20 lat temu Polska, Czechy i Węgry zostały przyjęte w skład Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dla pokolenia millenialsów nasze członkostwo wydaje się czymś oczywistym, a widok polskich żołnierzy uczestniczących w manewrach NATO nikogo nie dziwi. Doskonale pamiętam jednak jak olbrzymim wysiłkiem było przekonanie w latach 1997-1999 amerykańskich prawodawców o konieczności włączenia trzech największych państw byłego bloku wschodniego do struktur obronnych Zachodu.
Mieszkałem wówczas w stanie New Jersey i podobnie jak znaczna część Polonii amerykańskiej przyłączyłem się do akcji „zasyłania” naszych przedstawicieli w obu izbach Kongresu petycjami z prośbami o głosowanie za rozszerzeniem NATO.
Wbrew temu co dzisiaj wydaje się tak bardzo oczywiste, wówczas istniał silny opór wśród wielu demokratów i republikanów przed rozszerzaniem sojuszu.
Nie oszukujmy się, że jakiekolwiek znaczenie miało w tej sprawie poparcie jakiego nam wcześniej udzieliły kraje Europy zachodniej i Kanady. Decyzja o przyszłości NATO, a tym samym o naszym bezpieczeństwie narodowym, miała być podjęta na Kapitolu. 535 przedstawicieli narodu amerykańskiego miało zdecydować o realnym wzmocnieniu obronności blisko 50 milionów ludzi żyjących w Europie środkowej.
Wszyscy Amerykanie polskiego pochodzenia w napięciu oglądali relację telewizyjną z debaty w Izbie Reprezentantów, a potem w Senacie USA. Pracowałem wówczas w polskiej stacji radiowej w New Jersey i nie zapomnę tych wszystkich emocjonalnych telefonów do redakcji.