Abraham Lincoln: amerykański gigant

Nikt tak bardzo nie podzielił Amerykanów jak Abraham Lincoln. Żaden amerykański prezydent nie budził bowiem tak wielkiego uwielbienia jednych i skrajnej nienawiści drugich. Dla Jankesów jego postać stała się symbolem jedności państwa i wolności jego obywateli, dla mieszkańców Południa był tyranem, który pogrzebał ich kulturę.

Aktualizacja: 05.08.2018 17:24 Publikacja: 05.08.2018 00:01

Abraham Lincoln: amerykański gigant

Foto: Getty Images

Słuchaczom zgromadzonym w kościele Tremont Temple w Bostonie przywódca abolicjonistów amerykańskich Wendell Philips oświadczył: „Jeśli telegraf mówi prawdę, po raz pierwszy w naszej historii niewolnik wybrał prezydenta Stanów Zjednoczonych (…). Pan Lincoln, choć nie jest abolicjonistą ani nawet przeciwnikiem niewolnictwa, zgadza się reprezentować idee zwolenników zniesienia niewolnictwa. Jest pionkiem na politycznej szachownicy, a jego wartość leży w jego pozycji; podejmując pewien wysiłek, możemy szybko zmienić go w konia, laufra lub królową i zgarnąć wszystko”. Słowa te, wygłoszone nazajutrz po wyborze Abrahama Lincolna na 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych, wyrażają oczekiwania, jakie wiązano z nową administracją republikańską. Lincoln nie był postrzegany jako mąż opatrznościowy, ale słaby politykier, którego łatwo przeciągnąć na swoją stronę sceny politycznej. Czy była to właściwa ocena jego osobowości?

„Największa tragedia mego życia”

Lincoln miał duszę południowca i jankeskie serce. Jego rodzice, Thomas Lincoln i Nancy Lincoln z domu Hanks, pochodzili z Wirginii i zapewne byli zwolennikami niewolnictwa. Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych urodził się 12 lutego 1809 r. w małej jednoizbowej chatce zbudowanej na 300-akrowej farmie Sinking Spring, niedaleko Hodghenville, w stanie Kentucky. Był drugim z trojga dzieci państwa Lincoln. Jego ojciec nie był najlepszym farmerem, ale za to bardzo dobrze znał się na stolarstwie. Thomas Lincoln był potomkiem przybyłego do Ameryki Północnej w 1637 r. Samuela Lincolna, który stał się ważną osobistością w społeczności kolonistów. W rodzinie Lincolnów nie brakowało ludzi na wysokich stanowiskach i zasłużonych dla kraju. Enoch Lincoln, krewniak Abrahama, był członkiem Izby Reprezentantów ze stanu Maine, a od 1827 do 1829 r. szóstym gubernatorem tego stanu.

Zasługi rodziny w żaden jednak sposób nie przekładały się na warunki życia Thomasa Lincolna i jego bliskich. Kiedy Abraham miał dwa lata, jego rodzice przenieśli się na 230-akrową farmę Knob Creek (wiele lat później, już jako prezydent Stanów Zjednoczonych, opisze swoje najwcześniejsze zapamiętane wspomnienia z tego miejsca). W 1816 r. Lincolnowie znowu musieli się przeprowadzić w inne miejsce, ponieważ sąd nie uznał ich tytułu do własności tej ziemi. Thomas Lincoln kupił farmę Pigeon Creek w dzikim regionie hrabstwa Spencer w stanie Indiana. Wraz z Lincolnami zamieszkali także: ciotka, wujek i kuzyn Abrahama. Ekstremalnie trudne warunki życia w dziczy amerykańskiego pogranicza zahartowały charakter przyszłego prezydenta. Tam też dosięgła go pierwsza życiowa tragedia. Zaledwie dwa lata po przeprowadzce nagle zachorowali jego matka, ciotka i wujek. Wszyscy troje zmarli w krótkim czasie. Abe miał wtedy dziewięć lat. To nieszczęście stało się najbardziej traumatycznym wspomnieniem przyszłego polityka. „Wszystko to, czym jestem, zawdzięczam jej” – mówił często swoim przyjaciołom. Ta szczególna miłość do matki i chłód emocjonalny do ojca mógł wynikać z faktu, że istniały pogłoski, często powtarzane przez samego Abrahama, że był nieślubnym dzieckiem Nancy Hanks i jakiegoś arystokraty z Wirginii. Nie wiadomo, ile było w tym prawdy, a ile zemsty na ojcu, którego nie lubił wspominać. Prosty cieśla Thomas Lincoln nie pozwalał się uczyć synowi i uważał, że jego przeznaczeniem jest ciężka praca na farmie. Zresztą w głuszy Indiany nie było żadnych szkół. Abraham był samoukiem i to zresztą nie byle jakim, skoro z wielką pomocą macochy opanował sztukę czytania z książek, które udało mu się zdobyć wśród sąsiadów. Miejsce matki Abrahama zajęła druga żona Thomasa – Sarah Bush Johnstone, wdowa z trojgiem dzieci. Nie wiemy, czy potrafiła wypełnić Abrahamowi pustkę emocjonalną po ukochanej matce. Niektórzy biografowie Lincolna twierdzą jednak, że otoczyła chłopca opieką i przekonała swojego męża Thomasa Lincolna, żeby pozwolił mu się uczyć.

