Śmiertelne przyduszanie na ulicy w Minneapolis spowodowało masowe demonstracje w USA, ale także w Europie. Początkowo organizowane w ramach solidarności z prześladowanymi w Ameryce, szybko zamieniły się w akcje żądania praw dla dyskryminowanych mniejszości etnicznych w Europie.
W Belgii aktywiści ruchu Black Lives Matter przypomnieli o krwawej kolonialnej przeszłości i zainicjowali petycję w sprawie usunięcia pomników króla Lepoloda II. To monarcha utożsamiany z najbardziej krwawą zbrodnią kolonializmu. Szacuje się, że za czasów, gdy Kongo (obecnie Demokratyczna Republika Konga) stanowiło jego prywatną posiadłość – w latach 1885–1908 – życie straciło tam nawet 10 milionów ludzi.
To okrucieństwa dokonywane w tym kraju stały się kanwą „Jądra ciemności" Josepha Conrada. Ujawnione światu przez brytyjskiego kupca i podróżnika Henry'ego Mortona Stanleya były jednym z przyczynków dla ruchu abolicjonizmu. Od razu doprowadziły do przejęcia kolonii przez państwo belgijskie, co poprawiło nieco warunki życia ludności. Ale Belgia do dziś nie rozliczyła się z kolonialną przeszłością, a posągi Leopolda II stoją w przestrzeni publicznej. Poza petycją aktywiści zdecydowali się też oblewać je farbą.
Czy powinno się obalać pomniki krwawego króla? – Jestem historykiem i nie do mnie należy wydawanie takich sądów. Ale uważam, że ta debata jest bardzo, bardzo potrzebna – mówi „Rzeczpospolitej" Benoit Henriet, profesor z niderlandzkojęzycznego uniwersytetu VUB w Brukseli.
Według niego nie chodzi o debatę historyczną, bo kolonialna przeszłość jest dobrze poznana i uczciwe opisana. Ale posągi de facto chwalące kolonializm są symbolem rasizmu w przestrzeni publicznej. – Tak należy rozumieć te protesty. Nie chodzi o dyskusję o historii, ale o problemy z rasizmem dziś - mówi historyk.