Drzewka oliwnego w Alei Sprawiedliwych na Wzgórzu Herzla nie zdołał osobiście posadzić – medal i tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za ratowanie w czasie wojny Żydów przyznał mu Yad Vashem na niespełna rok przed śmiercią, gdy stan zdrowia nie pozwalał już artyście na podróż do Jerozolimy. Mieczysław Fogg odszedł 3 września 1990 r. w Warszawie, w wieku 89 lat (został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim).
Był jednym z najdłużej aktywnych zawodowo artystów estradowych: jego ostatni oficjalny występ odbył się w warszawskim kinie Elektronik w 1986 r. Bez wątpienia miał niepodrabialny głos, a jego baryton liryczny rozbrzmiewający w rzewnych tangach wyciskał łzy kolejnym pokoleniom słuchaczy. Przez kilkadziesiąt lat zaśpiewał blisko 2 tysiące piosenek, a płyty z jego nagraniami osiągnęły nakład ponad 25 milionów egzemplarzy. Największym powodzeniem do dziś cieszą się m.in. „Tango milonga", „To ostatnia niedziela", „Jesienne róże", „Mały biały domek" czy „Pieśń o matce" i „Piosenka o mojej Warszawie". Ze stolicą związany był od urodzenia – choć wystąpił na 16 tysiącach koncertów na całym świecie, w tym w 31 stanach Ameryki, to najchętniej śpiewał dla warszawiaków, dla których, zwłaszcza w okresie PRL, był uosobieniem przedwojennej klasy i elegancji. A niewiele brakowało, by został jednym z wielu pracowników kolei. Na szczęście zamiłowanie do śpiewu zwyciężyło.
Z kościoła na scenę
Spośród rodzeństwa Mieczysława Fogga nikt nie przejawiał muzycznych zdolności, także rodzice nie byli związani z artystycznym środowiskiem Warszawy. Matka Anna Apolonia z Becków prowadziła sklep w domu na rogu ulic Długiej i Freta. Ojciec Antoni Fogiel (bo tak brzmiało rodowe nazwisko Fogga), był maszynistą kolejowym pierwszej klasy, obsługiwał nawet „ekspresy do Petersburga". I podobną karierę umyślił sobie rodzic dla Mieczysława, który urodził się 30 maja 1901 r. Chłopak ukończył gimnazjum przy ul. Jezuickiej, należał także do skautingu. Jako 18-latek zaciągnął się na ochotnika do wojska (wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, był nawet ranny).
W 1922 r. Mieczysław spełnił oczekiwania ojca – rozpoczął pracę w Warszawskiej Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych. W swej autobiografii „Od palanta do belcanta" (1971 r.; pod redakcją Zbigniewa K. Rogowskiego) tak wspominał rodzica i jego ambicje: „Mietek będzie budował nowe szlaki kolejowe – lubił mawiać – a ja tamtędy poprowadzę pociąg. Niemile brzmiały dla mnie te ojcowskie rojenia, skoro moim właściwym pociągiem był... pociąg do śpiewania".
Początkowo swoją pasję rozwijał w kolejnych parafialnych chórach: w katedrze św. Jana, kościele św. Antoniego, sióstr wizytek, wreszcie św. Anny. Do tego ostatniego zaprosił go tamtejszy organista, Bolesław Szych. Przed Bożym Narodzeniem 1922 r. na próbie kolęd pojawił się Ludwik Sempoliński, który miał powiedzieć do przyszłej gwiazdy estrady: „Powinien się pan wziąć poważnie do nauki śpiewu. Będą z pana ludzie" (op. cit.).