Samouk z New Salem

Życie w Indianie było naprawdę trudne. Lata później Abraham Lincoln podkreślał, że harował jak wół przez całe dzieciństwo i była to najlepsza szkoła życia, jaką mógł ukończyć. Wszyscy farmerzy w hrabstwie Spencer wiedzieli jednak, że Abe nie nadaje się ani na farmera, ani na mieszkańca pogranicza. Był gawędziarzem, który nie umiał się powstrzymać od rozmów w pracy. Pasjami czytał książki i chłonął wieści napływające z bardziej cywilizowanych regionów kraju. Po latach wspominał, jak ze świeczką w dłoni czytał po nocach Biblię, bajki Ezopa czy „Przypadki Robinsona Crusoe”. Nawet podczas pracy w polu, kiedy koń odpoczywał po żmudnej orce, Abe wyciągał książkę i dosłownie pochłaniał stronę za stroną. Lekturą, która zrobiła na nim największe wrażenie, była opowieść o życiu Jerzego Waszyngtona pióra Parsona Weemsa.

Każda okazja do wyrwania się z farmy sprawiała Abe’owi wielką radość. W 1827 r. udało mu się zdobyć pracę na promie pływającym na rzekach Anderson oraz Ohio. Zarabiał zaledwie 37 centów za godzinę, ale był zadowolony, że może poznać innych ludzi niż mieszkańcy południowej Indiany. Był bardzo silnym młodzieńcem. W wieku 19 lat miał 193 cm wzrostu przy wadzie 81 kg. Z zachowanych dokumentów medycznych wynika, że rósł przez całe życie. Przypuszcza się, że cierpiał na zespół Marfana, chorobę genetyczną tkanki łącznej, która charakteryzuje się nieprawidłowościami w rozwoju w obrębie układu kostnego, naczyniowego oraz narządu wzroku.

W marcu 1830 r., kiedy Abe miał 21 lat, ojciec Abrahama postanowił przenieść się z Indiany na zachód, do Illinois. Osiedlili się na smaganej wiatrami prerii w hrabstwie Macon. Abraham sam zbudował ojcu chatę z bali, wykarczował cztery hektary ziemi i otoczył je ogrodzeniem zrobionym z ociosanych żerdzi. Ten wyczyn stanie się częścią późniejszej legendy 16. prezydenta USA jako człowieka o nadzwyczajnej sile fizycznej. Kiedy Abe zajmował się budową chaty, jego ojciec pracował jako cieśla przy budowie barki rzecznej w firmie niejakiego Dentona Offuta, który bardzo polubił Abrahama. Wkrótce, kiedy się zorientował, że chłopak całkiem dobrze umie liczyć i pisać, zaoferował mu posadę buchaltera w swoim sklepie i młynie w New Salem. W ramach obowiązków Abe musiał nadzorować transport zboża i innych produktów do Nowego Orleanu. Podczas pierwszej wyprawy trafił na targowisko niewolników, które nim wstrząsnęło. Przez lata męczyło go wspomnienie ludzi zakutych w łańcuchy, bitych batem i sprzedawanych jak zwierzęta. Być może ta trauma z młodości wpłynęła na jego zdecydowaną postawę w późniejszej walce o zniesienie niewolnictwa.

