę, by spoliczkować rosyjskiego nauczyciela za nazwanie polskiego języka „psią mową". Warto więc zapytać: na ile Dzierżyński czuł się Polakiem? Na ile traktował rozpętany przez siebie terror w Rosji jako zemstę na ciemiężcach własnego narodu? Czy w trakcie kierowania bezpieką zdobywał się na jakieś niewytłumaczalne propolskie gesty?

Pan życia i śmierci

Ks. Roman Dzwonkowski, zasłużony badacz losów Kościoła w Związku Sowieckim, miał okazję usłyszeć niezwykłą relację o wymykającym się schematom zachowaniu Dzierżyńskiego. Historię tę przekazał mu ks. Piotr Pupin, proboszcz z Rubieżowa, miejscowości leżącej tuż za przedwojenną granicą polsko-sowiecką. „Otóż ksiądz Pupin opowiadał mi, że gdy w latach 50. przyjechał do Polski na pogrzeb swojej matki i odprawiał mszę św. w katedrze w Białymstoku, podszedł do niego w zakrystii jakiś starszy ksiądz i zapytał go, czy on jest z ZSRR. Gdy potwierdził, tamten powiedział tak: »A ja się co dzień modlę za Dzierżyńskiego, bo on mi życie uratował. Gdy siedziałem w Piotrogrodzie w więzieniu razem z grupą 40 księży i czekaliśmy na śmierć, bo wtedy masowo rozstrzeliwano – pewnego wieczoru przyszedł Dzierżyński i powiedział: Wychoditie czornyje kruki. I uwolnił nas«". Czyżby „Krwawemu Felkowi" przypominało się, że w młodości chciał zostać księdzem?

Znana jest również relacja Wandy Bogusławskiej-Dramińskiej mówiąca o tym, jak Dzierżyński uratował jej wuja przed rozstrzelaniem. Pisze ona: „Kiedy Dzierżyński przeprowadzał dziesiątkowanie więźniów, wujek akurat musiał wystąpić jako ten dziesiąty. Być może rysy twarzy były za mało rosyjskie, w każdym razie Dzierżyński zapytał: – Odkuda ty? – A ja z Polszy, matematyk. – No, jak matematyk, to idź tam, tu na lewo, tu na prawo, tam długi korytarz, później drzwi i wyjdź, i idź! I wyjście okazało się na wolność".

Przypadek okazania łaski polskim więźniom przez Dzierżyńskiego opisał również Bogdan Jaxa-Ronikier w wydanej w 1933 r. książce „Dzierżyński, czerwony kat". Wśród ludzi osobiście ocalonych przez szefa Czeka miał się znaleźć sam Jaxa-Ronikier. Twórca sowieckiej bezpieki rozpoznał w nim człowieka, z którym kiedyś siedział w więzieniu (Jaxa-Ronikier, przedstawiciel elit społecznych, trafił za kraty... za zamordowanie swojego szwagra). Dzierżyński miał opowiedzieć mu historię swojego życia, tłumacząc się m.in. ze swojego pragnienia zemsty na Rosjanach. Ciekawie napisana relacja Jaxy-Ronikiera jest jednak powszechnie uznawana za fikcję literacką.

Choć Jaxę-Ronikiera łatwo zdeprecjonować jako kryminalistę i fantastę, to zdarzało się przecież, że Dzierżyński pomagał również niekwestionowanym polskim patriotom. W 1918 r. Bolesław Wieniawa-Długoszowski (ówcześnie członek POW, później jeden z najbardziej znanych współpracowników marszałka Piłsudskiego, nominowany w 1939 r. na prezydenta RP) został aresztowany w Moskwie przez Czeka i osadzony w areszcie na Łubiance. Szybko stamtąd wyszedł, a to za sprawą bezpośredniej interwencji Dzierżyńskiego. Jadwiga Sosnkowska, żona późniejszego wodza naczelnego z II wojny światowej, wspomina, że jej matka wielokrotnie chodziła do Dzierżyńskiego w 1918 r., do jego gabinetu na Łubiance, gdzie wskazywała ludzi, których powinien zwolnić z więzień. Zawsze spełniał prośbę.

