Ted Bundy: Zwykły amerykański chłopak

Ted Bundy tłukł ofiary łomem lub dusił. Znęcał się nad nimi i gwałcił. Potem wracał do porzuconych ciał, nakładał im makijaż i uprawiał z nimi seks, dopóki nie uniemożliwił mu tego rozkład zwłok.

Aktualizacja: 30.12.2017 06:12 Publikacja: 29.12.2017 23:01

Ted Bundy sprawiał wrażenie sympatycznego mężczyzny. W rzeczywistości był potworem.

Ted Bundy sprawiał wrażenie sympatycznego mężczyzny. W rzeczywistości był potworem.

Foto: AP/East News

30 grudnia 1977 roku seryjny morderca Ted Bundy uciekł z więzienia w Kolorado, dokonując następnie kolejnych morderstw i gwałtów. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst z października.

Był przystojny, ale nie rzucał się w oczy. Wystarczyło, że przykleił wąsy, a stawał się zupełnie inną osobą. Policja nazywała go człowiekiem kameleonem. Gdy media podały portret pamięciowy sprawcy porwań młodych kobiet, koledzy śmiali się z Teda i żartowali, że jest podobny do seryjnego mordercy.

Liczba ofiar Bundy'ego nie jest znana. Oficjalnie przyznał się do zamordowania 30 kobiet, ale mogło być ich nawet kilka razy więcej. Był typowym psychopatą – w ułamku sekundy mógł się przeistoczyć z potrzebującego pomocy studenta w niepohamowaną bestię. Zabijał brutalnie i działał według schematu. Zwykle używał łomu lub dusił kobiety, które w pewien sposób były do siebie podobne. Napadał tylko na młode i atrakcyjne, z długimi ciemnymi włosami przedzielonymi przedziałkiem. Zwabiał je do samochodu, tam ogłuszał i wywodził za miasto. Najdłuższa podróż z ofiarą liczyła 400 km. Po gwałtach i zabójstwie porzucał ciało w odludnym miejscu i przez jakiś czas „korzystał" z niego, jeśli miał taką możliwość. Podczas przesłuchań przyznał się, że za pomocą piłki do metalu odciął głowy co najmniej dwunastu kobietom i przez jakiś czas przechowywał je w mieszkaniu. Jedną z nich spalił w kominku u swojej dziewczyny. Niektóre czaszki miały wyłamane przednie zęby. Gromadził pamiątki po ofiarach – zdjęcia i fragmenty garderoby. Schematyczność zachowań Teda Bundy'ego spowodowała, że policja po raz pierwszy zaczęła używać pojęcia „seryjny morderca".

Prawie zwykła historia

Urodził się 24 listopada 1946 r. w domu dla samotnych matek w Burlington stanie Vermont jako Teodor Cowell. Matka twierdziła, że jego ojcem był weteran wojenny Jack Worthington. Podejrzewano jednak, że Ted był owocem kazirodczego związku Eleanor z własnym ojcem. Postanowiono zatuszować fakt narodzin nieślubnego dziecka. Rodzice matki adoptowali chłopca. W 1950 r. matka-siostra Teda wywiozła go na Zachodnie Wybrzeże do Tacoma w stanie Washington. Postanowiła zamieszkać u krewnych i kierowana niezrozumiałym impulsem zmieniła nazwisko dziecka na Nelson. Rok później wyszła za mąż za kucharza wojskowego Johna Bundy'ego. Ted wiele lat później wspominał, że dorastał w troskliwej chrześcijańskiej rodzinie. Nowy związek matki wydawał się bardzo udany. John próbował zaskarbić sobie miłość chłopca. Poświęcał mu dużo czasu, zabierał na wypady, kempingi. Jednak Ted nigdy mu nie zaufał ani nie odwzajemnił uczuć. Jedynym człowiekiem, którego chłopiec obdarzył miłością i szacunkiem, był dziadek z Pensylwanii. Nawet gdy na świecie pojawiło się czworo rodzeństwa Teda, on nadal myślał, że jest bratem swojej matki.

