W Auschwitz-Birkenau, największym niemieckim obozie zagłady, straciło życie ok. 1,1 mln osób. To przerażająca liczba, ale z pewnością byłaby jeszcze większa, gdyby nie skuteczna i prowadzona na szeroką skalę konspiracja, dzięki której uratowano setki, a może tysiące istnień. W obozie oporem mogło być wszystko, bo wszystko było zabronione. Najważniejsza była pomoc dla najbardziej potrzebujących. Jakub Bajurski, jeden z członków konspiracji w Auschwitz, wspominał: „Proszę nie liczyć na mnie, że wam będę opowiadał, że mieliśmy broń ręczną czy armaty. Nasza organizacja w planie pierwszym miała zmienić złe stosunki tam panujące, wprowadzić postrach na złych ludzi, na tych, co bili więźniów (...), przeciążali pracami i traktowali nie jak ludzie ludzi. I to się na pewno nam udało". Płk Kazimierz Rawicz, jeden z organizatorów i przywódców ruchu oporu w KL Auschwitz, pisał: „Ostrzegać nowo przybyłych przed grożącymi niebezpieczeństwami, informować o warunkach życia (...), podtrzymywać na duchu – oto zadania, jakie widziałem".
Ruch oporu przyjął w dużym stopniu formy zorganizowane, ale należy do niego zaliczyć również akcje podejmowane spontanicznie, a także samopomoc więźniarską o charakterze indywidualnym. Działania te zresztą często się uzupełniały i przenikały, ponieważ najsilniejsi i najaktywniejsi w niesieniu pomocy więźniowie prędzej czy później byli wciągani w struktury konspiracji.
Strzały w krematorium
Ci, którzy od razu z rampy kolejowej szli na śmierć, czyli większość deportowanych Żydów, z oczywistych powodów nie mogli zorganizować oporu. Co nie znaczy, że wszyscy potulnie godzili się ze swoim losem. Najsłynniejszy przypadek spontanicznego oporu ze strony Żydów zdarzył się 23 lub 24 października 1943 r. Kiedy kobiety z transportu z KL Bergen-Belsen po selekcji trafiły do budynku krematorium nr II, jedna z nich (według niektórych źródeł była nią polska Żydówka Franciszka Mann) wyczuła grożące niebezpieczeństwo, wyrwała pistolet esesmanowi Josefowi Schillingerowi i oddała kilka strzałów, ciężko go raniąc (później zmarł). Postrzeliła także drugiego esesmana Wilhelma Emmericha. Wtedy inne kobiety zaatakowały pozostałych oprawców, próbując się wydostać na zewnątrz. Wszystkie, łącznie z bohaterską inicjatorką buntu, zostały zastrzelone na miejscu.
Również podczas obozowych egzekucji dochodziło czasem do spontanicznego buntu. Tuż przed największą egzekucją w Auschwitz – 28 października 1942 r., kiedy rozstrzelano 280 więźniów obozu macierzystego, dwaj skazańcy, kpt. dr Henryk Suchnicki i Leon Kukiełka, nie dali się wyprowadzić z bloku 11 zwanego blokiem śmierci, walcząc z esesmanami za pomocą drewnianych stołków. Zginęli zastrzeleni.
Bardzo ważnym aspektem oporu była samopomoc więźniarska. Socjolog Anna Pawełczyńska, która sama przeżyła Auschwitz, wśród najważniejszych jej przejawów wymienia ukrycie najsłabszego w środku kolumny (boki kolumny były najbardziej narażone na bicie), zastępowanie go przy ciężkiej pracy, oddanie cieplejszej odzieży, podzielenie się jedzeniem. Równie ważne było jednak wsparcie psychiczne. „Każdy przejaw solidarności i współczucia, każda godzina wspólnego życia wyobraźnią (...), każda chwila śmiechu (...) należały do zespołu zbiorowej samoobrony, a tym samym stanowiły element oporu" – uważa Pawełczyńska.