Przykładem może być choćby prezydent Andrew Jackson, którego establishment Wschodniego Wybrzeża nazywał „dzikusem z zachodu" i „królem motłochu". O porywczym charakterze tego polityka świadczy incydent z 6 maja 1833 r., kiedy Jackson wybrał się na wycieczkę parostatkiem po rzece Potomac. W pewnym momencie do jego kabiny nieoczekiwanie wszedł młody człowiek i uderzył odpoczywającego prezydenta pięścią w twarz, po czym wybiegł z pomieszczenia. Krewki Jackson zerwał się, kopnął stojący na jego drodze stolik i ruszył w pościg za napastnikiem, klnąc przy tym jak szewc. Do pościgu dołączyło kilka osób z jego otoczenia, w tym znany pisarz Washington Irving. Napastnik uciekł, ale prezydent jeszcze długo wykrzykiwał naprawdę wulgarne wyzwiska.
Także Abraham Lincoln, który słynął z łagodności wobec swoich adwersarzy politycznych, wpadał w prawdziwy szał, kiedy dochodziło do rękoczynów. Ten były zapaśnik potrafił znokautować przeciwnika jednym ciosem.
Lista awanturników rządzących Ameryką jest długa. Ale nikt dotychczas nie czynił im z tego powodu zarzutów. Zdumiewa natomiast, że czterokrotnie w historii Izba Reprezentantów USA podejmowała decyzję o usunięciu prezydenta z urzędu z przyczyn dość dyskusyjnych.
Impeachment 17. prezydenta USA Andrew Johnsona za złamanie ustawy o prawie kadencji (The Tenure of Office Act), sprawa niestosownego zachowania Billa Clintona w Gabinecie Owalnym czy rola Trumpa jako przywódcy „insurekcji" wydają się błahe wobec powodów, dla których procedurze usunięcia powinni zostać poddani po zakończeniu kadencji także inni prezydenci. Zgadzam się z Tedem Widmerem z „Washington Post", że na czele listy powinien się znaleźć James Buchanan, którego polityka doprowadziła do rozpadu Unii i secesji amerykańskiego Południa. Czemu Kongres Stanów Zjednoczonych nie wydał choćby oświadczenia potępiającego próbę oszustwa wyborczego sztabu prezydenta Richarda Nixona? Dlaczego nikt nie zgłaszał pretensji pod adresem 29. prezydenta USA Warrena G. Hardinga, o którym się mówiło, że nie bierze łapówek jedynie od własnej żony. Takich przykładów jest znacznie więcej.
Przekonuje się nas, że Donald Trump jest najgorszym i najniebezpieczniejszym prezydentem w historii Ameryki. Ale co jest gorsze: prymitywny egocentryzm i narcyzm, które przejawia Trump, czy pasożytnictwo polityczne, które charakteryzowało kilku jego poprzedników?