Zaburzenia psychopatyczne objawiają się u przyszłych morderców dość wcześnie, choć nie zawsze są to od razu skłonności do zadawania śmierci lub bólu. Często w okresie szkolnym zaczynają się problemy wychowawcze, skłonność do łamania prawa, drobne kradzieże, podpalenia. Psychopaci jako dzieci bywają nieśmiali, wycofani i mają problemy z nawiązywaniem relacji koleżeńskich. Podobnie było z Tedem. Początkowo dobrze się uczył, aktywnie działał w Kościele metodystów i był zaangażowanym skautem, a mimo to nie miał znajomych. W okresie dojrzewania zaczął kraść, choć w domu niczego mu nie brakowało. Interesował się narciarstwem, więc kradł głównie sprzęt sportowy. Jako nieletniemu uchodziło mu to płazem.

Większość nastolatków w pewnym okresie intensywniej interesuje się problemem śmierci. Stąd pojawiają się czasem dziwne fascynacje podręcznikami medycyny sądowej. Zainteresowania te zwykle trwają krótko, ale nie u Teda. Przesiadywał w bibliotekach i wyszukiwał publikacje zawierające zdjęcia zwłok ofiar gwałtów. Nikt wtedy nie zwrócił na to uwagi. „Jako 12-latek natknąłem się w sklepie spożywczym czy na stacji benzynowej na łagodną pornografię, tak zwane soft porno – opowiadał później w jednym z wywiadów. – Jako młodzi chłopcy włóczyliśmy się z kolegami po zakamarkach w sąsiedztwie. Ludzie często wyrzucają na śmietnik różne rzeczy. Natknęliśmy się na pornograficzne książki cięższego kalibru, bardziej obrazowe i dosłowne niż to, co w sklepach. Moje doświadczenie łączące pornografię z przemocą jest takie, że gdy się od niej uzależnisz, to szukasz materiałów coraz bardziej wyrazistych i namacalnych. Jak z każdym uzależnieniem, ciągle potrzebujesz czegoś mocniejszego, dającego większe podniecenie, aż dochodzisz do punktu końcowego i zaczynasz się zastanawiać, że niczego więcej w ten sposób nie doświadczysz, więc trzeba coś z tym zrobić". I zrobił, ale jeszcze nie wtedy.

Na studiach Ted zakochał się w pięknej i bardzo pewnej siebie dziewczynie – Stephanie Brooks. Połączyło ich zamiłowanie do narciarstwa. Miała długie, ciemne włosy rozdzielone przedziałkiem. Ted odnalazł szczęście – pierwsza i chyba jedyna w życiu miłość, pierwszy seks. Studiował psychologię, angażował się w życie studenckie, dorabiał w sklepie i był wolontariuszem w centrum pomocy kryzysowej dla osób chcących popełnić samobójstwo. Zupełnie normalne życie amerykańskiego chłopca.

Stephanie była starsza od Bundy'ego, bardziej doświadczona i zamożna. Nie pałała do niego tak wielkim uczuciem jak on do niej. Twierdziła, że Ted jest niedojrzały, nie ma sprecyzowanych celów i nie wie, dokąd zmierza, dlatego – gdy ukończyła studia – zerwała z nim. Chłopak przeżył załamanie, rzucił uczelnię i wrócił w rodzinne strony. Tam spotkał go kolejny cios – przeglądając stare dokumenty, dowiedział się, że jego siostra jest w rzeczywistości jego matką, a na temat ojca nie znalazł żadnych informacji poza imieniem i nazwiskiem: Lloyd Marshall.

