Debata prezydencka, która inaugurowała w Gdańsku merytoryczna część obchodów 4 czerwca była szczęśliwie wolna od uszczypliwości i klimatu politycznej dintojry. W zamian zgromadzeni w NCS Gdańszczanie i goście usłyszeli kilka dość zbieżnych z sobą, choć różnych interpretacji wydarzeń sprzed trzydziestu lat.

Dla Lecha Walesy okrągły stół i wygrane wybory to przede wszystkim udana próba sprostania tęsknotom i marzeniom przerzuconym na pokolenie lat osiemdziesiątych przez poprzedników, dla których wolność była nieosiągalna. Ta próba się powiodła, choć wielkim kosztem, który wymiótł z polityki wielu tych, którzy wzięli na siebie ciężar reform. Dla byłego lidera Solidarności ścieżka zmian nie jest zakończona. Współczesny kapitalizm i demokracja cechują się słabościami i pozostawiają wiele do życzenia. Zdaniem Wałęsy musimy szukać nowych rozwiązań i nowego konsensusu, który uchroni świat przed kolejnymi wstrząsami rewolucyjnymi. Niewiele na to mamy czasu - konstatował były prezydent.

Inne spojrzenie zaprezentował Aleksander Kwaśniewski, który, z podniesioną przyłbicą wyznaje, że wtedy, w czerwcu 1989 roku, był po przeciwnej stronie. Dziś jednak uważa ówczesny triumf Solidarności za wielkie polskie zwycięstwo. Zwyciężył rozsądek, dialog i kompromis, a okrągłostołowy duch pozwolił skutecznie zreformować państwo. Polemizując z Wałęsą Kwaśniewski skuteczną walkę z populizmem i autorytaryzmem widzi w trzymaniu się kanonu tradycyjnej demokracji. Miast szukać nowych odpowiedzi na wyzwania, jakie stawiają nowe czasy, mówi o konieczności dbania o demokratyczny fundament, na którym można czuć się pewnie.

Inaczej zabrzmiały słowa Bronisława Komorowskiego, który, jako radykał, kwestionował przed trzydziestu laty dobrą wolę siadających do Okrągłego Stołu komunistów. Dziś uważa, że na ścieżkę wolności wprowadził Polaków polityczny nokaut, jakim był wyniki czerwcowych wyborów. Wyborczy szok narzucił władzom konieczność reform systemowych, a stronie solidarnościowej - realną agendę odpowiedzialności za kraj. Oba czynniki stały za wyłonieniem rządu Tadeusza Mazowieckiego, który podjął się skutecznego przeobrażania kraju na ścieżce do wolności.

W trakcie debaty list od prezydenta Andrzeja Dudy odczytała Zofia Romaszewska. Urzędujący prezydent pisał w nim o swoim ówczesnym szacunku do bohaterów Solidarności z Lechem Walesa na czele, konieczności honorowania rocznicowych dat i potrzebie dialogu. Przesłanie listu zagłuszyły jednak liczne gwizdy i okrzyki oraz komentarz Aleksandra Kwaśniewskiego, że dobrze byłoby, gdyby pięknie napisane listy prezydentów ci ostatni jeszcze czytali.