Offut był typowym przedstawicielem przedsiębiorców z pogranicza, który potrafił zamienić kilka skleconych desek w prosperującą kompanię handlową. To tacy ludzie budowali potęgę amerykańskiej gospodarki. New Salem było typową osadą pionierską z licznymi barami, w których całymi dniami kłębiły się tłumy pijaków i spekulanci. Mieszkańcy chwalili się, że w ich osadzie mieszka pastor, sędzia pokoju i dwóch medyków, którzy leczyli swoich pacjentów różnymi dziwnymi miksturami własnej produkcji. Lincoln wspominał, że owi lekarze „okładali swych pacjentów plastrami, puszczali im krew, podawali leki przeczyszczające, wiatropędne lub wywołujące silnie ślinienie”. Innymi słowy bardziej szkodzili, niż pomagali.

New Salem miało też swoją lokalną elitę – gardzącą pijaństwem socjetę, która w niedzielę paradnie kroczyła do kościoła główną, zalaną śmierdzącym błotem alejką miasteczka i z nabożną czcią wsłuchiwała się w pełne religijnego patosu kazania swojego pastora. Od czasu do czasu osadę nawiedzali też wędrowni kaznodzieje głoszący swoją specyficzną interpretację Słowa Bożego. Lincoln wspominał, że na przedmieściu mieszkał pewien metodysta, który wypędzał demony z ciał mieszkańców i co niedziela wygaszał im pełne grozy kazania o piekle.

W takim środowisku dojrzewał przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych. Trudno się więc dziwić, że do końca życia był odbierany przez elity Waszyngtonu jako prostak, który najlepiej czuł się wśród ludzi z zapadłej prowincji. Z drugiej strony Lincoln charakteryzował się niezwykłym uporem w samokształceniu. Praca buchaltera dała mu znacznie więcej czasu na czytanie książek i gazet, niż miał go dotychczas. W późniejszych wspomnieniach podkreślał, że to właśnie w sklepie Dentona Offuta przeczytał m.in. dzieła Woltera, Szekspira i Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Każdą książkę, która mu wpadała w ręce, wertował po kilka razy. Któregoś dnia zdobył podręcznik do nauki wygłaszania przemówień, „Columbian Orator”, z którego z godnym podziwu uporem nauczył się sztuki polemiki. Choć nie było to dzieło najwyższych lotów, bardzo wspomogło jego wrodzoną zdolność do wygłaszania przemyślanych i płomiennych przemówień. Matematyki nauczył się z podręcznika dla buchalterów, a swoją angielszczyznę szlifował dzięki „Gramatyce” Kirkhama. Czasami wychodziły z tego dość śmieszne efekty. Lincoln mieszał bowiem, całkowicie nieświadomie, prowincjonalny slang z językiem literackim, co bawiło lub drażniło rozmówców.

Pierwsze próby w polityce

W New Salem odkrył też największą miłość swojego życia – politykę. Wielobranżowy sklep, w którym pracował, stał się centrum politycznych dyskusji. Lincoln prosił swoich klientów, żeby usiedli z nim przy rozgrzanym piecu i toczył z nimi wielogodzinne, czasami nawet bardzo zaciekłe spory, które nierzadko kończyły się wielką awanturą.

Na początku lat 30. XIX w. dyskusje polityczne Amerykanów dotyczyły rozbieżnych wizji państwa prezentowanych przez dwa obozy wewnątrz Partii Republikańskiej – Johna Quincy Adamsa z Massachusetts i Andrew Jacksona z Tennessee. Największą popularnością cieszył się prezydent Andrew Jackson, czczony jako archetyp prostego człowieka i zadeklarowany zwolennik niewolnictwa.

Młody Lincoln był jednak najbardziej zafascynowany poglądami Henry’ego Claya z Kentucky, nazywanego przez prasę „mistrzem kompromisu” w sprawie niewolnictwa. Clay był założycielem Amerykańskiej Ligi Kolonialnej, która postulowała stopniowe wyzwalanie Murzynów i wywożenie ich do Afryki. Do końca życia Lincoln wierzył w konieczność zniesienia niewolnictwa, ale był także zdeklarowanym przeciwnikiem tworzenia społeczeństwa wielorasowego. Był przekonany, że wyzwoleńcy powinni zostać deportowani do Liberii – afrykańskiego kraju założonego przez byłych niewolników z Ameryki.