Trauma, którą przeżył, spowodowała, że postanowił całkowicie zmienić swoje życie: ukończyć prawo i zostać politykiem. Wrócił więc na studia do Waszyngtonu i zaangażował się w kampanię wyborczą na rzecz Nelsona Rockefellera. Zmienił wygląd, uspokoił się i nagle okazało się, że jego nowy image działa na ludzi jak magnes. Stał się popularny, szczególnie gdy uratował tonącego trzyletniego chłopca, który wpadł do jeziora. W tym okresie poznał Meg Anders, samotnie wychowującą córkę. Dziewczyna zakochała się w Tedzie bez pamięci i była skłonna zaspokajać coraz bardziej dziwaczne apetyty seksualne swojego chłopaka. Była o niego zazdrosna i marzyła, że któregoś dnia w końcu jej się oświadczy, zamiast przynosić jej prezenty (pochodzące z drobnych kradzieży). Tolerowała dziwne preferencje seksualne partnera i gdy sobie tego życzył, udawała w łóżku martwą. Wspierała go finansowo. Ted ją lubił, czuł się przy niej bezpiecznie, ale nie darzył jej takim uczuciem jak Stephanie Brooks. Związek trwał aż do aresztowania Teda.

Zadra

Wydawało się, że życie Teda Bundy'ego zaczyna toczyć się we właściwym kierunku. Podjął studia prawnicze i planował stabilną, dostatnią przyszłość. Ale coś go ciągle dręczyło. W jego sercu tkwiła zadra. Nie zapomniał o krzywdzie doznanej od swojej pierwszej miłości. W końcu postanowił wziąć odwet. W 1973 r. nagle pojawił się u Stephanie i poprosił ją o rękę. Oczarowana nowym wizerunkiem dawnego chłopaka postanowiła dać mu szansę. Uwiódł ją tym, czego oczekiwała od niego wcześniej. Gdy jednak Stephanie zgodziła się wyjść za Teda, on nagle zniknął z jej życia, zrywając wszelkie kontakty. Tak wyglądała jego zemsta.

Nie przyniosła mu ulgi. Wprost przeciwnie – stracił motywację do pracy, rzucił studia i wycofał się z życia towarzyskiego. Zmienił się też sposób jego zachowania. Stał się drażliwy i miał coraz większe wahania nastrojów. Być może wtedy zaczęły się u niego rozwijać afektywne zaburzenia dwubiegunowe. Taką diagnozę postawiła później w grudniu 1987 r. psychiatra dr Dorothy Lewis, twierdząc jednocześnie, że morderca działał zwykle w fazach depresyjnych choroby.

Istnieją niepotwierdzone przypuszczenia, że Ted Bundy zabił po raz pierwszy jako nastolatek. Nie ma na to jednak jednoznacznych dowodów. Wiadomo, że po ukaraniu Stephanie jego mordercze skłonności wybuchły nagle i nie osłabły aż do aresztowania. Na początku stycznia 1974 r. Bundy upatrzył sobie studentkę pracującą jako tancerka o pseudonimie Joni Lenz. Włamał się do wynajmowanego przez nią domu w Seattle, wyrwał z łóżka metalowy pręt i stłukł ją nim do nieprzytomności, a następnie zgwałcił. Jakimś cudem przeżyła napaść. Znaleziono ją na drugi dzień rano w stanie krytycznym, z rozbitą głową i prętem wbitym w pochwę. Lekarze uratowali życie dziewczyny, ale uszkodzeń mózgu nie udało się usunąć. Pozostała kaleką.

Bundy był w pełni świadomy, że dokonał niewybaczalnego czynu. Przestraszył się tego, co zrobił, ale jednocześnie wzmógł się jego pociąg do przemocy. „Po pierwszym morderstwie było tak, jakbym wychodził ze strasznego transu albo budził się ze snu – opowiadał później Bundy. – Następnego ranka budzisz się, wszystko pamiętasz, jesteś świadomy, że w oczach prawa, w oczach Boga z pewnością ponosisz za to odpowiedzialność. Byłem przerażony tym, że mogłem to zrobić". Wystarczył miesiąc, by zew krwi przeważył nad strachem. 1 lutego ponownie włamał się do mieszkania innej studentki – Lyndy Ann Healy. Napadł ją we śnie i brutalnie pobił. Następnie ubrał w spodnie i bluzkę, zawinął w prześcieradło i wpakował do swojego beżowego volkswagena garbusa. Dopiero po roku znaleziono na obrzeżach Seattle jej czaszkę i żuchwę.

Po tym wydarzeniu Bundy zmienił strategię. Od tego czasu zaczęła mu ona służyć do porywania i mordowania kolejnych kobiet. Pracował wówczas przy zaopatrzeniu punktów medycznych i miał dostęp do środków opatrunkowych. Półtora miesiąca po zabójstwie Lyndy Donna Gail Manson szła na koncert jazzowy, gdy zaczepił ją przystojny mężczyzna z ręką w gipsie. Poprosił o pomoc w zaniesieniu książek do samochodu. Wtedy ostatni raz koleżanki widziały Donnę żywą. Ten sam los, poprzedzony podobnym scenariuszem, spotkał również Susan Rancourt. Na początku maja zaginęły kolejne studentki – Katy Parks i Brenda Ball. Pierwsza zniknęła na terenie kampusu, a druga po wyjściu z baru.

Zwykle seryjni mordercy zabijają w większych odstępach czasu, niż to czynił Bundy. Zdarza się, że między seriami zabójstw następują miesiące, a nawet lata przerwy. Ted Bundy nie zatrzymał się ani na chwilę. Z jednej zbrodni przechodził do drugiej. Gdy tylko zwłoki przestawały go cieszyć, poszukiwał następnej ofiary. Dlatego już miesiąc później zaginęła kolejna dziewczyna – Georgeann Hawkins. Przemierzała zaledwie 30-metrowy odcinek pomiędzy akademikami. Natknęła się tam na miłego mężczyznę o kulach, niosącego ciężką aktówkę. Poprosił ją o pomoc w zaniesieniu teczki do volkswagena. Gdy tylko znaleźli się przy samochodzie, ogłuszył dziewczynę łomem i uprowadził. Została zgwałcona, uduszona i porzucona na odludziu.

W lipcu Bundy nabrał jeszcze większego rozmachu. Świadkowie zeznali, że widzieli przy plaży młodego mężczyznę z ręką na temblaku, który prosił kobiety o pomoc przy zdjęciu łódki z dachu samochodu. Był ujmujący i bezradny, jednocześnie flirtował z kobietami, proponując im wspólną przejażdżkę łódką. Trzy kobiety odmówiły, ale dwie dały się skusić. Za jednym zamachem Bundy uprowadził obie młode dziewczyny: Janice Ott i Denise Naslund. Przetrzymywał je w starej szopie ukrytej w lesie. Tam znęcał się nad nimi, gwałcił, aż w końcu zabił. Później współżył ze zwłokami tak długo, jak było to możliwe.

Przez ponad pół roku co miesiąc ginęła przynajmniej jedna kobieta. Stało się jasne, że w okolicy grasuje porywacz. Jedna ze znajomych Teda, Ann Rule, która w tamtych latach została dziennikarką, opisywała wydarzenia związane z zaginięciami. Nie miała wówczas pojęcia, że sprawcą morderstw jest jej młodszy kolega. Bundy nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Był nadal lubiany i popularny. Urok psychopaty działał. Gdy jednak w okolicy zaczęto odkrywać szczątki uprowadzonych kobiet, stwierdził, że zrobiło się za gorąco. Postanowił przenieść się na uniwersytet w Utah.

Nadal przemieszczał się charakterystycznym volkswagenem garbusem i nadal zabijał. W drodze na nową uczelnię przejeżdżał przez stan Idaho. Podrzucił tam podróżującą autostopem nastolatkę, ale nie do domu, tylko do zagajnika, gdzie ją zgwałcił i udusił. Nigdy nie ustalono jej personaliów. Wtedy postanowił nieco wyhamować. Nie wytrwał jednak długo. Jeszcze w trakcie tej samej podróży zatrzymał się w mieście Holladay, gdzie napadł na 16-letnią Nancy Wilcox. Rozprawił się z nią błyskawicznie, ponieważ obawiał się, że jej krzyki przyciągną przechodniów.

