Koniec Wielkiej Wojny: O jeden blef za daleko

Jeżeli koniec Wielkiej Wojny zredukować do notki faktograficznej, zdarzenia z października 1918 r. zdają się oczywiście klarowne – jak każdy schemat ofensywy, odwrotu i klęski.

Aktualizacja: 16.09.2019 06:14 Publikacja: 15.09.2019 00:01

Koniec Wielkiej Wojny: O jeden blef za daleko

Foto: Wikimedia Commons (Bundesarchiv/CC BY-SA 3.0 de)

Zapewne wszystkim wiadomo, że Ludendorff – nieprzejednany zwolennik walki do samego zwycięstwa – bez uprzedzenia wystawił Niemców na wstrząs i osłupienie, wzywając 29 września rząd, cesarza i parlament do natychmiastowego rozejmu.

Apel można by rozważać na chłodno, gdyby nie wystosował go właśnie Erich Ludendorff, którego wiara w wygraną była dotąd niezłomna. Dlatego groźba załamania frontu w ciągu godzin akurat w jego ustach musiała brzmieć wyjątkowo złowrogo. Ludendorff był ostatnim członkiem Naczelnego Dowództwa, po którym oczekiwano by podobnej reakcji. Wyglądało to, jakby boska istota ogłosiła własną śmiertelność.

Woltę bierze się za objaw nagłego ataku paniki wywołanego galopującym rozpadem armii i ofensywą brytyjską. Późniejsze wysiłki, by wyciśniętą pastę wtłoczyć na powrót do tuby, a zwłaszcza legenda o „ciosie w plecy", zdają się kabotyńską próbą ratowania twarzy po załamaniu nerwowym. Sytuacja wręcz potwierdza ostrzeżenia kanclerza Bethmanna-Hollwega, że generał dobrze znosi tylko sukcesy, lecz traci głowę w obliczu porażek. Jednak nie wszystkie kawałki puzzli pasują do tego oczywistego obrazka.

Trzeba sobie uświadomić, kim Ludendorff był wówczas dla Niemiec. Formalnie tylko kwatermistrz armii, w duumwiracie z Hindenburgiem miał taką władzę nad państwem i wojskiem, o której usunięci w cień kanclerz, Reichstag i cesarz mogli tylko pomarzyć. Wspomniany Bethmann-Hollweg, którego Ludendorff był zdolny usunąć z rządu, jest tego najlepszym przykładem. W istocie Naczelne Dowództwo decydowało o wojnie lub pokoju wedle własnego uznania, nie pytając cywili o zgodę.

Poza osobistymi porachunkami opinia zdymisjonowanego kanclerza była o tyle nieścisła, że choć Niemcom szło kiepsko niemal co chwila, Ludendorff zaskakująco zręcznie ratował skórę nowymi planami, odsuwając klęskę o kolejne miesiące i lata, a nawet odnosząc olbrzymi sukces na wschodzie.

Trzeba by wpierw ustalić, co Ludendorff miał rzeczywiście na myśli, mówiąc o rozejmie, a co dotarło do politycznych frakcji.

Prawda o morale armii i kiepskich nastrojach w Niemczech nie spadła na Ludendorffa w nagłym olśnieniu. Był świadom przegranej już w sierpniu. Musiał rozumieć, że otwartą kwestią są tylko warunki pokoju, ponieważ traktat z pozycji siły i akt kapitulacji fundamentalnie się różnią. Rozpad niemieckiej armii ogłaszano regularnie od 1916 r., łącząc go z upadkiem gospodarki wskutek blokady. Mimo to zaledwie wiosną 1918 r. niemieckie dywizje, wciąż dysponując olbrzymią przewagą w ludziach, artylerii i lotnictwie, dotarły niemal na przedmieścia Paryża. Nawet milion niedoświadczonych żołnierzy zza Atlantyku tylko wyrównywało – nominalny przynajmniej – stosunek sił. Do kontynuowania wojny wystarczyło znaleźć sposób na mobilizację społeczną.

Udaną metodą wewnętrznej konsolidacji okazała się ofensywa pokojowa z początków 1917 r., gdy chwiało się poparcie lewicy dla wojny. Odrzucenie berlińskiej propozycji rozejmu – na warunkach powrotu do przedwojennych granic – było dowodem, że ententa dyszy rządzą zniszczenia Niemiec, dlatego socjaldemokraci potulnie zatwierdzili obligacje wojenne.

Przewrotność planu Ludendorffa tkwiła w poparciu 14 punktów Wilsona, które podobały się entencie, póki uważała je za chwyt propagandowy. Gdy alianci pojęli, że Waszyngton traktuje plan śmiertelnie poważnie, a rozbrojenie ma objąć nie tylko Niemcy, ale wszystkie strony konfliktu – zaczęli go bojkotować. Odtrącenie niemieckiej gałązki oliwnej byłoby nowym dowodem złej woli ententy i motywacją do dalszej wojny.

Wszakże politycy w Berlinie potraktowali blef Ludendorffa bez poczucia humoru, akceptując najdziksze wymagania wroga. Na dodatek polityczne żądania Wilsona zrodziły przekonanie, że zdemokratyzowane Niemcy będą potraktowane łagodniej. W desperackim odruchu samoobrony Wilhelm II zniósł dyktaturę Ludendorffa, podpisując jego dymisję. Żądając kontynuowania wojny, Ludendorff na przemian krzyczał i zalewał się łzami, lecz zdradził go nawet przyrodni brat bliźniak Hindenburg, z którym razem pozował do pocztówek propagandowych. Po brzydkich scenach i odmowie podania ręki panowie zakończyli znajomość.

Zaprawdę, dziwnie wszystko się plotło. Pieniądze pozujących na chorążego pokoju Stanów Zjednoczonych przedłużyły tę wojnę o lata. Dążący do przeciągnięcia wojny o parę miesięcy Ludendorff ostatecznie ją zakończył.

Zapewne wszystkim wiadomo, że Ludendorff – nieprzejednany zwolennik walki do samego zwycięstwa – bez uprzedzenia wystawił Niemców na wstrząs i osłupienie, wzywając 29 września rząd, cesarza i parlament do natychmiastowego rozejmu.

Apel można by rozważać na chłodno, gdyby nie wystosował go właśnie Erich Ludendorff, którego wiara w wygraną była dotąd niezłomna. Dlatego groźba załamania frontu w ciągu godzin akurat w jego ustach musiała brzmieć wyjątkowo złowrogo. Ludendorff był ostatnim członkiem Naczelnego Dowództwa, po którym oczekiwano by podobnej reakcji. Wyglądało to, jakby boska istota ogłosiła własną śmiertelność.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy