Rzeczpospolita: 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze po II wojnie światowej częściowo wolne wybory parlamentarne w Polsce. Obecny rząd dość zachowawczo świętuje tę rocznicę. Dlaczego?
Prof. Antoni Dudek: Dlatego że poprzednio rządząca partia, czyli Platforma Obywatelska, przywiązywała do tej daty dużą wagę. Wybory 4 czerwca padły ofiarą wojny polsko-polskiej. Zatem jeśli PO podkreślała znaczenie tego wydarzenia dla transformacji ustrojowej, PiS, chcąc odróżnić się od przeciwników politycznych, neguje znaczenie tej daty. Ale kryje się za tym również głębszy problem oceny III Rzeczypospolitej, która rodzi się w czasie tych wyborów. I kiedy Platforma przekonuje Polaków o tym, że był to projekt udany, PiS traktuje wydarzenia z 4 czerwca jako część ogromnej operacji komunistów, której celem było przeniesienie pozostałości po PRL do III RP. To dlatego w ocenie polityków PiS nie ma za bardzo czego świętować.
Ale skoro to były tylko częściowo wolne wybory, to może rzeczywiście nie ma czego świętować?
Jeśli na moment odejdziemy od sporu politycznego i spojrzymy na proces przechodzenia od dyktatury komunistycznej do systemu demokracji parlamentarnej, to nie ma w naszej historii innego, tak wyrazistego punktu zwrotnego, jak wybory z 4 czerwca. To moment, w którym Polacy niejako w plebiscycie ubranym w szaty wyborów powiedzieli zdecydowane „nie" rządom komunistycznym PRL.
A co z wyborami parlamentarnymi z października 1991 roku? Czy to nie one stanowiły punkt zwrotny?