Po dotarciu do Utah upatrzył sobie córkę miejscowego szefa policji. Była nią 17-letnia Melissa Ann Smith. Gdy po dziewięciu dniach od uprowadzenia znaleziono jej ciało, okazało się, że nie umarła od razu – była maltretowana przez pięć dni, bita, gwałcona, a na koniec została uduszona własną pończochą. Podobna śmierć spotkała jej rówieśnicę Laurę Aime, która zaginęła w czasie zabawy halloweenowej. Prawie rok później turyści znaleźli porzucone w kanionie ciało dziewczyny.

Tydzień po uprowadzeniu Laury Ted zmienił strategię i próbował zwabić nową ofiarę, Carol DaRonch, wcielając się w rolę policjanta, który rzekomo zatrzymał mężczyznę próbującego włamać się do jej samochodu. Kobieta była nieufna, ale dała się przekonać do „podjechania prywatnym samochodem policjanta" na komisariat. Gdy zauważyła, że jadą w inną stronę, zaczęła protestować. Wówczas Bundy rzucił się, by zakuć ją w kajdanki. W czasie szamotaniny pomylił się i zamknął je na jednej ręce Carol. Dzięki temu udało się jej wyskoczyć z samochodu i unieszkodliwić goniącego ją napastnika kopniakiem w krocze. Zatrzymała nadjeżdżający samochód i udała się na policję. Nie udało się zdjąć odcisków palców z kajdanek, ale do dowodów trafiła próbka krwi Teda. W ten sposób śledczy zyskali kolejny namacalny ślad zabójcy.

Umysł Bundy'ego płonął. Był niezaspokojony i rozdrażniony. A wydarzenie z Carol wytrąciło go z równowagi. Wieczorem zaczaił się pod szkołą, w której odbywało się przedstawienie. Nadal próbował nowej strategii – usiłował namówić nauczycielkę, a później uczennice, by pomogły mu odnaleźć samochód na parkingu, ale żadna się nie zgodziła. Zaniepokoił je wygląd mężczyzny. Ciężko oddychał, a ubranie i włosy miał w nieładzie. Ted jednak nie dawał za wygraną. W końcu jedna z uczennic, Debbie Kent, dała się namówić na dłuższą rozmowę. Gdy znaleźli się blisko jego samochodu, ogłuszył ją łomem, wrzucił bezwładną do auta i wywiózł na odludzie. Po wszystkim pozostawił jej ciało na wysypisku śmieci. Szczątków dziewczynki nigdy nie zidentyfikowano. Dopiero zeznania Teda pomogły skojarzyć nazwisko uczennicy ze znaleziskiem na wysypisku.

Bundy postanowił zniknąć na jakiś czas. Przeniósł się do Colorado, a tam wrócił do swoich sprawdzonych sposobów. Czasem nawet nie trudził się udawaniem chorego. Pielęgniarka Caryn Campbell została uprowadzona z hotelu, w którym wypoczywała z narzeczonym i jego dziećmi. Metodą „na inwalidę" zwabił 20-letnią Julie Cunningham, instruktorkę narciarstwa, która pomogła mu zanieść sprzęt do samochodu. Pod mostem ściągnął z roweru 25-letnią Denise Oliverson, której ciała nigdy nie odnaleziono. Podobnie jak zwłok 14-latki Lynette Culver, którą porwał ze szkoły, zawlókł do hotelowego pokoju, zgwałcił i utopił.

Równia pochyła

Zebrał żniwa w Colorado i postanowił wrócić do Utah. Tam zaraz po zamordowaniu 15-latki Susan Curtis doszedł do wniosku, że bezpieczniej będzie sprzedać garbusa, bo policja prowadziła szeroko zakrojone śledztwo. Rzecz jasna nie wiedział, że znalazł się na liście 25 podejrzanych mężczyzn. 16 sierpnia 1975 r. po raz pierwszy był blisko wpadki. Został zatrzymany przez patrol. Podczas rutynowej kontroli policjanci odkryli nietypową zawartość bagażnika mężczyzny: kajdanki, wełnianą kominiarkę, maskę z pończochy, szpikulec do lodu i łom. Ponadto w samochodzie nie było siedzenia pasażera. Przesłuchanie nie wyprowadziło Teda z równowagi. Spokojnie zeznał, że kajdanki znalazł w śmieciach, a maski potrzebuje do jazdy na nartach. Oczywiście policja nie dała temu wiary, a świadkowie, w tym Carol DaRonch, rozpoznali go jako niedawnego napastnika. Po krótkim procesie Bundy został skazany na 15 lat pozbawienia wolności bez możliwości zwolnienia warunkowego. Miał odbyć karę w więzieniu w Utah.

Niezależnie od wyroku za próbę porwania DaRonch policja podejrzewała Teda o morderstwa. Okazało się, że łom z bagażnika pasuje do śladów na czaszce pielęgniarki Caryn Campbell. Zgromadzone dowody okazały się wystarczające, by postawić Bundy'ego w stan oskarżenia. Wtedy Ted zrobił coś pozornie głupiego – zrezygnował z adwokata i oświadczył, że będzie bronił się sam. Dawało mu to możliwość korzystania z biblioteki sądowej. Gdy tylko pilnujący go funkcjonariusz oddalił się na papierosa, wyskoczył przez okno i ze skręconą kostkę uciekł w góry.

Cieszył się swobodą tylko sześć dni. Policja nakryła go w skradzionym cadillacu. Trafił do więzienia w Glenwood Springs. Tam scenariusz iście z amerykańskiego thrillera toczył się dalej. Od jednego więźnia wyłudził 500 dolarów, a od drugiego piłkę do metalu. Przez dwa tygodnie wycinał sobie drogę do wolności między podsufitką a stropem. Otwór był wąski, dlatego Bundy nie jadł przez kilka dni, by zmieścić się w szczelinie wiodącej do mieszkania naczelnika więzienia. Gdy ten udał się z żoną na przyjęcie, Ted wszedł do jego mieszkania, przebrał się i wyszedł przez nikogo niezatrzymywany. Zniknięcie Bundy'ego odkryto 17 godzin później. Wtedy on siedział już wygodnie w samolocie zmierzającym do Chicago, 2000 km od więzienia w Glenwood Springs.

Nocna masakra

Kolejnym celem Teda była Floryda. Poruszał się kradzionymi samochodami, ogarnięty coraz większym pragnieniem zadawania śmierci. 3 stycznia 1978 r., dokładnie cztery lata od pierwszego morderstwa, ruszył na nocny rajd. O 3 nad ranem włamał się do żeńskiego akademika Florida State University. Zaatakował cztery studentki. Dwie z nich przeżyły atak. Margaret Bowman nie miała tyle szczęścia. Bundy tłukł ją z taką furią, że kawałki mózgu znajdowano później na wszystkich ścianach pokoju. Lisę Levy dotkliwie pogryzł. Ślady jego charakterystycznego zgryzu pozostawione na piersiach i pośladkach ofiary posłużyły później za jeden z najważniejszych dowodów i doprowadziły Bundy'ego na krzesło elektryczne. Koszmar w akademiku Chi Omega trwał jedynie 20 minut i Ted był nadal niezaspokojony. Wpadł do innego domu studenckiego, pobił i zgwałcił jeszcze jedną studentkę – Cheryl Tomas. Udało jej się przeżyć atak mordercy.

W drodze powrotnej rozogniony Bundy ukradł uniwersyteckiego vana i pojechał do Jacksonville. Po drodze bezskutecznie próbował porwać 14-latkę. Gdy jej brat stanął mordercy na drodze, ten uciekł, ale rano w Lake City porwał prosto ze szkoły inną uczennicę, 12-letnią Kimberley Leach. Zgwałcił ją, zabił, a ciało porzucił w starej szopie. Porzucił skradziony samochód i przesiadł się do kolejnego „pożyczonego" pomarańczowego garbusa. I to był ostatni raz, kiedy Ted Bundy siedział za kółkiem. Wpadł za przekroczenie prędkości. Gdy został zatrzymany przez kontrolę drogową, spanikował. Policjant opowiadał później, że człowiek, którego wtedy gonił, wyglądał, jakby stracił rozum. Gdy się do niego zbliżył, ten zaczął błagać: „Zabij mnie, proszę, zabij mnie". Analiza odcisków palców szybko wykazała, że w sieć wpadł śmiertelnie groźny przestępca.

