Rzadko się zdarza, by Polak w Rosji był otaczany kultem. I to Polak, który szczerze Rosjan nienawidził, wymordował ich miliony, zdziesiątkował rosyjską inteligencję. A jednak w Rosji pomniki tego Polaka wciąż stoją, instytucje państwowe oddają mu cześć, w sklepie z pamiątkami na Kremlu można kupić T-shirty z jego wizerunkiem, a 11 września, czyli dzień urodzin tego polskiego szlachcica, jest świętem rosyjskich cywilnych służb specjalnych.
Feliks Dzierżyński nadal traktowany jest w Rosji jak półbóg. Dla wywodzących się z KGB elit jest „świętym" założycielem sowieckiej bezpieki. Z podobną estymą traktuje się go na Białorusi, gdzie dodatkowo jest swojakiem z Mińszczyzny. Kult „Żelaznego Feliksa" zaszczepiano w całym dawnym bloku sowieckim. Lubiący się płaszczyć przed Moskwą komuniści z NRD nazwali elitarny oddział swojej bezpieki Pułkiem Wartowniczym im. Feliksa Dzierżyńskiego. W PRL czczono „Krwawego Felka" pomnikami, propagandowymi publikacjami i filmami. Z kultu tego na zachód od Bugu nic już nie zostało. Zburzenie warszawskiego pomnika „Czerwonego Kata" w Warszawie w 1989 r. stało się symbolem upadku komunizmu. Co prawda w ostatnich latach nieco ociepliła jego wizerunek książka Sylwii Frołow „Dzierżyński. Miłość i rewolucja", ale Feliks Edmundowicz jest powszechnie uznawany przez Polaków za zdrajcę, mordercę i psychopatę. Niektórzy kwestionują nawet jego polskie pochodzenie etniczne. A mowa przecież cały czas o człowieku, który w gimnazjum miał odwagę, by spoliczkować rosyjskiego nauczyciela za nazwanie polskiego języka „psią mową". Warto więc zapytać: na ile Dzierżyński czuł się Polakiem? Na ile traktował rozpętany przez siebie terror w Rosji jako zemstę na ciemiężcach własnego narodu? Czy w trakcie kierowania bezpieką zdobywał się na jakieś niewytłumaczalne propolskie gesty?
Pan życia i śmierci
Ks. Roman Dzwonkowski, zasłużony badacz losów Kościoła w Związku Sowieckim, miał okazję usłyszeć niezwykłą relację o wymykającym się schematom zachowaniu Dzierżyńskiego. Historię tę przekazał mu ks. Piotr Pupin, proboszcz z Rubieżowa, miejscowości leżącej tuż za przedwojenną granicą polsko-sowiecką. „Otóż ksiądz Pupin opowiadał mi, że gdy w latach 50. przyjechał do Polski na pogrzeb swojej matki i odprawiał mszę św. w katedrze w Białymstoku, podszedł do niego w zakrystii jakiś starszy ksiądz i zapytał go, czy on jest z ZSRR. Gdy potwierdził, tamten powiedział tak: »A ja się co dzień modlę za Dzierżyńskiego, bo on mi życie uratował. Gdy siedziałem w Piotrogrodzie w więzieniu razem z grupą 40 księży i czekaliśmy na śmierć, bo wtedy masowo rozstrzeliwano – pewnego wieczoru przyszedł Dzierżyński i powiedział: Wychoditie czornyje kruki. I uwolnił nas«". Czyżby „Krwawemu Felkowi" przypominało się, że w młodości chciał zostać księdzem?
Znana jest również relacja Wandy Bogusławskiej-Dramińskiej mówiąca o tym, jak Dzierżyński uratował jej wuja przed rozstrzelaniem. Pisze ona: „Kiedy Dzierżyński przeprowadzał dziesiątkowanie więźniów, wujek akurat musiał wystąpić jako ten dziesiąty. Być może rysy twarzy były za mało rosyjskie, w każdym razie Dzierżyński zapytał: – Odkuda ty? – A ja z Polszy, matematyk. – No, jak matematyk, to idź tam, tu na lewo, tu na prawo, tam długi korytarz, później drzwi i wyjdź, i idź! I wyjście okazało się na wolność".
Przypadek okazania łaski polskim więźniom przez Dzierżyńskiego opisał również Bogdan Jaxa-Ronikier w wydanej w 1933 r. książce „Dzierżyński, czerwony kat". Wśród ludzi osobiście ocalonych przez szefa Czeka miał się znaleźć sam Jaxa-Ronikier. Twórca sowieckiej bezpieki rozpoznał w nim człowieka, z którym kiedyś siedział w więzieniu (Jaxa-Ronikier, przedstawiciel elit społecznych, trafił za kraty... za zamordowanie swojego szwagra). Dzierżyński miał opowiedzieć mu historię swojego życia, tłumacząc się m.in. ze swojego pragnienia zemsty na Rosjanach. Ciekawie napisana relacja Jaxy-Ronikiera jest jednak powszechnie uznawana za fikcję literacką.