W sztolniach podziemnej fabryki w okolicach Litomierzyc, miejscowości na terenie Czech w połowie drogi pomiędzy Dreznem a Pragą, Niemcy mieli pod koniec wojny ukryć skrzynie z tajemniczą zawartością. To najpewniej legenda. Z materiałów, którymi dysponuje IPN (pochodzą z Niemiec i Czech), wynika, że w latach 60. informacje takie badała komunistyczna czechosłowacka Służba Bezpieczeństwa. Miejsce to przeszukano. Czy coś znaleziono? Nie wiadomo.
Zabójstwa, głód, choroby
Pewne jest, że pod koniec wojny w wydrążonych wapiennych korytarzach Niemcy umieścili fabryki zbrojeniowe, w których pracowali robotnicy przymusowi. Warunki panujące w obozie KL Leitmeritz (Litomierzyce) były tragiczne. Każdego dnia z głodu i wycieńczenia umierało ok. 30 więźniów. Z materiałów, którymi dysponuje IPN, wynika, że wyjątkowo tragiczne było Boże Narodzenie 1944 r. – zmarło wtedy ok. 250 osób.
Pion śledczy IPN w Poznaniu wszczął właśnie śledztwo w sprawie zbrodni, jakich Niemcy dopuścili się „poprzez dokonanie zabójstw więźniów narodowości polskiej oraz stworzenie warunków grożących biologicznym wyniszczeniem w okresie od 1944 r. do 8 maja 1945 r. na terenie obozu koncentracyjnego i podziemnej fabryki broni w Litomierzycach".
– Głównym celem śledztwa jest ustalenie pokrzywdzonych – mówi „Rzeczpospolitej" Artur Orłowski, prokurator prowadzący śledztwo. To nie będzie trudne, bo zachowały się rejestry obozowe. Śledczy zamierza także ustalić okoliczności funkcjonowania obozu i dane funkcjonariuszy niemieckich z jego obsady.
Z zebranych już przez prokuratora materiałów, w tym powojennych zeznań byłych więźniów, wynika, że w wyniku morderczej pracy, epidemii tyfusu, braku opieki medycznej, głodu i zabójstw dokonanych przez strażników zginęło w tym obozie kilka tysięcy ludzi. Historycy szacują liczbę ofiar na 9–12 tys. Przez cały okres funkcjonowania przez obóz ten miało się przewinąć łącznie ok. 18 tys. więźniów kilkunastu narodowości.