Kuzyn Piłsudskiego

Wśród osób, którym „Krwawy Felek" prawdopodobnie uratował życie, znalazł się również... Józef Piłsudski. W 1923 r. Mieczysław Łoganowski, rezydent sowieckich cywilnych tajnych służb w Warszawie, opracował plan zamordowania Marszałka. Grupa komunistycznych dywersantów, udająca endeckich studentów, miała napaść na słabo chronioną willę Milusin w Sulejówku, w której mieszkał Piłsudski wraz z rodziną. Jak pisał Tadeusz Płużański: „Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. (...) Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję. Plan Łoganowskiego gorąco popierał jeden ze zdrajców z Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski – Józef Unszlicht. Nie został jednak zrealizowany, gdyż zdecydowanie sprzeciwiła się mu... centrala w Moskwie w osobie Feliksa Dzierżyńskiego, przełożonego Łoganowskiego. Krwawy Feluś uznał, że w walce z pańską Polską wystarczą agitacja i dywersja".

Łoganowski nie dawał jednak za wygraną i opracował kolejny plan zgładzenia marszałka Piłsudskiego. Tym razem zabójstwo miało być wyjątkowo spektakularne: „Przygotował potężny ładunek wybuchowy, aby odpalić go w centrum Warszawy. Termin ustalono na 3 maja 1923 r. – kolejną rocznicę uchwalenia pierwszej nowoczesnej konstytucji nowożytnej Europy. Eksplozja bomby była przewidziana w momencie, gdy marszałek Piłsudski razem z zaproszonym gościem – marszałkiem Francji Ferdinandem Fochem – odsłanialiby pomnik ks. Józefa Poniatowskiego na placu przed Pałacem Saskim. Wybuch miał zabić również dowódców Wojska Polskiego oraz najwyższych dostojników państwowych. Ofiarami padliby ponadto zagraniczni notable i warszawiacy (święto 3 maja przyciągało po odzyskaniu niepodległości tłumy ludzi). Tym razem Moskwa zaakceptowała plan. W ostatniej chwili terrorystyczny zamach został jednak zastopowany przez wysokiego rangą urzędnika sowieckiego, który ponoć przestraszył się konsekwencji. Nie ulega jednak wątpliwości, że akcję musiał wstrzymać ktoś na Kremlu – Dzierżyński" – wskazuje Płużański.

W maju 1926 r. Komunistyczna Partia Polski dokonała zadziwiającego łamańca ideologicznego – poparła zamach stanu dokonany przez Piłsudskiego. Zrobiła to, choć wcześniej sowieccy dyplomaci prowadzili obiecujący dialog z endecją (opisany w książce Mariusza Wołosa „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym"). Poparcie KPP dla piłsudczykowskich puczystów zostało później uznane za „błąd majowy" i stało się dla stalinowskich śledczych jednym z dowodów na głęboką penetrację tej partii przez polskie tajne służby. Czy do „błędu majowego" jednak doszło z powodu machinacji Dzierżyńskiego? Decydenci na Kremlu zostali przekonani, że Piłsudskiego warto poprzeć, bo będzie polskim Kiereńskim, słabym przywódcą, który wywoła chaos umożliwiający rewolucję komunistyczną w Polsce. Doskonale zorientowany w polskich sprawach szef sowieckiej bezpieki jakoś nie wyrwał ich z tego błędnego myślenia...

Być może na zachowanie Dzierżyńskiego miało wpływ to, że Piłsudski był jego... dalekim kuzynem. Siostra „Krwawego Felka" Aldona Bułhak mieszkała w willi Marszałka w Sulejówku, a później w Belwederze. Jej syn był wówczas adiutantem Piłsudskiego. Feliks utrzymywał z siostrą kontakt korespondencyjny (co można uznać też za świetny kanał do ewentualnych tajnych kontaktów z Marszałkiem). Cały czas zapewniał ją, że kierują nim te same patriotyczne przekonania co w młodości: „Gdybyś widziała, jak żyję, gdybyś mi w oczy zajrzała – zrozumiałabyś, raczej odczułabyś – że pozostałem tym samym co dawniej" – pisał do niej w 1919 r.

Siewca chaosu

W II RP słusznie postrzegano Dzierżyńskiego jako zbrodniarza. Zdarzało się jednak, że dostrzegano w nim... polskiego mściciela. Krążyła anegdota o spotkaniu „Krwawego Felka" z Leonem Wasilewskim, bliskim współpracownikiem Piłsudskiego, podczas polsko-bolszewickich negocjacji pokojowych. Obaj znali się jeszcze z czasów rewolucji 1905 r. Dzierżyński miał go spytać, co o nim mówią w Warszawie. „Mówią, że mordujesz tysiące ludzi..." – bezceremonialnie odparł Wasilewski. Dzierżyński skorygował go: „Ale ja morduję nie ludzi, tylko Ruskich!".

W ciekawy sposób sportretował twórcę sowieckiej bezpieki Ferdynand Antoni Ossendowski, pisarz znany ze swojego antykomunizmu, uciekinier z pogrążonej w rewolucyjnym chaosie Syberii. W swoim bestsellerowym „Leninie" (powieści, z powodu której NKWD rozkopało w 1945 r. grób Ossendowskiego, by sprawdzić, czy ten „wróg Związku Sowieckiego" naprawdę nie żyje) Ossendowski umieścił scenę, w której Dzierżyński jest bliski... zabicia Lenina.

„Dzierżyński postąpił krok naprzód i szybkim, drapieżnym ruchem pochylił głowę.

– Przyszedłem... – syknął – aby przypomnieć wam naszą pierwszą rozmowę w pałacu Taurydzkim w dzień powstania... Przyrzekliście postawić mnie na czele rządu polskiego, towarzyszu...

– Wyznaczyłem Worosziłowa – odpowiedział Lenin. – Musi to być Rosjanin, gdyż Rosja będzie prowadziła wojnę z Polską.

– Towarzyszu... – podniósł głos Dzierżyński, grożąc oczami – towarzyszu, rzekliście słowo... Można okłamywać ciemnych chłopów waszych, oszalałych robotników, buntowniczych i leniwych, ale nie mnie!... Ja wiem, czego żądam!... Wy nie rozumiecie tego, na co się porywacie! Wy nie znacie polskiego ludu! To nie Rosjanie! Polacy miłują sercem każdą grudkę ziemi, każde drzewo, każdą cegłę kościoła... Oni mogą się kłócić i za bary wodzić, lecz gdy o kraj pójdzie, gorze temu śmiałkowi, który nań się targnie!... Tam tylko ja oszukać, omamić, uśpić baczność i trwogę potrafię! Tylko ja! Za moją wierną służbę, za morze przelanej krwi, za pogardę i nienawiść, otaczające imię moje, żądam tego!

Wyprostował się, lecz wzroku nie spuszczał z oczu Lenina.

Ciężko oddychał i zaciskał ręką twarz drgającą. Chwilami kurczyła się tak, że odsłaniała mu zęby i dziąsła, jak gdyby krzyczał przeraźliwie, to znów rozchylała usta i zwężała oczy w straszliwej masce śmiechu. (...)

Dzierżyński uderzył dłonią w stół i szepnął:

– Żądam! Słyszysz ty, kusicielu, najeźdźco tatarski? Wyjdę stąd albo z dokumentem, podpisanym przez ciebie, albo po to, aby oznajmić, że umarłeś... Wiedz, że moi ludzie są tu wszędzie... Jeżeli zechcę, każę wymordować wszystkich w Kremlu... Żądam!

Jeszcze raz uderzył pięścią w stół i umilknął.

Lenin wyciągnął rękę do dzwonka elektrycznego.

– Nie trudź się... dzwonek nie działa – syknął Dzierżyński, szyderczo patrząc na dyktatora. – Zresztą dziś w Kremlu na warcie stoją moi ludzie...

Lenin nagle się zaśmiał. Żółta twarz stała się uprzejma i wesoła.

– Chciałem prosić o papier! – zawołał. – Tylko o papier, cha, cha!".

W II RP mało kto płakał nad losem carskiej Rosji. Co prawda w bardzo wielu publikacjach wskazywano na „azjatyckie barbarzyństwo" bolszewików i podkreślano, że stanowią zagrożenie dla Polski i całej cywilizacji ludzkiej, ale upadek państwa carów powszechnie uznawano za akt sprawiedliwości dziejowej. Czy Polska mogłaby bowiem się odrodzić, gdyby Imperium Rosyjskie nie upadło? Przed I wojną światową Rosja rozwijała się gospodarczo podobnie dynamicznie jak współczesne Chiny. Powstawały prognozy mówiące, że obok Stanów Zjednoczonych zdoła w ciągu półwiecza wygrać rywalizację ze starymi mocarstwami kolonialnymi. Rosja ze swoją ogromną armią była też jednym z filarów antyniemieckiej koalicji w I wojnie światowej. Gdyby nie doszło do rewolucji, Imperium Rosyjskie znalazłoby się wśród tych, którzy dyktowaliby warunki pokoju. Polska mogłaby się wówczas odrodzić jedynie jako małe wasalne państewko podporządkowane wielkiemu wschodniemu sąsiadowi. To, że tak się nie stało, w dużej mierze wynikało z tego, że dawne Imperium Rosyjskie zostało pogrążone w chaosie przez bolszewików. Rewolucja i wojna domowa zmieniły dynamicznie rozwijający się kraj w ruinę, zdziesiątkowały rosyjską inteligencję, w tym specjalistów mogących podźwignąć jej przemysł. Potężna rosyjska armia przemieniła się w zdezorganizowaną hordę, która nie była w stanie poradzić sobie nawet ze stosunkowo słabymi siłami odrodzonej Polski. Straciła aż do lat 30. zdolność prowadzenia dużych wojen ofensywnych. Ten pogrom był również w pewien sposób „zasługą" Dzierżyńskiego, którego szalony terror bił w rosyjskie elity, w tym wojskowe. Dzierżyński mógł przez to sprawiać wrażenie wrogiego agenta. Choćby wtedy, gdy w 1918 r. kazał rozstrzelać całe kierownictwo wywiadu wojskowego – doświadczonych carskich specjalistów, którzy przeszli na stronę bolszewików.

Pokonany przez agenta ochrany

Jeśli Dzierżyński rzeczywiście widział się w roli polskiego mściciela i pogromcy moskiewskiego imperializmu, to sam zniweczył swoją strategię, wspierając Stalina w kremlowskiej „grze o tron". Jak po latach Ławrientij Beria wyjaśniał swojemu synowi Sergo: Stalin wydawał się w ostatnich latach życia Lenina najmniej niebezpiecznym kandydatem do objęcia władzy po wodzu rewolucji. Trocki, Kamieniew czy Zinowjew postrzegali go jako nudnego aparatczyka, który może być kompromisowym kandydatem do przywództwa w partii. Miał porządzić kilka lat, a potem zostać wymieniony na kogoś poważniejszego, gdy któraś z partyjnych frakcji odniesie zwycięstwo nad innymi.

Dzierżyński też hołdował tej iluzji. Aż w lipcu 1926 r. nastąpił wstrząs. Na jego biurko, w partii dokumentów wysyłanych sukcesywnie do centrali z leningradzkich archiwów, trafiła teczka wyraźnie wskazująca, że Stalin był jednym z najbardziej niebezpiecznych agentów ochrany (carskiej policji politycznej) w partii bolszewickiej (historię pracy Stalina dla ochrany oraz dzieje jego teczki drobiazgowo odtworzył amerykański historyk, były więzień Gułagu Roman Brackman w książce „The Secret Life of Joseph Stalin: A Hidden Life"). Teczka ta przez niemal dekadę leżała w archiwum pomiędzy mało ważnymi papierzyskami, ponieważ przeglądający ją funkcjonariusze nie kojarzyli nazwiska Iosif Dżugaszwili, prawdziwego nazwiska Stalina, którego używał, gdy został zarejestrowany jako TW przez ochranę.

Dzierżyński był w szoku. Służący rosyjskiemu imperializmowi wróg przedostał się na sam szczyt w partii! Dwa dni później, 20 lipca 1926 r., Dzierżyński przemawia na partyjnym plenum. Jego długa mowa jest wołaniem o pomoc. Nie może powiedzieć wprost, co się stało, ale daje sugestie dotyczące wroga wewnętrznego. Słuchacze widzą w tym typową dla szefa bezpieki paranoiczną propagandową retorykę. Widzą jednak, że „Żelazny Feliks" jest w fatalnym stanie psychicznym. Dzierżyński co jakiś czas sięga po stojącą na mównicy szklankę z wodą, która jest sukcesywnie uzupełniana płynem. Nagle gwałtownie się osuwa. Zawał serca. Wezwany lekarz aplikuje mu zastrzyk. Szef bezpieki nie trafia jednak na ostry dyżur do szpitala. Wiozą go do jego mieszkania, gdzie pozwalają mu umrzeć. Później dochodzi do matactw w dokumentacji medycznej i w oficjalnych komunikatach. Raz podaje się jako przyczynę śmierci zawał serca, innym razem wylew. Wiele osób podejrzewa otrucie.

22 lipca 1926 r. Feliks Dzierżyński został z pełnymi honorami pochowany pod murem Kremla. Na jego cześć przemianowano na Dzierżyńsk miasteczko Kojadnów leżące w pobliżu dworku Dzierżyńskich. W 1932 r. będzie ono stolicą Polskiego Rejonu Narodowego im. Feliksa Dzierżyńskiego, który został unicestwiony, wraz ze sporą częścią miejscowych Polaków, w trakcie ludobójczej „operacji polskiej" NKWD z 1937 r.

Tragicznie potoczyły się też losy części członków rodziny Dzierżyńskich. Starszy brat Feliksa Stanisław został zabity w 1917 r. w rodzinnym majątku przez rosyjskich maruderów. Ponoć na rozkaz Feliksa wytropiono morderców i bez większych ceregieli zgładzono. Drugi starszy brat, Kazimierz, był związany z AK. Zginął wraz z żoną podczas niemieckiej pacyfikacji rodzinnego dworu w 1943 r. Inny brat, Władysław, był pułkownikiem Wojska Polskiego i wybitnym neurologiem. Angażował się w działalność AK i został za to rozstrzelany przez Niemców w Zgierzu w 1942 r. Aldona Bułhak próbowała ratować przed śmiercią gen. Emila Fieldorfa, interweniując w jego sprawie u marionetkowych stalinowskich władz PRL. Bezskutecznie. Udało się jej za to ocalić przed śmiercią w ubeckim więzieniu swojego krewnego Władysława Siłę-Nowickiego, żołnierza WiN, a później znanego mecenasa i opozycjonistę.

Może gdyby Feliks Dzierżyński nie odkrył teczki Stalina, pożył dłużej i przeszedł na emeryturę, stałby się ofiarą „operacji polskiej" NKWD z 1937 r. Może jednak wcześniej sam postawiłby Stalina pod ścianą i rozstrzelał jako „imperialistycznego agenta".

Rzadko się zdarza, by Polak w Rosji był otaczany kultem. I to Polak, który szczerze Rosjan nienawidził, wymordował ich miliony, zdziesiątkował rosyjską inteligencję. A jednak w Rosji pomniki tego Polaka wciąż stoją, instytucje państwowe oddają mu cześć, w sklepie z pamiątkami na Kremlu można kupić T-shirty z jego wizerunkiem, a 11 września, czyli dzień urodzin tego polskiego szlachcica, jest świętem rosyjskich cywilnych służb specjalnych.

Feliks Dzierżyński nadal traktowany jest w Rosji jak półbóg. Dla wywodzących się z KGB elit jest „świętym" założycielem sowieckiej bezpieki. Z podobną estymą traktuje się go na Białorusi, gdzie dodatkowo jest swojakiem z Mińszczyzny. Kult „Żelaznego Feliksa" zaszczepiano w całym dawnym bloku sowieckim. Lubiący się płaszczyć przed Moskwą komuniści z NRD nazwali elitarny oddział swojej bezpieki Pułkiem Wartowniczym im. Feliksa Dzierżyńskiego. W PRL czczono „Krwawego Felka" pomnikami, propagandowymi publikacjami i filmami. Z kultu tego na zachód od Bugu nic już nie zostało. Zburzenie warszawskiego pomnika „Czerwonego Kata" w Warszawie w 1989 r. stało się symbolem upadku komunizmu. Co prawda w ostatnich latach nieco ociepliła jego wizerunek książka Sylwii Frołow „Dzierżyński. Miłość i rewolucja", ale Feliks Edmundowicz jest powszechnie uznawany przez Polaków za zdrajcę, mordercę i psychopatę. Niektórzy kwestionują nawet jego polskie pochodzenie etniczne. A mowa przecież cały czas o człowieku, który w gimnazjum miał odwagę, by spoliczkować rosyjskiego nauczyciela za nazwanie polskiego języka „psią mową". Warto więc zapytać: na ile Dzierżyński czuł się Polakiem? Na ile traktował rozpętany przez siebie terror w Rosji jako zemstę na ciemiężcach własnego narodu? Czy w trakcie kierowania bezpieką zdobywał się na jakieś niewytłumaczalne propolskie gesty?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie