Nadal uważam, że konsekwencją tej nieprzemyślanej decyzji było cierpienie setek tysięcy cywilów. Nie można jednak całej winy za tę decyzję zrzucać na Komendanturę AK. Rozkaz do wybuchu powstania poprzedziły napływające do Warszawy wieści o błyskawicznym postępie wojsk sowieckich i polskich oraz katastrofalna w skutkach odezwa radiowa.

22 lipca miasto Chełm zajął 7. Pułk Piechoty AK w Obwodzie AK Chełm Lubelski, dopiero dzień później wkroczyły tam oddziały 1. Armii Wojska Polskiego. Tego samego dnia w tym mieście założono Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i ogłoszono przygotowany wcześniej w Moskwie Manifest Lipcowy PKWN. W Zamościu od kilku dni trwała walka z Niemcami zarządzona przez majora Stanisława Prusa, ps. Adam, komendanta zamojskiego inspektoratu AK. 25 lipca na rynku miasta odbyła się nawet defilada oddziałów AK. Dopiero dwie godziny później do tego miasta weszły oddziały 3. Armii Gwardyjskiej gen. Wasilija Gordowa. Tego samego dnia w wyzwolonym Lublinie odbyła się defilada Wojska Polskiego. Dzień później Ryki zostały wyzwolone przez oddział Armii Krajowej pod dowództwem majora Mariana Bernaciaka, ps. Orlik. 27 lipca wyzwolono Białystok, a 29 lipca podległy Stalinowi Związek Patriotów Polskich zaapelował przez Radio Moskwa do ludności Warszawy, żeby rozpoczęła powstanie, które ma ułatwić wyzwolenie stolicy przez polskie i sowieckie wojska. „Dla Warszawy, która się nigdy nie poddała i nigdy nie ustała w walce, godzina czynu wybiła – wzywał dramatycznym głosem polski lektor – przez bezpośrednią czynną walkę na ulicach Warszawy (...) nie tylko przyspieszymy chwilę ostatecznego wyzwolenia, ale ocalimy również majątek narodowy i życie naszych braci". Następnego dnia podobne wezwanie czterokrotnie wyemitowała podległa Sowietom polskojęzyczna Radiostacja im. Tadeusza Kościuszki: „Warszawa drży w posadach od ryku dział. Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, aby przynieść nam wolność. (...) Ludu Warszawy! Do broni! Niech cała ludność stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzcie na Niemców! Udaremnijcie ich plany zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę. Przysyłajcie wiadomości, pokazujcie drogi. Milion ludności Warszawy niech stanie się milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność".

Komunikat był jasny w swojej wymowie. Nie było żadnych powodów, żeby został błędnie zinterpretowany. Przecież tego samego dnia do stolicy dotarła wiadomość, że Armia Krajowa wyzwoliła odległy o zaledwie 40 km Mińsk Mazowiecki. Komunikat zdawał się być oficjalnym wezwaniem dowództwa Armii Czerwonej do bezpośredniej walki z Niemcami. Nazwa Armii Krajowej oczywiście nie padła, ale określenie „warszawska Armia Podziemna" mogło być jednoznacznie kojarzone z największą konspiracyjną formacją zbrojną w okupowanym kraju.

Od 4 stycznia 1944 r. trwała już przecież akcja „Burza" zarządzona pod koniec 1943 r. przez komendanta głównego Armii Krajowej gen. Tadeusza „Bora" Komorowskiego. W myśl rozkazu nr 126 z 12 stycznia 1944 r. komendant główny Armii Krajowej nakazywał wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami. W Moskwie o tym doskonale wiedziano. Zresztą 1 sierpnia przebywał tam z wizytą premier Stanisław Mikołajczyk, który powiadomił o pierwszych walkach Wandę Wasilewską. Początkowo Stalin skłaniał się, by wesprzeć insurekcję, jednak w połowie sierpnia nagle radykalnie usztywnił swoje stanowisko i w depeszy do Churchilla napisał krótko: „Armia Czerwona nie weźmie ani bezpośredniej, ani pośredniej odpowiedzialności za wybuch warszawskiej awantury". W ten oto sposób ośmieszył polskich komunistów. Pokazał, ile warte jest ich własne zdanie, i obnażył serwilizm komunistycznych kolaborantów pokroju Zofii Dzierżyńskiej, Jakuba Bermana, Tadeusza Daniszewskiego czy Wandy Wasilewskiej. Niestety, nie tylko oni wyszli na głupców. Za posłuchanie tego haniebnego apelu radiowego najstraszliwszą cenę zapłacili warszawiacy.