Pod osłoną kontrwywiadu

„Leczyć czy wypisać receptę?" – pytał podsłuchiwany esbek. SW potrafiła odszyfrować ten kod.

Aktualizacja: 16.06.2017 01:11 Publikacja: 16.06.2017 00:06

Radioodbiornik Julia (powyżej) z wmontowaną przystawką umożliwiającą podsłuchiwanie SB.

Radioodbiornik Julia (powyżej) z wmontowaną przystawką umożliwiającą podsłuchiwanie SB.

Foto: Archiwum Solidarnosci Walczacej

Na tle całej konspiracji lat 80. Solidarność Walcząca wyróżniała się umiejętnością przeciwdziałania inwigilacji prowadzonej przez PRL-owskie służby specjalne. To zasługa ściśle zakonspirowanej grupy działaczy prowadzących nasłuchy łączności radiowej SB i MO. Pozwalało to uprzedzać działania służb, zapewnić bezpieczeństwo podczas spotkań i planowanych akcji oraz chronić organizację przed infiltracją. Nazwano to kontrwywiadem SW.

Takie działania podjął już w grudniu 1981 roku Jacenty Lipiński, wówczas pracownik Telewizji Polskiej we Wrocławiu. Zainicjował i zorganizował pierwsze nasłuchy SB i MO, uważał bowiem, że skoro bezpieka posługuje się w inwigilacji łącznością radiową, najważniejszym narzędziem do rozpracowania jej technik będzie właśnie radiowy nasłuch.

Pierwsze nasłuchy Lipiński prowadził już 14 grudnia 1981 r. na przekazanej mu radiostacji nadawczo-odbiorczej, którą współzałożyciel SW Tadeusz Świerczewski razem z dr. Ryszardem Majem wyniósł z Akademii Medycznej we Wrocławiu. Gdy nastąpiło reaktywowanie ośrodka TV i Lipiński wrócił do pracy, przeniósł się z działu emisji do konserwacji po to, by uzyskać ciągły dostęp do przyrządów pomiarowych. Z głowicy zakupionej w Bomisie wykonał konwerter z pasma 174 MHz na radiofoniczny zakres UKF. Potem uruchomił niemal taśmową produkcję takich konwerterów.

W połowie stycznia 1982 r. Świerczewski skontaktował Lipińskiego z Janem Pawłowskim, fizykiem pracującym w Instytucie Matematyki Politechniki Wrocławskiej, który zorganizował profesjonalną grupę kontrwywiadowczą, działającą początkowo na rzecz RKS, a od czerwca pracującą głównie dla Solidarności Walczącej.

Raport z działań SB

Były dwa rodzaje odbiorników. Stacjonarne – rozmieszczone w sześciu mieszkaniach – umożliwiały rejestrowanie i odtwarzanie rozmów esbeków; zwykle ktoś pełnił przy nich dyżur. Odbiorniki przenośne służyły do zabezpieczania spotkań, często były używane jako tak zwane przystawki do radioodbiorników samochodowych.

Po pewnym czasie rozpoczęto seryjną produkcję przenośnych konwerterów służących do podsłuchiwania tajnych służb. Do każdego takiego urządzenia dołączana była mała instrukcja obsługi. Dostawali je działacze udający się na zakonspirowane spotkania. Niektórzy mieli je na stałe podłączone do samochodów. Konwertery towarzyszyły wielu drukarzom podczas pracy. Nie były to urządzenia zbyt wyrafinowane, więc ich skuteczność też była ograniczona. Wymagało dużego doświadczenia, żeby wiedzieć, na jakim kanale należy słuchać esbeków, jak zmieniają oni częstotliwości i co oznaczają prowadzone przez nich kodowane rozmowy. Często też pojedyncze informacje uzyskane z nasłuchu nie dawały przydatnej wiedzy, gdyż były trudne do zrozumienia. Musiała zgromadzić się pewna masa krytyczna tych informacji, by można było je poddać porządnej analizie.

Wszystkie zebrane dane spływały codziennie do Pawłowskiego. Tam zestawiano je z informacjami przekazanymi od działaczy SW. Dopiero to dawało obraz wiedzy i działań Służby Bezpieczeństwa. Ludzie SW, która podejrzewali, że są śledzeni, mieli obowiązek zapisywać, gdzie chodzą oraz co i o której godzinie robią, Pawłowski raz na dwa dni, a bywało, że codziennie, sporządzał raport z działań SB, listę zagrożonych działaczy, ostrzeżenia, na co trzeba zwracać uwagę. Ten raport, pisany przez niego na maszynie w niewielkiej liczbie egzemplarzy (w wewnętrznym żargonie zwany bibułką), był regularnie przekazywany najważniejszym osobom w SW. Oryginał był zawsze niszczony, żeby w razie wpadki SB nie mogła wykryć, na której maszynie do pisania powstał.

W połowie lat 80. zaczęły docierać sprowadzane z Frankfurtu skanery znacznie lepszej jakości, używane przez zachodnie służby wywiadowcze i – jak twierdzi Piotr Nitka, specjalista od stosowanych w podziemiu technik kontrwywiadowczych – był to sprzęt „nokautujący technologicznie ówczesne wyposażenie MO i SB".

Nowe skanery pozwalały znacznie poprawić bezpieczeństwo. Były to odbiorniki radiowe, które umożliwiały jednoczesne sprawdzanie wielu częstotliwości, czyli w praktyce przeszukiwanie przez całą dobę milicyjnych i esbeckich pasm łączności. – Mieliśmy lepsze skanery niż esbecja – ocenia Ludwika Ogorzelec, dziś znana artystka rzeźbiarka, mieszkająca na stałe we Francji.

Dzięki nasłuchom udawało się uprzedzać wiele akcji SB. W 1982 roku poinformowano Rafała Dutkiewicza, że bezpieka go śledzi i zamierza zatrzymać. Dzięki temu nie dał się złapać i przeniósł się do Lublina. – Dostałem informację, że ktoś ze strony RKS jest ściśle obserwowany. Z nasłuchu wynikało np., że 017 udał się na Watykan. Kontrwywiad wywnioskował, że 017 to byłem ja. A Watykan to siedziba kurii – wspomina Dutkiewicz, który odpowiadał za kontakty RKS z kurią.

Najbardziej spektakularny przypadek skuteczności kontrwywiadu dotyczył tajnego współpracownika „Diodor", współpracownika Departamentu I SB, wprowadzonego do struktur SW i znanego pod pseudonimem „Zyga". Informacje z nasłuchu potwierdzały podejrzenia Kornela Morawieckiego, który uważał, że możliwości wyjazdów „Zygi" na Zachód praktycznie bez ograniczeń wynikają z jego powiązań z bezpieką.

Złamanie „fosy"

Do marca 1982 r. SB i MO nadawały komunikaty radiowe otwartym tekstem. Na przełomie marca i kwietnia, zorientowano się, że prowadzony jest nasłuch. Pod koniec kwietnia zaczęto komunikaty szyfrować. Tu praca Pawłowskiego była nieoceniona, esbeckie szyfry zostały przez niego w dużej mierze rozpracowane, a raporty spływały prawie codziennie do Kornela Morawieckiego, Władysława Frasyniuka oraz do poszczególnych osób, które miały możliwości zapewnienia bezpieczeństwa ludziom w zakładach pracy, drukarniach czy pracy łączników i kolporterów.

Służba Bezpieczeństwa, przekazując przez radio zaszyfrowane informacje, posługiwała się specjalnym kodem, zwanym „fosą". Oficerowie SB nie mówili na przykład, że ktoś „zbliża się do dworca kolejowego", tylko „idzie na żelazo". „Żelazo" to był dworzec kolejowy Wrocław Główny, a „Gumowy" – dworzec autobusowy. „Biały" – hotel Wrocław, a „Szary" – hotel Monopol. „Ordynator" to oficer dowodzący akcją z bazy, „Sanitariusz" – biorący udział w akcji esbek, „Połówka" – osoba towarzysząca śledzonemu działaczowi. „Ćwiartka" – dziecko. „Impreza" – msza święta albo namierzone spotkanie działaczy podziemia. „Leczyć" – oznaczało „śledzić", a „wypisać receptę" – zatrzymać. „Leczyć czy wypisać receptę?" – pytał esbek. Przykładowa odpowiedź jego szefa mogła brzmieć: „Leczyć, leczyć, leczyć aż do końca".

„Tawerna", „Apteka", „Kambuz", „Baszta", „Wyspa", „Bistro", „Krzyż", „Eden", „Giewont", „Kosmos" – to stałe kryptonimy pewnych obiektów, miejsc na terenie Wrocławia, np. „Apteka" to punkt obserwacji Politechniki Wrocławskiej przy skrzyżowaniu Wybrzeża Wyspiańskiego z ul. Norwida – siedziba studenckiej knajpy „Tawerna", a „Tawerna" to był punkt obserwacyjny na skrzyżowaniu ówczesnej ul. Świerczewskiego z Sądową (na I piętrze – nad ówczesną apteką).

Udało się złamać „fosę" stosunkowo szybko. Ci, którzy pozwalali się śledzić, m.in. Hanna Łukowska-Karniej czy Ludwika Ogorzelec, zapamiętywali dokładnie, co robili i gdzie się poruszali, a Pawłowski słuchał, jak raportowali to esbecy. Następnie porównywał informacje otrzymane od swoich ludzi i uzyskane z nasłuchów SB. Doszedł do tego, co oznaczają poszczególne kryptonimy.

Chociaż większość pracy zespołu nasłuchowego polegało na nagrywaniu rozmów prowadzonych w eterze, a następnie na analizie nagranego materiału w celu przygotowania raportów, nie zachowały się praktycznie żadne nagrania z tamtego okresu.

Uzyskiwane przez Pawłowskiego informacje na temat działań SB były przekazywane inwigilowanym osobom lub strukturom. Otrzymywali je m.in. działacze RKS, NZS i Międzyszkolnego Komitetu Oporu. Oprócz SB Solidarność Walcząca podsłuchiwała również łączność Wojska Ochrony Pogranicza. Według Piotra Serwadczaka, nawet z dzisiejszej perspektywy, po latach, jakie upłynęły od tamtych wydarzeń, charakter i zakres działań kontrwywiadu Solidarności Walczącej jest imponujący.

Autorki są z wykształcenia matematykami, specjalistkami public relations, współautorkami książek o bohaterach „Solidarności" i blogu TwitterTwins.pl, współpracują z portalem Wszystko Co Najważniejsze.

Na tle całej konspiracji lat 80. Solidarność Walcząca wyróżniała się umiejętnością przeciwdziałania inwigilacji prowadzonej przez PRL-owskie służby specjalne. To zasługa ściśle zakonspirowanej grupy działaczy prowadzących nasłuchy łączności radiowej SB i MO. Pozwalało to uprzedzać działania służb, zapewnić bezpieczeństwo podczas spotkań i planowanych akcji oraz chronić organizację przed infiltracją. Nazwano to kontrwywiadem SW.

Takie działania podjął już w grudniu 1981 roku Jacenty Lipiński, wówczas pracownik Telewizji Polskiej we Wrocławiu. Zainicjował i zorganizował pierwsze nasłuchy SB i MO, uważał bowiem, że skoro bezpieka posługuje się w inwigilacji łącznością radiową, najważniejszym narzędziem do rozpracowania jej technik będzie właśnie radiowy nasłuch.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie