Niewielka Wyspa św. Heleny, o której klify rozbijają się fale południowego Atlantyku, jeszcze dziś leży na krańcach świata. Zagubiona pośrodku oceanu, blisko 2 tys. km od afrykańskiego i 3 tys. od brazylijskiego wybrzeża, przed 200 laty oferowała idealne warunki do uwięzienia Napoleona. Już nigdy więcej ten syn korsykańskiego urzędnika, który koronował się na cesarza, nie miał prawa pojawić się w Europie, zatrząść międzynarodowym porządkiem, rozbić w pył armii supermocarstw, a monarchów pozbawiać koron. I nie daj Boże – zbiec z miejsca wygnania. Czym zagrał na nosie ówczesnemu klubowi G8, który w końcu przetrącił mu kark i zesłał na Elbę. O zgrozo, zbyt blisko Italii, skoro stamtąd uciekł i znów rzucił rękawicę monarchom. Ci pobili go raz jeszcze i wysłali w 1815 r. na koniec świata – na Wyspę św. Heleny.
Zesłanie: budowanie legendy
Dlaczego jednak klub koronowanych głów pod egidą Anglii nie postawił go przed plutonem egzekucyjnym? Z prostego powodu. Nikt nie chciał kreować kultu męczennika. Banicja na odludziu gwarantowała wygaszenie pamięci o Korsykaninie. A brytyjska kontrola mórz czyniła z wyspy istne Alcatraz. Napoleon szybko zdał sobie sprawę z niemożliwości ucieczki. Podobnie jak z nikczemnego planu Brytyjczyków – okrycia jego imienia woalem niepamięci. W storpedowaniu tych planów ujrzał motywację dalszej egzystencji. Rozpoczął tworzenie własnej legendy. Kreował się na ofiarę Brytyjczyków i małostkowego gubernatora ponurej wyspy, gdzie siąpi deszcz, na obiad serwuje gotowane szczury, korespondencję cenzuruje, a konne przejażdżki po wyspie obrzydza aniołem stróżem.
Napoleon spędził na Wyspie Świętej Heleny ostatnie lata życia. Nigdy więcej nie ujrzał Francji
By w roli ofiary wypaść wiarygodnie, potrzebował znęcającego się nad nim kata. Znalazł go w gubernatorze wyspy Hudsonie Lowe. Jegomość, który generalskie szlify uzyskał za kierowanie siatką szpiegowską w Italii, był prymitywny, ale nie złośliwy, a więźnia traktował z respektem. Ale górując nad generałem inteligencją, Napoleon wszczął z nim grę prowokacji i manipulacji. Im częściej był karany za niesubordynację, tym radośniej zacierał ręce. „Nikczemna tyrania zdziera ze mnie skórę", notował na kartach pamiętników, które do historii miały przejść pod nazwą „Memoriału ze św. Heleny". Wyrabiał generałowi opinię tępego monstrum. Sobie legendę Prometeusza ludzkości i herolda liberalizmu.
Bonaparte już w chwili przybycia na wyspę nie cieszył się dobrym zdrowiem. Opiekujący się nim kolejni lekarze diagnozowali obrzęki, bezsenność, przyspieszony puls. Postępy choroby, zwłaszcza męczący katar, składali na karb wilgotnego klimatu, a pacjenta posądzali o hipochondrię. Doradzali dużo spacerów i samodzielne golenie zarostu. Ale ciężkie bóle żołądka, ziemista cera i torsje sugerowały nieżyt wątroby. Sam Napoleon podejrzewał dziedziczny rak żołądka.