I chociaż fascynowały go dyskusje o wielkiej polityce, to w New Salem najważniejsze były przede wszystkim kwestie lokalne, a w tych sprawach nie było większego „zapaleńca” niż Abraham Lincoln. Kiedy więc gruchnęła wieść o propozycji budowy drogi wodnej, Abraham spędzał całe dnie, mierząc głębokość poszczególnych odcinków rzeki i odnotowując kierunki prądów.

Któregoś dnia przyjaciele zaczęli go namawiać do kandydowania na delegata z New Salem do stanowej legislatury. Abraham zgodził się natychmiast. Bardzo skrupulatnie napisał swój program i ogłosił go 15 marca 1832 r. w lokalnej gazecie „Sangamo Journal”. Po raz pierwszy wyraził w nim publicznie przekonanie o konieczności utworzenia banku centralnego, systemu ceł protekcjonistycznych i potrzebie zwiększenia wydatków publicznych na infrastrukturę transportową. Lincoln nie zdobył mandatu, ale przekonał się, że jest dobrym mówcą i agitatorem. W swoim obwodzie wyborczym zdobył aż 205 głosów wśród 208 obywateli uprawnionych do głosowania. To jednak było za mało, żeby reprezentować hrabstwo w legislaturze. Pierwsza nieudana próba chwilowo zniechęciła go do polityki.

Na początku 1833 r. Abraham Lincoln zwrócił się do prezydenta Andrew Jacksona z prośbą o nadanie mu stanowiska publicznego w New Salem. Dzisiaj może nas dziwić, że zwykły sprzedawca prowincjonalnego sklepiku zwracał się bezpośrednio do samego prezydenta Stanów Zjednoczonych z taką drobnostką. Wówczas jednak dostęp do prezydenta był o wiele prostszy. Każdy obywatel mógł odwiedzić głowę państwa w Białym Domu i wnieść dowolną petycję. W odpowiedzi prezydent Jackson mianował Abrahama Lincolna poczmistrzem w New Salem i wyznaczył dla niego dość wysoką pensję w wysokości 80 dolarów rocznie.

Radość Abrahama nie trwała długo, w tym czasie bowiem zmarła na tyfus jego przyjaciółka Ann Rutledge (córka właściciela tawerny), w której Abe zakochał się rok wcześniej. Śmierć ukochanej pogrążyła go w rozmyślaniach o sensie życia i śmierci. Ta skłonność do częstych rozmyślań o śmierci zaczęła się nasilać w miarę upływu lat. Ich wyrazem było narastające zainteresowanie seansami spirytystycznymi i okultyzmem.

Fatalna spółka

6 kwietnia 1832 r. wśród mieszkańców Illinois zapanowała panika. Do New Salem przyjechał posłaniec konny, który przywiózł alarmujące wieści, że indiański wódz wojenny plemienia Sauków i Lisów wjechał wraz z czterystoma rodzinami na terytorium w widłach rzek Missisipi i Rock River. Przerażony gubernator stanu Illinois John Reynolds powołał milicję stanową. Zgłosiło się do niej 1600 ochotników, wśród których był Abraham Lincoln. Nie wziął on jednak udziału w walkach, za to nawiązał kilka znajomości, które miały później wpływ na pewne wydarzenia w jego życiu.

Po powrocie z wyprawy wojennej Abraham ponownie ubiegał się o mandat do stanowej legislatury. W tym celu wędrował po swoim okręgu wyborczym i dyskutował z farmerami oraz bywalcami wiejskich sklepów. Po latach opowiadał swoim współpracownikom, jak czasem stawał na jakiejś skrzynce czy na pniu drzewa i wygłaszał płomienne przemowy do kilku stojących przed nim farmerów, którzy nie rozumieli połowy z tego, co chciał im przekazać. Ta skłonność do przesadnego gadulstwa i intelektualizowania prostych spraw sprawiła, że zajął zaledwie ósme miejsce wśród trzynastu kandydatów do mandatu poselskiego. Porażka w polityce nie ostudziła jednak jego zapału do działania. Widząc, że do prowadzenia kampanii wyborczej potrzebne są pieniądze, postanowił założyć własną działalność gospodarczą. W tym celu zaciągnął wysoki kredyt na zbudowanie trzech sklepów alkoholowych do spółki z Williamem F. Berrym, którego poznał podczas wojny Czarnego Jastrzębia.

