Przypominamy tekst z 2018 roku.
W Wielki Piątek Kościół katolicki nie sprawuje liturgii. Nie zmienia to faktu, że właśnie tego dnia najliczniej przybywano w dawnej Polsce do kościołów, aby się spowiadać, uczestniczyć w procesjach drogi krzyżowej i oglądać groby wielkopiątkowe. Od czasu średniowiecznych misteriów przyjął się zwyczaj uroczystego przybierania w ciemnicy, stróżowania i obchodzenia grobów Pańskich.
W dawnej Polsce nawiedzanie grobów było obyczajem niezwykle uroczystym. Przybywały do nich bractwa zakonne i świeckie, w tym budzący grozę kapnicy z zakrytymi głowami, którzy na pamiątkę pięciu ran Chrystusowych biczowali się przez całe „Miserere” w pięciu kościołach lub pięć razy w jednym. Tym obyczajom przewodził starszy bractwa, który pierwszy dawał znak, kiedy rozpocząć smaganie ciała, leżeć na posadzce krzyżem lub zaczynać dalszą procesję do kolejnego kościoła. Już w XVII w. uznano, że widowisko to jest zbyt makabryczne dla innych wiernych gromadzących się przed grobami w pobożnym skupieniu. Kapnicy przerażali swoimi zwyczajami szczególnie dzieci, dlatego biskupi powoli wprowadzali zakazy wstępu dla kapników w swoich diecezjach. Jednakże zwyczaj ten zachował się w niektórych miejscach w Polsce jeszcze do XIX wieku.
Czytaj więcej
Obliczanie daty Niedzieli Wielkanocnej za pomocą reguły aleksandryjskiej okazało się kłopotliwie. Nie brakowało więc głosów, by rocznicę Zmartwychwstania zastąpić stałą datą.
Równie poważna, choć w nieco już pogodniejszym nastroju, była sobota wielkanocna. Zwyczaj święcenia jadła wielkanocnego w kościołach, choć bardzo stary, był praktykowany jedynie w granicach dawnej Rzeczypospolitej. Mieszkańcy ziem zachodnich, które zostały przyłączone do Polski po 1945 r., nie znali tego zwyczaju. Na Kaszubach jedynie najzamożniejsi gospodarze zapraszali do swoich domostw księży na święcenie jadła. Podobny zwyczaj praktykowała szlachta śląska. Za to niemal w całej dawnej Polsce nasi przodkowie tłumnie zmierzali w Wielką Sobotę do kościołów z ogromną ilością koszy zapełnionych wszystkim, co miało się pojawić na wielkanocnym stole. Nie były to symboliczne święconki, małe koszyczki, z którymi obecnie chodzi się do kościołów, lecz całe spichlerze pełne jadła, wśród którego wyróżniały się wielkanocne jaja – jako najdelikatniejsze i stanowiące największy rarytas dla naszych przodków były wystawianie na wierzch koszy i nierzadko przyozdabianie wyskubkami z wosku. I to od nich nasi przodkowie, podobnie jak my współcześnie, rozpoczynali śniadanie wielkanocne, dzieląc się jajem niczym opłatkiem w Wigilię Bożego Narodzenia i winszując sobie wszelkiej pomyślności.