Ted Bundy został skazany na karę śmierci, jednak została ona wykonana dopiero w 1989 r. Toczyły się procesy w sprawach kolejnych morderstw. Pod koniec wydawało się, że zabójca zagrał ostatnią życiową rolę – nawróconego chrześcijanina i moralizatora. Wyznał swoje grzechy, choć przypuszcza się, że znacznie więcej ich zataił. Dzień przed egzekucją, 23 stycznia 1989 r., w więzieniu stanowym w Raiford na Florydzie Bundy udzielił ostatniego wywiadu Jamesowi Dobsonowi do programu „Życie na krawędzi": „Wychowałem się we wspaniałym domu, miałem dwoje bardzo kochających rodziców, byłem jednym z pięciorga ich dzieci, które były w centrum ich życia. Regularnie uczęszczaliśmy do kościoła. (...) W domu nie było też przemocy ani kłótni. W zasadzie to byłem zwyczajną osobą. (...) Wyjątkiem była jedynie ta niewielka, ale bardzo potężna i destrukcyjna część mojego życia, którą trzymałem w całkowitej tajemnicy. (...) To był proces, to się stopniowo nasilało. Moje doświadczenia związane były z pornografią – mam na myśli szczególnie tę, która łączy seksualność z przemocą. Jak raz się od tego uzależnisz... (...) Badania własne FBI dotyczące wielokrotnych morderców pokazują, że najczęstszym ich zainteresowaniem jest pornografia i przemoc pokazywana w mediach. (...) Wychowaliśmy się w zwyczajnych rodzinach. Pornografia może dziś porwać dziecko z każdego domu. Mnie porwała 30 lat temu. (...) Nie istnieje obrona przed tymi rodzajami zagrożeń w społeczeństwie, które toleruje pornografię. Dzięki Bożej pomocy doszedłem do tego, że odczuwam ból i cierpienie z powodu moich czynów".

Ostatnią mowę Bundy'ego chętnie wykorzystują w nauczaniach środowiska chrześcijańskie. „Nawrócony" morderca wskazuje, że źródłem wszelkiego zła i degradacji jego osobowości jest pornografia i przemoc pokazywana w mediach. Prawda nie jest tak naiwna. Badania pokazują, że aby wyjaśnić istotę tego połączenia, trzeba zamienić skutki z przyczyną. To osoby psychopatyczne ze skłonnością do przemocy chętnie wybierają ekstremalne obrazy, a nie odwrotnie. I mimo różnych deklaracji nigdy nie biorą na siebie odpowiedzialności za swoje czyny i decyzje.

Przez dziesięć lat przed egzekucją Bundy w więzieniu przeżywał okres największej popularności. Codziennie dostawał dziesiątki listów od wielbicielek. Z jedną z nich wziął ślub za kratkami. Z tego związku urodziła się córka, której matka na szczęście ochłonęła z fascynacji Tedem i zmieniła nazwisko. Beżowy garbus został kupiony przez prywatnego kolekcjonera. Mit amerykańskiego chłopca żyje.

30 grudnia 1977 roku seryjny morderca Ted Bundy uciekł z więzienia w Kolorado, dokonując następnie kolejnych morderstw i gwałtów. W rocznicę tego wydarzenia przypominamy tekst z października.

Był przystojny, ale nie rzucał się w oczy. Wystarczyło, że przykleił wąsy, a stawał się zupełnie inną osobą. Policja nazywała go człowiekiem kameleonem. Gdy media podały portret pamięciowy sprawcy porwań młodych kobiet, koledzy śmiali się z Teda i żartowali, że jest podobny do seryjnego mordercy.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie