W szystkie źródła są zgodne, że początkiem antybrytyjskiej rebelii w koloniach były zamieszki znane jako „herbatka bostońska" (The Boston Tea Party). Zastanawia jednak, czemu uczestnicy tak doniosłych wydarzeń nie znaleźli się w panteonie bohaterów nowego narodu. Dziwi również, dlaczego niewinna używka wzbudziła tak wielkie emocje – i to dopiero w chwili, gdy jej cena gwałtownie spadła.
Wygnanie z raju (podatkowego)
Jakkolwiek życie mieszkańców Nowego Świata nie należało do łatwych, angielskie kolonie były do połowy XVIII w. rajem podatkowym – nawet na tle ówczesnych stosunków. Osadników nie interesowało choćby utrzymanie armii, której w Ameryce Północnej praktycznie nie było. Obowiązywały tylko lokalne podatki przeznaczone na utrzymanie znikomej biurokracji samorządowej.
Uciążliwsze były ograniczenia nałożone na rozwój lokalnego przemysłu. Należały do nich ustawy o żegludze, zmuszające 13 kolonii do wymiany handlowej wyłącznie z Wielką Brytanią, oraz zakaz produkcji gotowych wyrobów stalowych. Amerykańskie huty musiały wysyłać do Anglii surowy półprodukt, a kolonie płaciły za wytworzone w zamorskich fabrykach narzędzia.
Jednak elastyczność brytyjskiego systemu sprawiała, że nawet podatek od produkcji kapeluszy nie wzbudził gwałtownych sprzeciwów. Istniały „bezpieczniki" pozwalające unikać kosztownych konfliktów, a wśród nich – niepisana reguła „zbawiennego zaniechania". Dzięki niej urzędnicze oko bywało mocno przymknięte, ponieważ sam handel z koloniami był dla Anglii wystarczającym źródłem dochodów. Względną sielankę przerwały skutki wojny siedmioletniej, dla której winno się zmienić numerację, ponieważ była pierwszą wojną naprawdę światową. Długotrwała kampania w Ameryce, Europie i Azji wpędziła Anglię w koszty, które musiała odzyskać. W takich wypadkach pierwszą myślą polityków jest uchwalenie nowych podatków – zwłaszcza tam, gdzie ich dotąd nie było.
Pierwsza ustawa z 1765 r. – zwana stemplową – nawet nie weszła w życie. Obowiązek używania znakowanego, sprowadzanego wyłącznie z Anglii papieru – co dotyczyło wszystkich rodzajów druków, książek, broszur i gazet, aż po gry karciane – istotnie rozsierdził kolonie. Oprócz wydatków niepokój budziło przeznaczenie podatku: miał pokryć koszt zakwaterowania i utrzymania żołnierzy, których powojenną nadwyżkę zostawiono w koloniach. Znaczna część Amerykanów już wtedy sądziła – co im zostało do dzisiaj – że wszystko zawdzięcza sobie, więc owocami pracy nie musi dzielić się z rządem, a zwłaszcza z zamorskim imperium.