Uciekinierzy z NRD z odszkodowaniami za forsowanie granicy?

Sprawiedliwość dopiero trzy dekady po upadku NRD. Po wyroku sądu w Lipsku szansę na rehabilitację mają setki osób.

Aktualizacja: 30.07.2019 06:14 Publikacja: 29.07.2019 19:07

Sposobów na opuszczenie NRD było bez liku. Na zdjęciu wyprawa do Berlina Zachodniego tuż po wybudowa

Sposobów na opuszczenie NRD było bez liku. Na zdjęciu wyprawa do Berlina Zachodniego tuż po wybudowaniu muru berlińskiego w 1961 roku

Foto: EAST NEWS

System zabezpieczenia granicy NRD był bezprawny, z czego wniosek, że uciekinierzy z tego państwa mają prawo do odszkodowań za uszczerbek na zdrowiu poniesiony w czasie forsowania granicy – do takiego twierdzenia sprowadza się treść niedawnego wyroku niemieckiego Naczelnego Sądu Administracyjnego. Oznacza to, że niemieckie władze będą zmuszone uwzględnić pozwy poszkodowanych.

– Do tej pory czynili to tylko w wyjątkowych sytuacjach – mówi „Berliner Zeitung" berliński adwokat Thomas Lerche reprezentujący wiele ofiar barbarzyńskich aktów na granicy pomiędzy dwoma państwami niemieckimi. Wszystko dzieje się w trzy dekady po spektakularnym upadku NRD, z której po prostu tysiącami wyprowadzali się obywatele.

Zawisł na drutach

Tak było w sprawie 58-letniego dzisiaj berlińczyka, który w 1988 roku postanowił wraz z bratem opuścić niemieckie państwo robotników i chłopów. Przygotowali się, starannie wybierając na przeprawę bagnisty teren. Wiele godzin przeleżeli w błocie, czekając na dogodny moment do sforsowania kilku rzędów zasieków z drutu kolczastego. Mieli narzędzia do jego cięcia oraz drabinę. Wszystko szło sprawnie, jednak jeden z braci zaplątał się w ostatni zasiek. Przybyli zaalarmowani strażnicy, celując w uciekiniera z pistoletów maszynowych. Jakimś cudem udało mu się oswobodzić z drutu i przedostał się do Berlina Zachodniego. Tylko dlatego, że żołnierze nie strzelili.

Uciekinier przeżył jednak szok psychiczny, co stało się przyczyną jego późniejszych problemów zdrowotnych. Miał widzenia, napady szału i kłopoty ze znalezieniem pracy.

Wiele lat po zjednoczeniu Niemiec wystąpił z pozwem do sądu administracyjnego Brandenburgii, domagając się „urzędowej rehabilitacji " i odszkodowania za poniesiony uszczerbek na zdrowiu wywołany traumatycznymi przeżyciami w czasie trwającej dwanaście godzin ucieczki.

Pozew został odrzucony, gdyż zdaniem sądu rehabilitacja wymagałaby udowodnienia, że poszkodowany był celem indywidualnego prześladowania ze strony organów państwa. Pilnie strzeżona granica niemiecko-niemiecka miała zapobiec ucieczkom nie jednego, ale wszystkich chętnych obywateli NRD.

Argumentację tę podważył Naczelny Sąd Administracyjny w Lipsku, uznając, że w trakcie ucieczki miało miejsce prześladowanie „bezpośrednie i indywidualne", a urządzenia strzegące granicy zainstalowane zostały bezprawnie. Nie zmienia to faktu, że warunkiem rehabilitacji i uzyskania odszkodowania jest dowód, iż przyczyną utraty zdrowia były zajścia na granicy w trakcie ucieczki.

Ucieczka z komunistycznego raju

Nieudana ucieczka była karana więzieniem, a nie tylko nękaniem pozostawionej w NRD rodziny czy konfiskatą. Mimo to decydowały się na nią tysiące obywateli państwa policyjnego. Ile dokładnie, nie wiadomo. Stasi, czyli aparat bezpieczeństwa NRD, prowadziła statystykę dopiero od 1975 roku. Wynika z niej, że do końca 1988 roku udało się uciec 6543 obywatelom tzw. drugiego państwa niemieckiego. Pomysłowość uciekinierów była niewyczerpana, o czym można się przekonać w specjalnym muzeum w Berlinie nieopodal niegdysiejszego Checkpoint Charlie. Przedsięwzięcie nie udało się 4224 osobom. Nie są to pełne liczby.

– Po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego setki osób będą miały obecnie szansę na rehabilitację i odszkodowanie – mówi adwokat Thomas Lerche. Do tej pory zadośćuczynienie przysługiwało bliskim ofiar śmiertelnych oraz skazanym na więzienie w NRD w następstwie próby ucieczki.

Do dzisiaj nie wiadomo, ile osób przypłaciło życiem próbę sforsowania bodajże najpilniej strzeżonej granicy w Europie.

Śmierć albo wolność

Jak pokazują nowe badania, w wyniku postrzałów urządzeń samostrzelających, wybuchów min, ataków psów szczutych na uciekinierów czy innych wydarzeń zginęło 287 osób. Represje dotknęły ponad 70 tys. obywateli NRD w związku z „Republikflucht", czyli ucieczką z republiki.

Po zjednoczeniu wytoczono procesy ponad 200 osobom odpowiedzialnym za strzelanie do uciekinierów. Skazano 126, w tym siedmiu członków Biura Politycznego SED, czyli najwyższego gremium kierowniczego państwa satelickiego ZSRR.

– NRD nie decydowała samodzielnie o tym, co dzieje się na granicy niemiecko-niemieckiej. Była to granica pomiędzy NATO a państwami Układu Warszawskiego – przypomniał w niedawnym wywiadzie w berlińskim „Tagesspiegel" Egon Krenz, ostatni szef SED przed upadkiem NRD. Był jednym ze skazanych za strzelanie do ludzi na granicy i spędził cztery lata w więzieniu. Jak twierdzi, Michaił Gorbaczow, wizytując wschodni Berlin w 1986 roku, miał spędzić sporo czasu na inspekcji zabezpieczeń muru berlińskiego.

– System zabezpieczeń granicznych NRD był bezprawny i stanowił poważne naruszenie zasady sprawiedliwości oraz adekwatnego zabezpieczenia granicy, prowadząc w licznych przypadkach do samowoli – orzekł Naczelny Sąd Administracyjny.

Uciekinierzy z NRD ginęli nie tylko na granicy wewnątrzniemieckiej. Utworzona właśnie wspólna czesko-niemiecka grupa śledcza ma za zadanie zbadać okoliczności śmierci co najmniej czterech obywateli NRD, którzy usiłowali przedostać się z obszaru ówczesnej Czechosłowacji do Austrii i Bawarii. Ci uciekinierzy zostali zastrzeleni przez żołnierzy czechosłowackiej Straży Granicznej. Podejrzanych w tej sprawie jest w sumie 41 osób. Jak zapewniają niemieckie media, trwają przygotowania do przedstawienia im formalnego oskarżenia.

System zabezpieczenia granicy NRD był bezprawny, z czego wniosek, że uciekinierzy z tego państwa mają prawo do odszkodowań za uszczerbek na zdrowiu poniesiony w czasie forsowania granicy – do takiego twierdzenia sprowadza się treść niedawnego wyroku niemieckiego Naczelnego Sądu Administracyjnego. Oznacza to, że niemieckie władze będą zmuszone uwzględnić pozwy poszkodowanych.

– Do tej pory czynili to tylko w wyjątkowych sytuacjach – mówi „Berliner Zeitung" berliński adwokat Thomas Lerche reprezentujący wiele ofiar barbarzyńskich aktów na granicy pomiędzy dwoma państwami niemieckimi. Wszystko dzieje się w trzy dekady po spektakularnym upadku NRD, z której po prostu tysiącami wyprowadzali się obywatele.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie