Po 28 września generał brygady Franciszek Kleeberg, świadom kapitulacji stolicy, postawił na krwawą konfrontację z najeźdźcą, której celem nie było samo zwycięstwo, ale zadanie Niemcom jak największych strat, jako kary za napaść i krzywdę czynioną polskiej ludności cywilnej.

  Już 9 września gen. Kleeberg jako szef Dowództwa Okręgu Korpusu nr IX w Brześciu nad Bugiem, rozpoczął formowanie zbieranych na prędko oddziałów do obrony Polesia. Kiedy Niemcy doszli do linii Wisły i rozpoczęli ostrzał bohatersko broniącej się Warszawy, Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły rozkazał gen. Kleebergowi zorganizować pas obrony na linii Brześć-Pińsk. Śmigły miał nadzieję, że Kleeberg powstrzyma Niemców przed obejściem polskich oddziałów od wschodu.

Po 17 września gen. Kleeberg zignorował wytyczne Wodza Naczelnego, aby ewakuować wojsko do Rumunii i rozkazał ruszyć na odsiecz stolicy. 28 września dotarła jednak wiadomość o kapitulacji Warszawy. 2 października 1939 r. licząca 18 tys. żołnierzy Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, mająca w rzeczywistości siłę wzmocnionej dywizji, natrafiła pod Kockiem na Lubelszczyźnie na dwukrotnie liczniejszy XIV Korpus Zmotoryzowany Wehrmachtu pod dowództwem gen. Gustava Antona von Wietersheima . Wydawało się, że SGO „Polesie” składająca się w dużej części z Podlaskiej Brygady Kawalerii i Dywizji Kawalerii „Zaza” zarówno z punktu widzenia strategicznego, logistycznego, zaopatrzeniowego, jak i uzbrojenia nie ma szansy w starciu z potężną niemiecką formacją. Wiedząc o tym, polski dowódca świadomie wydał bitwę Niemcom, mając na celu zadać im jak najwięcej strat. Przełamanie obrony lewego skrzydła sił niemieckich należy uznać za taktyczne zwycięstwo Polaków.

Kiedy 5 października 1939 r. Hitler (po raz pierwszy i ostatni w czasie II wojny światowej) odbierał  w Alejach Ujazdowskich tzw. „defiladę zwycięstwa”, wchodzący w skład SGO „Polesie” 184 pułk piechoty pod dowództwem mjr. Żelewskiego, wzmocniony baterią haubic, zadawał Niemcom dotkliwe straty w Woli Gułowskiej. Tego samego dnia 182 pp pod dowództwem ppłk. Targowskiego wyparł Niemców z Helenowa. Niestety brak zywności i amunicji spowodował, że gen. Kleeberg był zmuszony zgodzić się na negocjacje z Niemcami. 6 października 1939 r. o 1.00 ustała wymiana ognia. Szacuje się, że w bitwie pod Kockiem zginęło 350 polskich żołnierzy i 500 Niemców.

Franciszek Kleeberg był ostatnim polskim generałem, który złożył broń w wojnie obronnej 1939 roku .

Niemcy osadzili go w Oflagu IVB, w twierdzy Konigstein koło Drezna. Generał tak ciężko przeżył kapitulację swoich wojsk, że rozchorował się na serce. Mimo że Niemcy zgodzili się na jego leczenie w szpitalu wojskowym w Weißer Hirsch, zmarł 5 kwietnia 1941 roku. Pochowano go na cmentarzu w Neustadt. 28 lat później, w 30. rocznicę bitwy pod Kockiem, sprowadzono prochy generała Franciszka Kleeberga do Polski. Spoczęły na cmentarzu wojennym w Kocku obok swych podwładnych z Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” - ostatnich bohaterów wojny obronnej, którzy do 6 października 1939 r. bronili honoru wojska polskiego.

Podobno pojmany pod Kockiem niemiecki kapitan Kumo von Dornhagen zapytał się generała Kleeberga dlaczego mimo świadomości nieuchronnej przegranej upiera się przy walce z „niezwyciężonym Wehrmachtem”.

- Przecież wniosek jest jeden – puentował Dornhagen - dalsza walka jest beznadziejna.

- To płytki wniosek – odrzekł  spokojnie gen. Kleeberg - Pański i mój profesor Klausewitz w swoim wiekopomnym dziele sztuki wojennej już w pierwszym tomie, o ile pan pamięta, pisze tak: „Jeśli się zniszczy siły zbrojne przeciwnika i zdobędzie jego kraj, to dotąd nie można wojny uważać wojny za skończoną, dopóki wola nieprzyjaciela nie zostanie złamana, dopóki naród nie zostanie zmuszony do poddania się”.