Amerykańscy prezydenci. Buchanan: droga ku katastrofie

W rankingach dotyczących przywódców Stanów Zjednoczonych James Buchanan zawsze zajmuje ostatnie miejsce. Większość jego biografów podkreśla, że nie tylko nie uchronił Ameryki przed rozpadem, ale wręcz się do niego przyczynił.

Aktualizacja: 07.07.2018 21:23 Publikacja: 07.07.2018 00:01

Amerykańscy prezydenci. Buchanan: droga ku katastrofie

Foto: Wikipedia

Ojcowie założyciele amerykańskiej Unii pragnęli, żeby wszystkie stany rozwijały się równomiernie, a wzrastający dobrobyt był sprawiedliwie dzielony. Pod koniec XVIII w. nie byli jednak w stanie przewidzieć niezwykle dynamicznego rozwoju nauki i przemysłu. Bogate rolnicze Południe, opierające swoje zdolności produkcyjne głównie na pracy niewolników, przegrywało wyścig cywilizacyjny z coraz szybciej industrializującą się Północą. Pod koniec prezydentury Franklina Pierce'a aż 80 proc. amerykańskich zakładów przemysłowych znajdowało się w stanach północnych. Podobnie było z infrastrukturą transportową. 67 proc. linii kolejowych przebiegało przez stany północne. Kiedy w Nowej Anglii, New Jersey, Nowym Jorku czy Illinois rozwijała się coraz bardziej złożona produkcja przemysłowa, południowcy nadal zajmowali się głównie uprawą bawełny, tytoniu, kukurydzy i trzciny cukrowej, stosując metody niezmienione od ponad 200 lat. Bez niewolników, którzy stanowili blisko połowę ludności, stanom południowym groziła katastrofa gospodarcza i cywilizacyjna.

Chęć utrzymania niewolnictwa nie była więc wynikiem jakiegoś wrodzonego okrucieństwa mieszkańców krainy nazywanej Dixielandem, ale fundamentem ich przetrwania. Nierówności, które narosły między Północą i Południem przez 70 lat istnienia niepodległej Ameryki, musiały ostatecznie doprowadzić do konfliktu. Kongres nie przypominał już zjazdu delegatów stanów, które chcą być razem na dobre i złe, aby uchronić się przed inwazją z zewnątrz. W latach 50. XIX w. był to jeden z najbardziej podzielonych parlamentów świata, gdzie cały czas ścierały się interesy całkowicie odmiennych wizji rozwoju gospodarczego. Aby uchronić rodzimą produkcję, stany północne wymuszały wprowadzanie nowych ceł na towary sprowadzane z Europy. Retorsje w europejskiej polityce handlowej były katastrofalne dla Południa, którego gospodarka opierała się w znacznej części na eksporcie bawełny, tytoniu i trzciny cukrowej na rynki Starego Kontynentu. Podwyższenie ceł na te produkty mogło spowodować, że europejscy importerzy skierowaliby swoje zainteresowanie na rynki Azji i Ameryki Południowej.

Czytaj więcej: Krawiec, który został prezydentem

Jakże często spoglądamy na secesję stanów południowych wyłącznie przez pryzmat niewolnictwa. Tymczasem samo niewolnictwo było ostatnim ogniwem długiego procesu rozpadu Unii. Południowcy nie postrzegali abolicjonizmu jako ruchu opartego na humanitaryzmie i głębokiej trosce o ludzką godność, ale widzieli w nim jedynie pretekst do zniszczenia ich świata. Ameryka miała pecha, że w tym niezwykle dramatycznym momencie historii rządzili nią wyjątkowo mierni prezydenci.

Szkolny awanturnik

James Buchanan urodził się 23 kwietnia 1791 r. w osadzie Cove Cap na południu Pensylwanii. Jego ojciec James Buchanan senior był lokalnym kupcem i farmerem. Biografowie podkreślają, że matka Jamesa – Elizabeth Buchanan z domu Speer – była osobą dobrze wykształconą i chciała, by jej dzieci zdobyły wyższe wykształcenie. Obydwoje rodzice pochodzili z Ulsteru, choć ich przodkowie byli Szkotami. James wychowywał się w trudnych warunkach. Niewielki domek, przypominający bardziej leśną chatkę, musiał pomieścić liczne rodzeństwo przyszłego prezydenta USA. Buchananowie mieli 11 dzieci, a James był drugim z kolei. Spadało więc na niego wiele obowiązków. Warunki życia rodziny poprawiły się w 1799 r., kiedy przeniosła się ona do Mercersburga w Pensylwanii, gdzie ojciec Jamesa założył sklep. Pan Buchanan okazał się na tyle zdolnym kupcem, że wkrótce kupił dość duży dom (który potem został zamieniony na hotel), a osiem lat później mógł posłać syna na studia do Dickinson College w Carlisle. Była to pierwsza uczelnia, która powstała w niepodległej Ameryce. Założył ją Benjamin Rush, którego podpis znajduje się na Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych. Młody James Buchanan przeszedł do historii tej uczelni jako niezły rozrabiaka. Władze szkoły tolerowały jego skłonność do bójek tylko dlatego, że doskonale się uczył.

19 września 1809 r. ukończył naukę z wyróżnieniem, dzięki czemu bez trudności znalazł zatrudnienie w znanej kancelarii adwokackiej Jamesa Hopkinsa w Lancaster. Biografowie nie wiedzą, kiedy Buchanan stał się zdeklarowanym zwolennikiem programu partii federalistycznej. Pewne jest jednak, że trzy lata po ukończeniu studiów poparł stanowisko tej formacji przeciw wypowiedzeniu wojny Wielkiej Brytanii. Był głęboko przekonany, że to niepotrzebny konflikt, który albo bardzo osłabi Amerykę, albo w ostateczności doprowadzi do jej upadku. Ta specyficzna ostrożność i pragnienie utrzymania status quo za wszelką cenę, nawet kosztem największych wyrzeczeń, będzie przejawiać się w jego późniejszym stosunku do problemu niewolnictwa.

Mimo że w 1812 r. uznał wypowiedzenie wojny Wielkiej Brytanii za głupotę, dwa lata później postanowił zaciągnąć się jako szeregowiec do oddziału lekkich dragonów pod dowództwem majora Charlesa Rigleya, wchodzącego w skład pierwszej brygady milicji z Pensylwanii. Chociaż wziął udział w bohaterskiej obronie Baltimore, nigdy nie awansował do stopnia oficerskiego. W przyszłości miał zostać pierwszym amerykańskim prezydentem, który nigdy nie nosił oficerskich epoletów.

Być może w awansie przeszkodziła mu szczególna wada wzroku. Na jedno oko był krótkowidzem, a na drugie dalekowidzem. Bardzo mu to utrudniało codzienne kontakty, ponieważ w zależności od tego, z której strony stał jego rozmówca, musiał się pochylać bądź przekręcać głowę, żeby lepiej go widzieć. Takie zachowanie sprawiało wrażenie, jakby Buchanan nie był do końca człowiekiem normalnym. Prawdopodobnie ta wada przekreśliła jego dalszą karierę wojskową. Być może była też inna, bardziej tajemnicza przyczyna, która sprawiła, że nigdy nie awansował na oficera.

Prezydent gej?

James Buchanan, mimo że był wysokim i przystojnym mężczyzną, nigdy nie wykazywał wyraźnego zainteresowania kobietami. Jego wcześniejsi biografowie uważali, że powodem uporczywego tkwienia w stanie kawalerskim było całkowite oddanie pracy. Dzisiaj uważa się jednak, że 15. prezydent USA był po prostu homoseksualistą. Dopiero jako 27-latek zaczął spotykać się z młodszą o trzy lata Ann Caroline Coleman, którą poznał już jako członek Izby Reprezentantów na wielkim balu w Lancaster's White Swan Inn w 1818 r. Dziewczyna była szwagierką sędziego Josepha Hemphilla z Filadelfii, przyjaciela Buchanana z Kongresu.

Niewiele wiemy o tym, jak układała się ta znajomość. Pewne jest, że młodzi spędzali ze sobą mało czasu, ponieważ James był całkowicie pochłonięty pracą. Mimo to w 1819 r. para ogłosiła zaręczyny. W środowisku pensylwańskiego establishmentu zaczęła krążyć plotka, że Buchanan chce wziąć ślub jedynie z powodu pokaźnego posagu przyszłej żony. Rodzina Ann zaczęła podejrzewać Jamesa o złe intencje. Zaniepokojona Ann wysyła mu listy z prośbą o wytłumaczenie, czy plotki są prawdziwe. On uznał jednak, że tłumaczenie się z takich zarzutów jest poniżej jego godności. Całkowicie załamana Ann zerwała umowę narzeczeńską i zaledwie kilka dni później, 9 grudnia 1819 r., zmarła po przedawkowaniu laudanum (nalewki z opium).

Wieść o śmierci Ann przybiła Jamesa. Jej rodzice, którzy go za to winili, nie pozwolili mu wziąć udziału w jej pogrzebie. Niektórzy amerykańscy historycy uważają, że Ann Coleman była jedyną miłością Buchanana, a poświęcenie się pracy w samotności przez resztę życia było próbą wypełnienia pustki po niej. Są też zgoła odmienne opinie. W czasach, kiedy homoseksualizm był uznawany za najgorszy rodzaj dewiacji, żal po śmierci narzeczonej mógł stanowić najlepsze usprawiedliwienie dla życia w stanie kawalerskim.

Przez dziesięciolecia historycy unikali pisania o orientacji seksualnej 15. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Uważano, że to temat niebezpieczny z wychowawczego punktu widzenia. Przedstawiano więc Buchanana jako niezwykle oddanego państwu pracoholika i aseksualistę. Jest to jednak obraz całkowicie fałszywy.

Amerykański historyk i socjolog James William Loewen, podobnie jak historycy Robert P. Watson i Shelley Ross, uważa, że zachowało się wiele dowodów na aktywne życie homoseksualne Buchanana. Jednym z jego partnerów miał być nawet sam William Rufus King, wiceprezydent w administracji Franklina Pierce'a. Obaj panowie mieszkali przez dziesięć lat obok siebie w segmentowych waszyngtońskich domach łączących się ścianami. Niektórzy dociekliwi badacze uważają, że w tym okresie budynki były połączone drzwiami, a mężczyźni prowadzili wspólne, choć ukryte gospodarstwo domowe. W 1844 r. Rufus King wyjechał na misję dyplomatyczną do Francji, skąd słał zachowane do dzisiaj listy do swojego przyjaciela Buchanana, w których określał ich znajomość słowem „communion", co po polsku powinniśmy rozumieć jako „styczność" lub „wspólne życie".

Dlaczego tak wysoko postawiony członek administracji amerykańskiej musiał nawet w listach ukrywać swoją orientację seksualną? Do 1962 r. sodomia była ciężkim przestępstwem na terytorium wszystkich stanów. Jak surowo ją karano, świadczy fakt, że w 1779 r. Thomas Jefferson, człowiek niezwykle światły jak na swoje czasy, zaproponował w legislaturze Wspólnoty Virginii bardzo liberalne złagodzenie sankcji za sodomię z kary głównej na karę kastracji. Tacy ludzie jak Buchanan czy King doskonale wiedzieli, co im grozi.

Znakomity negocjator

James Buchanan bardzo liczył się z pieniędzmi i starannie dbał o pomnażanie majątku. Po powrocie z wojny w 1818 r. szybko otworzył praktykę prawniczą i w niedługim czasie zaczął zarabiać 10 tys. dol. rocznie, bardzo wysoką kwotę jak na owe czasy. Dwa lata później jako zamożny człowiek mógł sobie pozwolić na oddanie się służbie krajowi w Izbie Reprezentantów z ramienia Partii Demokratycznej. Tam jako członek Komisji Sprawiedliwości zasłynął ze zdecydowanego sprzeciwu wobec koncepcji stworzenia banku centralnego i wprowadzenia nowych taryf celnych. W 1824 r. jednoznacznie opowiedział się za kandydaturą Andrew Jacksona na prezydenta i chociaż stary generał przegrał te wybory z Johnem Quincym Adamsem, to zasługi Buchanana nie zostały zapomniane w szeregach demokratów. Osiem lat później, kiedy wreszcie Jackson wprowadził się do Białego Domu, Buchanan został nagrodzony za lojalność stanowiskiem posła Stanów Zjednoczonych w Rosji. 2 czerwca 1832 r. prawnik z prowincjonalnego pensylwańskiego miasteczka z nieukrywanym zachwytem podziwiał monumentalny rozmach Petersburga.

Kilka dni później zaproponował rosyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych Karlowi Nesselrodemu zawarcie układu handlowego ze Stanami Zjednoczonymi. Buchanan przekonywał swojego rozmówcę, że taki układ jest konieczny. Amerykańskie statki obsługiwały bowiem dwie trzecie eksportu Petersburga. Początkowo hrabia Nesselrode nie chciał się na to zgodzić, żeby nie drażnić Anglii. Wkrótce jednak uległ, ale w obawie przed sprzeciwem Anglików poprosił, aby nikogo nie informować o zawarciu układu. Ostatecznie sprawę traktatu rozwiązał w prawdziwie cesarski sposób sam Mikołaj I. Podczas przyjęcia w Pałacu Zimowym podszedł do posła Buchanana i przy całym korpusie dyplomatycznym oświadczył po francusku: „Podpisałem wczoraj rozkaz o realizacji układu zgodnie z pańskimi życzeniami", po czym grzecznie poprosił o przetłumaczenie tych słów na angielski stojącego obok ambasadora Wielkiej Brytanii Johna Duncana Bligha. „Pan Bligh jest przyjaźnie usposobionym człowiekiem i jego zdziwienie oraz zakłopotanie było tak widoczne, że bardzo mu współczułem" – wspominał z rozbawieniem James Buchanan.

Carowi nie można się sprzeciwiać. Tego samego dnia Nesselrode i Buchanan podpisali traktat, który niedługo później został ratyfikowany przez amerykański Senat. W 1833 r. Buchanan opuszczał Petersburg z poczuciem dobrze spełnionej misji. Jego sukces nie został zapomniany przez politycznych przyjaciół w Ameryce. Oprócz traktatu handlowego Buchanan przywoził do Ameryki rosyjskie gwarancje, że w razie jakiejkolwiek wojny Rosja zachowa neutralność wobec USA.

W aurze znakomitego negocjatora Buchanan bez problemów wygrał wybory do Senatu. Przez 11 lat pracy na Kapitolu zasłynął z pedantycznej wręcz staranności w tworzeniu nowych projektów ustaw. Mówcą był słabym, więc unikał posiedzeń plenarnych. W 1844 r. spróbował nawet swoich sił w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej, ale szybko się przekonał, że nie wzbudza zachwytu wyborców. Na 266 głosów delegatów konwencji wyborczej zdobył zaledwie cztery. Nominację otrzymał czarny koń tej konwencji – James K. Polk. Buchanan szybko się pozbierał i bardzo aktywnie wsparł kandydata, za co po jego zwycięstwie został nagrodzony stanowiskiem sekretarza stanu.

Chociaż pozornie był lojalny wobec swojego szefa, nadal po cichu szykował się do zdobycia głosów w czasie kolejnej konwencji demokratów w maju 1848 r. Ponownie się przeliczył. Po przegranej z Lewisem Cassem z Michigan postanowił opuścić Waszyngton i powrócić do swojej posiadłości Wheatland w Pensylwanii. Wydawało się, że to koniec politycznej kariery prawnika z Lancaster. Jednak on się nie poddawał. Postawił sobie za życiowy cel zdobycie nominacji prezydenckiej i od tego zamiaru nie odwiodła go nawet trzecia z rzędu porażka w czasie konwencji demokratów w 1852 r.

Przeciwnik abolicji

James Buchanan nigdy nie ukrywał swojego stanowiska wobec niewolnictwa. Popierał kompromis 1850 r. i uważał, że ruch abolicjonistyczny jest destrukcyjny dla Ameryki. Nie postrzegał niewolnictwa przez pryzmat ludzkiego cierpienia, ale jako pewną składową ustroju państwa, w którym się urodził. Taki był porządek jego świata, a abolicjoniści zdawali się go burzyć i prowadzić ku katastrofie. Swoim jawnym poparciem dla utrzymania niewolnictwa zyskał sobie sympatię przedstawicieli stanów południowych. Teraz jako kandydat narodowego kompromisu był postrzegany jako ostatnia deska ratunku przed rozpadem Unii. W czerwcu 1856 r. zdobył nominację Partii Demokratycznej na konwencji w Cincinnati, a 4 listopada 1856 r. wygrał wybory prezydenckie. Uzyskał 1 838 169 głosów (174 głosy elektorskie), a jego przeciwnik, republikanin John Charles Fremont z Kalifornii – 1 341 264 (114 głosów elektorskich). Buchanan zawdzięczał zwycięstwo wyborcom z Południa. Jego wiceprezydentem został John Cabell Breckinridge z Kentucky, który zaledwie sześć lat później zostanie generałem dywizji wojsk konfederackich, a potem sekretarzem wojny Skonfederowanych Stanów Ameryki.

15. prezydent Stanów Zjednoczonych został zaprzysiężony 4 marca 1857 r. Kiedy wprowadzał się do Białego Domu, miał 66 lat. Nie miał jednak żadnych problemów ze zdrowiem, chociaż pochłaniał ogromne ilości alkoholu. Pisarz Nathaniel Hawthorne napisał kiedyś, że Buchanan „traktuje swoje wino jak prawdziwy mężczyzna". Od rana do wieczora popijał whisky i wino, ale nigdy nie był pijany. Historyk Mark Will-Weber podsumował to jednym zdaniem: „He drank a lot, but wasn't a drunk". Jednym zdaniem można też podsumować jego prezydenturę: zdominowało ją niewolnictwo, ale nic z nim nie zrobił.

Współcześnie jego rządy są oceniane przez wszechobecny filtr poprawności politycznej. Wszelkie przejawy dyskryminacji rasowej są surowo potępiane. Ale dla Buchanana i milionów ludzi tej epoki stanowiły porządek świata, naturalny podział ras, jakiego dokonała przyroda lub sam Bóg. Łatwo go dzisiaj potępiać za zdecydowane wsparcie interesów Południa, lecz wówczas w ten sposób myślały miliony ludzi we wszystkich stanach Ameryki.

Współcześni historycy szczególnie krytykują Buchanana za jego postawę w głośnej sprawie niewolnika Dreda Scotta. Scott urodził się jako niewolnik, ale w 1830 r. jego nowy właściciel, doktor John Emerson zabrał go do wolnego od niewolnictwa stanu Illinois. 12 lat później Emerson powrócił do uznającego niewolnictwo stanu Missouri, gdzie zmarł w 1843 r. Dreda Scotta zapisał w testamencie Janowi F. Sanfordowi. W 1847 r. Scott rozpoczął 10-letnią, niezwykle żmudną batalię prawną o uznanie go za wolnego obywatela ze względu na to, że mieszkał wraz ze swoim panem w wolnym stanie. W 1857 r. Sąd Najwyższy odrzucił jego roszczenia stosunkiem głosów 7:2. Sędziowie uzasadniali swoje stanowisko piątą poprawką do konstytucji, zabraniającą konfiskaty własności, nawet jeżeli dotyczy to niewolników. Najważniejsze było jednak orzeczenie wskazujące, że Murzynom jako „rasie niższej" nie może przysługiwać obywatelstwo USA. Oburzeni przedstawiciele Partii Republikańskiej, wśród których był także prawnik z Illinois Abraham Lincoln, zarzucili nowemu prezydentowi, że osobiście naciskał na sędziego Roberta Griera z Pensylwanii, aby poparł argumentację większości składu sędziowskiego. Tym samym prezydent naruszył bezstronność Sądu Najwyższego i przyczynił się do rozpalenia wielkiej narodowej kłótni o niewolnictwo, której nic już nie mogło uspokoić. Ameryka potrzebowała prezydenta arbitra, który gasiłby spory, a nie je podgrzewał.

Na prezydenturę Buchanana cieniem kładzie się też sprawa sfałszowania referendum konstytucyjnego w Kansas, w wyniku którego stan ten zalegalizował niewolnictwo. Dyskusyjne wydaje się również użycie wojska federalnego do spacyfikowania antyniewolniczego powstania pod wodzą Johna Browna. Radykalny abolicjonista Brown został schwytany i powieszony. James Buchanan odmówił mu prawa łaski, wywołując furię opinii publicznej w stanach północnych.

Ale nie tylko przeciwnicy niewolnictwa byli traktowani przez Buchanana jako obywatele drugiej kategorii. W 1857 r. do Białego Domu przybyła delegacja mormonów, którzy wręczyli prezydentowi prośbę o przyjęcie ich terytorium do Unii jako nowego stanu. Oburzony tą prośbą prezydent mianował Alfreda Cumminga na gubernatora Utah w miejsce mormońskiego przywódcy Brighama Younga. Dodatkowo wysłał do Utah 2500 żołnierzy federalnych, rozniecając w ten sposób lokalną wojnę domową.

Najgorsza prezydentura w historii?

Czy zatem nie da się nic dobrego powiedzieć o rządach 15. prezydenta USA? Zdecydowanie lepiej wypada ocena jego polityki zagranicznej. Ratyfikacja układów handlowych z Japonią, rokowania w sprawie renegocjacji układu Claytona–Bulwera czy próba zakupu Kuby wskazują, że Buchanan był człowiekiem stworzonym na szefa dyplomacji, a nie na szefa rządu.

Jeszcze w czasie kampanii wyborczej James Buchanan oświadczył, że będzie pełnił urząd tylko przez jedną kadencję. W dniach 16–18 maja 1860 r. zebrała się w Chicago konwencja Partii Republikańskiej, która na swojego kandydata w wyborach prezydenckich wybrała zdeklarowanego abolicjonistę Abrahama Lincolna. Przedstawiciele Południa oznajmili, że w razie jego zwycięstwa ich stany wystąpią z Unii.

6 listopada 1860 r. załamały się wszystkie nadzieje Jamesa Buchanana na utrzymanie jedności. Decyzją 1 866 452 wyborców (180 głosów elektorskich) Lincoln został prezydentem. Wszelkie próby znalezienia kompromisu w Kongresie zakończyły się porażką. 20 grudnia 1861 r., 85 lat po podpisaniu Deklaracji niepodległości, nastąpił rozpad amerykańskiej Unii. Najpierw wystąpiła z niej Karolina Południowa, a w ślad za nią siedem innych stanów południowych, które 4 lutego 1861 r. zawiązały w Alabamie Konfederację Stanów Ameryki (Confederate States of America).

4 marca 1861 r. James Buchanan, witając w Białym Domu prezydenta elekta Lincolna, w sposób najbardziej wymowny podsumował swoją prezydenturę: „Jeżeli pan tak bardzo cieszy się z zamieszkania w tym miejscu, jak ja cieszę się z wyjazdu stąd, to wszystko jest w należytym porządku".

Ale Buchanan wcale się nie cieszył. Opuszczał Biały Dom, bezradnie spoglądając na podzieloną ojczyznę. Nie uważał jednak, że stało się to z jego winy. Zawsze twierdził, że robił wszystko dla ratowania jedności. Kiedy wybuchła wojna domowa, udzielił pełnego poparcia prezydentowi Lincolnowi, który zresztą wcale nie był z tego zadowolony. Chciał, aby Buchanan został zapamiętany jako ten, kto doprowadził do wojny. Była to jednak niesprawiedliwa ocena. 15. prezydent USA popełnił wiele błędów, ale zawsze kierował się nadrzędnym celem, jakim była jedność narodu i wierność konstytucji.

Gdy opuścił Biały Dom, prasa nie zostawiła na nim suchej nitki. Początkowo wpadł w silną depresję, ale z zacięciem dobrego adwokata postanowił się bronić. W październiku 1862 r. gazeta „National Intelligencer" opublikowała jego korespondencję z Winfieldem Scottem, w której spierał się o słuszność niektórych swoich decyzji. W 1866 r. wydał też zbiór wspomnień „Administracja Buchanana w przeddzień rebelii". To było jego ostatnie oświadczenie publiczne. Dwa lata później, w maju 1868 r., zmarł w wieku 77 lat w wyniku powikłań po przeziębieniu. Spoczął na cmentarzu Woodward Hill w Lancaster.

Ojcowie założyciele amerykańskiej Unii pragnęli, żeby wszystkie stany rozwijały się równomiernie, a wzrastający dobrobyt był sprawiedliwie dzielony. Pod koniec XVIII w. nie byli jednak w stanie przewidzieć niezwykle dynamicznego rozwoju nauki i przemysłu. Bogate rolnicze Południe, opierające swoje zdolności produkcyjne głównie na pracy niewolników, przegrywało wyścig cywilizacyjny z coraz szybciej industrializującą się Północą. Pod koniec prezydentury Franklina Pierce'a aż 80 proc. amerykańskich zakładów przemysłowych znajdowało się w stanach północnych. Podobnie było z infrastrukturą transportową. 67 proc. linii kolejowych przebiegało przez stany północne. Kiedy w Nowej Anglii, New Jersey, Nowym Jorku czy Illinois rozwijała się coraz bardziej złożona produkcja przemysłowa, południowcy nadal zajmowali się głównie uprawą bawełny, tytoniu, kukurydzy i trzciny cukrowej, stosując metody niezmienione od ponad 200 lat. Bez niewolników, którzy stanowili blisko połowę ludności, stanom południowym groziła katastrofa gospodarcza i cywilizacyjna.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii