W 1869 r. Jan Matejko ukończył obraz, na którym przedstawił moment zawarcia unii lubelskiej. Na sporych rozmiarów płótnie ożyli bohaterowie tamtych wydarzeń. Wśród nich z łatwością dostrzeżemy charakterystyczną postać stojącą po prawej stronie malarskiego kadru, odzianą w jednolicie czarny strój, z długą siwą brodą, o przenikliwym i nieco surowym spojrzeniu. Tak krakowski mistrz wyobrażał sobie Andrzeja Frycza Modrzewskiego, wybitnego myśliciela, byłego sekretarza królewskiego, którego twórczość mocno inspirowała ówczesnych inicjatorów reform ustrojowych.
Czy Modrzewski rzeczywiście przebywał wtedy w Lublinie? Pewności nie ma, ale jeśli tak, to musiał uprzednio pokonać szereg trudności, ponieważ w tamtym okresie był już otwarcie prześladowany za swoje poglądy przez Kościół katolicki, jego dzieła trafiły do spisu ksiąg zakazanych, a przed poważniejszymi represjami chronił go jedynie list żelazny od Zygmunta Augusta. Obecność Modrzewskiego na obrazie Matejki ma wymiar symboliczny – ów autor głośnych prac publicystycznych, w których m.in. występował w obronie chłopów, wprowadza do sali pełnej dostojnych gości ubogo ubranego kmiecia. To oczywiście artystyczna fikcja, która jednak dobrze oddaje postępowość poglądów Modrzewskiego – wiele z nich zostało urzeczywistnionych dopiero w kolejnych wiekach.
Myśl, która przerosła epokę
Głównym tematem swoich rozważań Modrzewski uczynił kwestię sprawiedliwości społecznej. Ten kontrowersyjny temat, sprzeczny z podstawowymi tendencjami epoki, zdobył mu szerokie grono czytelników zarówno w kraju, jak i za granicą, ale też przysporzył wielu krytyków i sprawił, że przekonanie najbardziej wpływowego stanu w Polsce, czyli szlachty, do wprowadzenia chociaż części z postulowanych przez niego reform państwa stało się niemal niewykonalne. Dlatego też traktat „O poprawie Rzeczypospolitej" nie stał się nigdy oficjalnym programem stronnictwa reform, czyli ruchu egzekucyjnego, choć na pewno w jakimś stopniu się do niego odwoływano.
„Księga »O poprawie Rzeczypospolitej« (...) żądała zresztą tak głębokich i szlachetnych [reform], że żaden kraj na świecie nie był zdolny do ich urzeczywistnienia" – pisze Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów". I podaje znamienny przykład: „Gdzie, kto i kiedy wydał kodeks wyznaczający dostojnikom surowsze kary niż prostaczkom?". A takie zmiany postulował Frycz Modrzewski w II księdze traktatu, poświęconej prawu: „Jeśliby się tedy miało ustanawiać jakieś różnice w karaniu, to ciężej należy karać tych, co stoją na wyższym urzędzie, niż tych, co na niższym; surowiej bogatych niż biednych, szlachtę od plebejuszów, tych, co na urzędach, niż ludzi prywatnych (...) im wyżej stoi przestępca, tym jego zbrodnia widoczniejsza i zwykle licznych znajduje naśladowców. (...) Skoro bowiem obowiązkiem praw jest krzywdom zapobiegać, to z pewnością nie inaczej się to osiągnie, jak karząc gwałcicieli ludzi ubogich srożej niż tych, co krzywdzą bogatych. Bo nie tak łatwo pokrzywdzić możnych jak ludzi niższego stanu, których krzywdy przeto surowiej trzeba karać niż krzywdy tamtych". Mocne słowa, odważny pomysł.
W ocenie poglądów tego myśliciela należy wszakże zachować umiar, bo – jak słusznie zauważa Norman Davies – chociaż Modrzewski niezwykle surowo potępiał ucisk chłopów, ograniczenia praw mieszczan, ciemnotę duchowieństwa, próżniacze życie szlachty, to „nie był w żadnym sensie demokratą, żądał jedynie, aby każdy stan społeczny miał swój wkład w ogólne dobro – zależnie od środków i możliwości". Błędem jest także szufladkowanie utworów pisarza jako dzieł o charakterze utopijnym, co wielu badaczy czyniło przed laty zbyt pochopnie. Krytyka ustroju czy stosunków społecznych miała w wydaniu Frycza Modrzewskiego charakter bardzo szczegółowy i empiryczny – nie była w żadnym sensie krytyką rewolucyjną.