Dlaczego zdecydował się pan wziąć udział w obchodach 75. rocznicy rzezi Woli, w której niemieckie wojska dowodzone przez Heinza Reinefartha, po wojnie pana poprzednika na stanowisku burmistrza Westerlandu, zamordowały nawet 100 tys. mieszkańców Warszawy?
Bardzo zależy mi na pojednaniu między naszymi miastami. Dlatego ucieszyłem się bardzo z zaproszenia na te uroczystości. Nie tylko nasze narody, ale także nasze miasta łączy wspólna przeszłość kryjąca w sobie, niestety, także najciemniejsze rozdziały, za które ponosimy moralną odpowiedzialność. To historia, którą przepracowaliśmy, z którą się mierzymy i która mnie osobiście niezmiernie porusza.
Reinefarth nie tylko nigdy nie poniósł odpowiedzialności przed wymiarem sprawiedliwości za nieopisane zbrodnie, jakich dokonał, ale cieszył się po wojnie dostatnim życiem, zarządzając prestiżowym kurortem. Jak coś takiego było możliwe w demokratycznych Niemczech? Czy podobna sytuacja mogłaby się powtórzyć w dzisiejszej Republice Federalnej?
Muszę przyznać, że to niepojęte, że pan Reinefarth, który musiał wprawdzie odpowiadać przed sądem, nie został jednak skazany. Zarówno jako burmistrz, jak i osoba prywatna jestem tym wstrząśnięty i skonsternowany. Dla nas wszystkich jest dzisiaj z perspektywy czasu niewyobrażalne, jak taki zbrodniarz mógł w powojennej Republice Federalnej być burmistrzem.
Nie sądzi pan, że zmiana podejścia w Niemczech do nazistowskich zbrodniarzy przyszła o wiele za późno, skoro większość z nich, podobnie jak ich ofiar, już nie żyje?