Wkrótce wspólnicy popadli w kłopoty z powodu pijaństwa Berry’ego. Wspólnik Lincolna zmarł w styczniu 1835 r., pozostawiając długi, które obciążyły Lincolna jako współwłaściciela spółki. Wkrótce komornik zajął cały majątek, pozostawiając załamanego młodzieńca bez nadziei na przyszłość. Wtedy z pomocą przyszli jego wyborcy. Po latach Lincoln ze wzruszeniem wspominał, że farmer Jimmy Short wykupił wszystkie przedmioty Lincolna wystawione na licytacji i od razu mu je oddał. Ktoś inny kupił jego konia i też mu go zwrócił.

Mimo że rok 1835 zamienił się w pasmo trosk, niestrudzony Abe postanowił po raz trzeci ubiegać się o miejsce w stanowej legislaturze. Nie stać go było na zorganizowaną kampanię wyborczą, postanowił więc odwiedzić niemal każdego wyborcę z osobna. Ta dyskretnie prowadzona kampania przyniosła zaskakująco dobre rezultaty. 4 sierpnia 1834 r. Abraham Lincoln zdobył drugie miejsce w gronie 13 kandydatów. Mając zaledwie 25 lat, znalazł się wśród czterech członków stanowej Izby Reprezentantów z okręgu Sangamon. Jego niezwykłe talenty w nawiązywaniu kontaktów z wyborcami dostrzegł John Todd Stuart, zdolny działacz Partii Wigów i młody adwokat ze Springfield. Stuart doradził Lincolnowi, żeby został prawnikiem. W Illinois można było zostać prawnikiem bez posiadania odpowiednich dyplomów. Lincoln wypożyczył od cieszącej się uznaniem firmy adwokackiej Stuart and Drummond dużą ilość podręczników i przystąpił do ich studiowania.

Po latach z przekąsem wspominał, że gdy nadszedł dzień wyjazdu z New Salem, pożyczył 200 dolarów od jednego z przyjaciół, spłacił najpilniejsze długi i kupił szyte u krawca ubranie, za które zapłacił niebagatelną kwotę 60 dolarów. Kiedy wsiadł do dyliżansu jadącego do Vandali, obiecał sobie, że zrobi wszystko, by nigdy nie wrócić do znienawidzonego New Salem.

Pechowe małżeństwo

Z początku Lincoln przyglądał się jedynie pracy swoich kolegów z legislatury. Wkrótce zaczął także nieśmiało zabierać głos. Kiedy zauważył, że jego uwagi robią wrażenie na słuchaczach, zaczął wygłaszać dłuższe i bardzo złożone przemówienia. Jego talent oratorski zwrócił uwagę będących w mniejszości wigów, którzy po wygranej w kampanii wyborczej z 1836 r. uczynili go swoim przywódcą w izbie. Rok później Abe przeniósł się na stałe do Springfield, stolicy hrabstwa Sangamon, gdzie 1 marca 1837 r. został przyjęty do związku prawników i uzyskał uprawnienia adwokackie.

W owym czasie Abraham Lincoln uchodził za liberała, który nie tylko reprezentował umiarkowanie krytyczny stosunek do niewolnictwa, ale był także orędownikiem niepopularnego wówczas postulatu nadania praw wyborczych kobietom. Oba te poglądy nie wywoływały entuzjazmu wśród jego partyjnych kolegów. Abolicjonizm był postrzegany jako radykalny ruch anarchistyczny podważający kruchy kompromis między Północą i Południem. W 1837 r. legislatura Illinois wydała nawet uchwałę potępiającą przeciwników niewolnictwa. Nie podpisało się pod nią tylko dwóch członków legislatury – Abraham Lincoln i Dan Stone.

Mieszkańcy Springfield z dumą podkreślali, że ich miasto jest centrum politycznym i kulturowym stanu Illinois. W rzeczywistości, jak opisał je Lincoln, było niewiele większą od New Salem „nudną prowincjonalną dziurą”, gdzie szwendające się po ulicach świnie ryły dziury w cuchnącym błocie, a w całym mieście czuć było odór z brudnych stajni i miejskich latryn. „Ulewne deszcze zamieniały stolicę w wielkie bajoro, pełne smrodliwych stawków, zalanych ulic i grząskich chodników, (…) za to w okresie suszy wysoka trawa porastająca okolicę łatwo się paliła i pożary przesłaniały niebo chmurami dymu i popiołu” – opisywał Springfield biograf Lincolna Stephen B. Oates. Trudno się więc dziwić, że Lincolna nękały coraz częstsze nawroty depresji. Nasiliły się szczególnie po zerwaniu kontraktu narzeczeńskiego z niedawno poznaną panną Mary Owens.

Dla elity miejskiej jedyną atrakcję stanowiły spotkania towarzyskie. Lincoln rzadko bywał na salonach. Odwiedzał jedynie dom pani Elizabeth Todd Edwards, gdzie w 1841 r. poznał jej siostrę, 23-letnią Mary Todd z Kentucky. Po krótkiej znajomości para postanowiła wziąć ślub. Termin uroczystości wyznaczono na 1 stycznia 1842 r. Jednak rodzina Toddów z Kentucky uznała, że „prostak z New Salem” jest fatalną partią dla „dobrze urodzonej” panienki Mary. Dotychczas przychylna Lincolnowi pani Edwards zakazała mu przychodzić do swojego domu na spotkania z Mary i w imieniu jej rodziców robiła wszystko, aby rozbić znajomość swojej podopiecznej i Abrahama. Tuż przed wyznaczoną na 1 stycznia datą ślubu panna Todd prawdopodobnie zerwała zaręczyny. Istnieje też inna wersja tej historii: to Lincoln nie pojawił się w kościele z powodu niechęci rodziny przyszłej żony. Pół roku później ktoś mu powiedział, że dziewczyna cały czas o nim myśli i tęskni. Lincoln znowu zaczął się starać o jej względy. Ostatecznie para wzięła ślub 4 listopada 1842 r. w kościele episkopalnym w Springfield.

Nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo. Już tydzień po ślubie Lincoln napisał w liście do przyjaciela: „Nic nowego tu się nie wydarzyło z wyjątkiem mojego ślubu, który dla mnie jest sprawą bardzo dziwną”. Amerykańska literatura i kino portretowały małżeństwo Lincolnów jako bardzo zgodną i kochającą się parę. Niestety, jest to obraz całkowicie fałszywy. Lincolnowie często się kłócili i nie lubili swojego towarzystwa. Jedynym spoiwem tego związku byli ich czterej synowie. Najstarszy, Robert Todd, absolwent Uniwersytetu Harvarda, został później sekretarzem wojny w administracji Garfielda i Arthura. Drugi syn, Edward Baker, zmarł w wieku trzech lat. William Wallace zmarł w wieku 11 lat w Białym Domu, a jąkający się ostatni syn, Thomas, zwany Tadem, zmarł w wieku 18 lat.

Droga do Waszyngtonu

Rok 1846 był przełomem w karierze politycznej Abrahama Lincolna. Druzgoczącą większością głosów wygrał wybory do amerykańskiej Izby Reprezentantów i mógł na pewien czas opuścić pełne złych wspomnień Springfield. Chociaż był jedynym wigiem wybranym ze stanu Illinois, to jako kongresmen nie zwrócił na siebie uwagi opinii publicznej. Być może dlatego sam zrezygnował z ubiegania się o mandat na kolejną kadencję i na pięć lat wycofał się z życia politycznego, wracając do pracy w swojej kancelarii adwokackiej.

Słuchaczom zgromadzonym w kościele Tremont Temple w Bostonie przywódca abolicjonistów amerykańskich Wendell Philips oświadczył: „Jeśli telegraf mówi prawdę, po raz pierwszy w naszej historii niewolnik wybrał prezydenta Stanów Zjednoczonych (…). Pan Lincoln, choć nie jest abolicjonistą ani nawet przeciwnikiem niewolnictwa, zgadza się reprezentować idee zwolenników zniesienia niewolnictwa. Jest pionkiem na politycznej szachownicy, a jego wartość leży w jego pozycji; podejmując pewien wysiłek, możemy szybko zmienić go w konia, laufra lub królową i zgarnąć wszystko”. Słowa te, wygłoszone nazajutrz po wyborze Abrahama Lincolna na 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych, wyrażają oczekiwania, jakie wiązano z nową administracją republikańską. Lincoln nie był postrzegany jako mąż opatrznościowy, ale słaby politykier, którego łatwo przeciągnąć na swoją stronę sceny politycznej. Czy była to właściwa ocena jego osobowości?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie